Artykuły

Hanna Okońska: Jednak polubiłam Bydgoszcz

Hanna Okońska - wokalistka, sopran, solistka Teatru Wielkiego w Łodzi. współpracuje też z Operą Nova: - Zdarza mi się wstać lewą nogą. Oby tych dni nie było tyle, żeby to zmieniło moje optymistyczne podejście do życia.

Skąd się wzięła muzyka i śpiew w Pani życiu?

- Byłam bardzo głośnym dzieckiem, krążyłam po całym domu i śpiewałam. Mam czwórkę rodzeństwa, moi rodzice w pewnym momencie mieli dość hałasu i stwierdzili, że trzeba mnie zapisać na jakieś zajęcia wokalne. Myśleli, że może tam się naśpiewam na tyle, że już w domu będą mieli spokój. Przez 6 lat uczyłam się w Warckim Centrum Kultury. Trafiłam pod skrzydła Jarka Miłka. On jako pierwszy powiedział mi, że mój głos nadaje się bardziej do śpiewania klasyki niż rozrywki. Pamiętam swoje oburzenie, kiedy usłyszałam te słowa. Obiecałam sobie wtedy, że "nigdy w życiu, po moim trupie, nie będę śpiewała operowo".

A jednak...

- Jak to mówią: Nigdy nie mów nigdy. W gimnazjum poznałam człowieka, który jest odpowiedzialny za to, że trafiłam do szkoły muzycznej, a następnie na studia do Bydgoszczy. Był to Jan Olszewski, który prowadził zajęcia teatralne, a mnie przygotowywał do konkursów poezji śpiewanej. To on prowadził mnie do klasyki. Z panem Jasiem pojechałam na pierwsze konsultacje wokalne do Poznania i przesłuchiwała mnie pani profesor Katarzyna Rymarczyk. Wtedy zapadła decyzja, że pójdę do szkoły muzycznej w Zduńskiej Woli, około 40 km od Warty, z której pochodzę.

Trochę daleko jak na związki z Bydgoszczą?

Nigdy nie myślałam, że przyjadę na studia do Bydgoszczy. Ale analizując sobie moją drogę muzyczną, muszę przyznać, że wszystkie drogi do niej jednak prowadziły. W szkole muzycznej uczyła mnie pani Dorota Borowicz, która jest obecnie jest asystentem reżysera w Operze Nova. Gdy trafiłam do szkoły muzycznej, nadal trzymałam się postanowienia, że nie będę śpiewała opery. Dlatego jednocześnie jeździłam na zajęcia wokalne do Wielunia. Tam uczyłam się u pani Zosi Szpikowskiej. Jest to ważny element mojej muzycznej ścieżki, kształtowania się mojej osobowości i poczucia własnej wartości. Pani Zosia nauczyła mnie mocno wierzyć w siebie i uzmysłowiła mi, jak ważne jest to w naszym zawodzie. Jeśli chcemy prezentować siebie na scenie, to musimy wiedzieć, że jesteśmy w tym dobrzy. Żeby śpiewać swoim prawdziwym głosem, trzeba bardzo się otworzyć. A żeby tak się stało, musimy najpierw poznać samego siebie, polubić, pokochać i nie wstydzić się swojego ja. Wszystkie lekcje, które prowadziła ze mną pani Zosia towarzyszą mi do dziś i bardzo pomagają. Dzięki nim chcę ciągle iść do przodu, ze zdrowym poczuciem własnej wartości. Nieważne co złego się wydarzyło, wiem, że jutro będzie lepiej. Polecam wszystkim, nie tylko artystom, żeby o to dbać.

Cały czas jeszcze nie wiem jak te drogi zaprowadziły Panią na studia do Bydgoszczy. Czy to był pierwszy wybór ?

- W trzeciej klasie szkoły muzycznej polubiłam się z operą, ale broniłam się przed Bydgoszczą. Mimo, że wszyscy mnie na tę uczelnię namawiali. Nie miałam tu rodziny ani znajomych. Moim pierwszym wyborem był Wrocław. Zdawałam do Poznania i do Wrocławia, ale się nie dostałam. Nie przeszłam pierwszego etapu ze śpiewu i dziś wcale się nie dziwię, moje zdolności wtedy nie były oszałamiające. Dowiedziałam się jednak o drugim naborze w Bydgoszczy i stwierdziłam, że czemu nie... Może trzeba iść za ciosem i spróbować. No i udało się. Przez pierwsze pół roku uczyłam się u nieżyjącej już dziś pani Patrycji Stróżyk, a potem trafiłam do profesor Małgorzaty Greli.

A kiedy Pani polubiła Bydgoszcz?

- Z roku na rok podobała mi się coraz bardziej. Pamiętam, że jak przyjechałam, to rzeczywiście chyba fakt, że nikogo tutaj nie znałam, sprawił, że to nie był dobry początek. Patrzyłam na miasto z zupełnie innej perspektywy. Natomiast kiedy poznaje się ludzi i coraz więcej pięknych i ciekawych miejsc, człowiek zaczyna się przywiązywać. Wydaje mi się też, że przez te 6 lat moich studiów Bydgoszcz bardzo się rozwinęła, wypiękniała. Coraz lepiej się tutaj czułam, miałam coraz więcej wspaniałych znajomych i pokochałam to miasto.

Przez ten czas studiów w Bydgoszczy nie ciągnęło Pani na przykład do Gdyni, żeby spróbować swoich sił w teatrze muzycznym?

- Nie, bo pani profesor Grela zaraziła mnie miłością do opery do tego stopnia, że myśl o musicalu przestała mnie nawiedzać. Poczułam frajdę ze śpiewania klasycznego. To był przełomowy moment, odstawiłam swoje marzenia o śpiewie rozrywkowym i skupiłam się wyłącznie na operze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji