Artykuły

Na ile wygodnictwo determinuje twoje życie

Tomasz Cymerman wyreżyserował w Teatrze Wybrzeże jasną w przekazie tragifarsę, w której diagnozuje współczesną Europę: problemy tożsamościowe, zanik wyższych wartości i zrozumienia między ludźmi (pozornie sobie bliskimi), brak logiki w określeniu siebie wobec świata - o spektaklu "Pan Schuster sprzedaje ulicę" pisze Paulina Janas z Nowej Siły Krytycznej.

Schusterowie w farsie "Pan Schuster kupuje ulicę" przypominają dzisiejszą, nowoczesną rodzinę. Nie brak im niczego - sadzawka z rybami, opiekunka do dzieci, sałatka z alg jedzona pałeczkami, ład i harmonia - wszystko ma swoje miejsce, nie wolno śmiecić przed domem (czego dopuszcza się okrzyczana przez panią Schuster jej matka, strzepując popiół z papierosów gdzie popadnie). Pozornie panuje więc porządek, co pewien czas z głośników słyszymy "Libiamo", arię z opery Giuseppe Verdiego "Traviata", co jeszcze bardziej utwierdza nas w przekonaniu o świetności tego domu. Pierwsze dialogi otwierają jednak przed nami świat zakłamania, niedopowiedzeń, żalu, wyrzutów, niechęci a może nawet nienawiści. Narzeka prawie każdy, bohaterowie zmieniliby wiele, jednak nie podejmują w tym kierunku żadnych kroków. To antybohaterowie, nie mają imion, określa się ich przez funkcje pełnione w rodzinie: Żona (Katarzyna Kaźmierczak), Szwagierka (Magdalena Boć), Teściowa (Joanna Kreft-Baka), Opiekunka (Justyna Bartoszewicz). Jedyna osoba ciesząca się nazwiskiem to tytułowy bohater. Pan Schuster (Robert Ninkiewicz) jest pisarzem kryminałów - niezbyt interesującym, nie sprawdza się też jako pan domu.

Rodzinne spotkanie przed domem w oczekiwaniu na głowę rodu - byłego męża Teściowej - to bombardowanie się tłumionymi przez lata irytacjami. Nic to nie zmienia, Schusterowie nie dochodzą do żadnego konsensusu. Wydaje się nawet, że teraz już zdecydowanie się nie lubią, wzajemnie sobie przeszkadzają. Wymagają od innych, ale od siebie niekoniecznie, wina zawsze leży po stronie polemisty. Papierosy i alkohol stały się ucieczką od realnych problemów.

Relacja Żony i Teściowej uświadamia, że samo gardzenie mentalnością poprzedniego pokolenia nic nie zmieni, trzeba zrezygnować z własnego wygodnictwa. Żona nosi się z zamiarem opuszczenia domu, ale zostaje i przyznaje przed matką, że nie jest od niej w niczym lepsza. Tak samo jak matka nie interesuje się synami, a nawet tym, czy mąż ma romans ze służącą. W prześmiewczy sposób pyta męża, czy zadzwonili do niego z propozycją nagrody literackiej. W tej rodzinie nie ma wsparcia, autorytetów. Nikt specjalnie nie reaguje na zuchwałą służącą, która szybko przejmuje nad nimi przewagę. Nie tak trudno jej rozbić niezgraną ekipę. W nonszalancki sposób ubiera nowe okulary czy tunikę pani domu, bezczelnie milczy, proszona o kieliszek wina przez Szwagierkę. Ale jest jedyną postacią wrażliwą na dobiegające z zewnątrz dźwięki. Usłyszane przez nią zza płotu odgłosy pełnią rolę didaskaliów. Jest to postać intrygująca, w pewnym momencie wydaje się być wiedźmą, a na pewno nie zwykłym człowiekiem. Zna choćby perypetie Schusterów, których nie mogła od nikogo usłyszeć. Być może jej pochodzenie ze wschodu Europy ma nam uświadomić różnicę w mentalności. Mieszkańcy Europy Zachodniej (akcja dramatu dzieje się w Niemczech) są puści, słyszą tylko to, co chcą usłyszeć.

Ludzie sportretowani przez Ulrikę Syhę są wyzbyci empatii, choć tak naprawdę czuje się, że pragnienie odczuwania emocji jest w nich bardzo silnie skrywane. Jedyną bohaterką, która obnaża swoje cierpienie jest Szwagierka. Nie ma pewności, czy ojciec siostry jest również jej ojcem, bo matka, przed laty zagorzała bojowniczka lewicowa, miała wiele romansów, których nawet nie starał się ukryć przed córkami. Grająca tę rolę Magdalena Boć, jak zwykle, wykreowała ciekawą postać. Podobnie Justyna Bartoszewicz, poradziła sobie z niebanalną, wielowymiarową rolą Opiekunki. Pozostali aktorzy nie mieli tak ciekawego materiału, ale udanie uzupełnili obraz rozpadającej się rodziny. Tomasz Cymerman wyreżyserował w Teatrze Wybrzeże jasną w przekazie tragifarsę, w której diagnozuje współczesną Europę: problemy tożsamościowe, zanik wyższych wartości i zrozumienia między ludźmi (pozornie sobie bliskimi), brak logiki w określeniu siebie wobec świata.

---

Paulina Janas - absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (specjalizacja teatrologiczna i edytorska). Studentka III roku śpiewu solowego w Akademii Muzycznej w Gdańsku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji