Białystok. Plany OiFP na nowy sezon
- Zamierzam w tym roku rozwiązać problem akustyki sali przy Odeskiej - mówi Ewa Iżykowska-Lipińska, dyrektor OiFP. Wczoraj przedstawiła mediom swoje pomysły na prowadzenie instytucji.
- Mam w planach, w porozumieniu z Urzędem Marszałkowskim i obietnicą wsparcia finansowego, rozwiązanie problemu akustycznego tej sali w tym roku - zadeklarowała. Nowa dyrektor zamierza skorzystać z pomocy męża - Andrzeja Lipińskiego.
- Nie wypada męża reklamować, ale jest jednym z najwybitniejszych reżyserów dźwięku na świecie i również pracownikiem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina na wydziale reżyserii dźwięku - zdradza dyrektor. - Oczywiście zachwycił się tą przestrzenią i jako wolontariusz obiecał mnie wspierać przy poprawie akustyki tej sali.
W ciągu miesiąca Ewa Iżykowska-Lipińska zamierza powołać Studio Operowe na wzór Akademii Operowej w Operze Narodowej. Początkowo miałoby się w niej rozwijać sześć osób w systemie master class.
- Młodzi będą nie tylko szlifować talenty pod okiem mistrzów, ale też jak najszybciej trafiać na scenę - tłumaczy Iżykowska-Lipińska. - Jest premiera, rola do zagrania, szlifujemy i wchodzimy na scenę. Studenci mieliby zapewnione stałe gaże i to pomimo wprowadzanego programu naprawczego.
Na razie nowa dyrektor nie zamierza rezygnować z organizacji festiwalu Halfway, ale przyznaje, że przydałaby się redukcja kosztów.
Ze względu na świetną kondycję operowego chóru wiosną 2020 roku zamierza wystawić operę "Eugeniusz Oniegin". W przyszłości chciałaby z całą ekipą opery wyprodukować serial telewizyjny dziejący się w przestrzeni budynku.
- Mamy na miejscu multimedia, scenę, kamery, światła, niebywale piękną przestrzeń, ludzi po polonistyce, którzy nawet mogą nam napisać scenariusz - przekonuje dyrektor.
W porozumieniu z Tomaszem Raczkiem chce uruchomić przy Odeskiej festiwal filmowy, myśli też o festiwalu operowym, na przykład poświęcony Pucciniemu. - Turyści ze świata chętniej przyjadą, by w ciągu tygodnia usłyszeć kilka oper tego kompozytora - tłumaczy Iżykowska-Lipińska. I za przykład podaje festiwal mozartowski w Warszawie.
W planach byłyby też edukacyjne poranki symfoniczne dla dzieci.
- Sytuacja, iż filharmonia jest oddalona od siedziby macierzystej jest dla instytucji niekorzystna emocjonalnie - uważa Iżykowska-Lipińska. - Bardzo lubię budować zespół, marzy mi się teatr ogromny, ludzi, którzy się znają, spotykają, rozmawiają, tworzą aurę teatru. A tu połowy tego teatru nie mamy, ponieważ orkiestra najczęściej jest poza siedzibą, a wolałabym mieć ją bliżej. Dlatego wydaje mi się, że rozwiązanie akustyczne tej sceny i docelowo koncerty przy Odeskiej, przynajmniej na jakiś czas byłyby rozwiązaniem dla tej instytucji. Docelowo marzyłby mi się dodatkowy budynek w pobliżu tego teatru w postaci wielofunkcyjnego budynku koncertowego, który miałby w sobie salę koncertową, sale do ćwiczeń i może jakieś podziemne garaże. Być może pewnego dnia te marzenia się spełnią.
Do końca sezonu program koncertów filharmonicznych opracował Mirosław Jacek Błaszczyk
- W 1990 roku, mając 31 lat, gdy obejmowałem kierownictwo nad Filharmonią Białostocką, nie przypuszczałem, że będzie to start do zrozumienia wszystkiego: życia, problemów, muzyki... oczekiwań w stosunku do siebie i otoczenia - wspomina Błaszczyk. - Kredytu zaufania, jakiego udzieliła mi orkiestra, starałem się nie zawieść, ale też było to tym łatwiejsze, że atmosfera w instytucji była wtedy i jest do dziś bardzo budująca. Była to wspólna twórcza praca nad poziomem artystycznym, jakością muzyczną. To wtedy po raz pierwszy wykonaliśmy tak ważne pozycje z literatury muzycznej, jak Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego, Béli Bartóka, symfonie Sergiusza Rachmaninowa czy utwory Igora Strawińskiego.
Przyjazd Witolda Lutosławskiego do Białegostoku i koncert z jego muzyką był ważnym wydarzeniem, które uświadomiło mi i Orkiestrze, że poziom artystyczny jest naprawdę dobry i powinniśmy pracować nad promocją Orkiestry w innych ważnych ośrodkach muzycznych. Ukoronowaniem tych starań był wyjazd w 1995 roku do USA do słynnej Carnegie Hall z programem muzyki polskiej: Stanisława Moniuszki, Henryka Mikołaja Góreckiego i z IV Symfonią Roberta Schumanna.
Wyjazd do Stanów Zjednoczonych był wyzwaniem i próbą dla zespołu, ale też dla dyrekcji. W latach 90. trudno było pozyskać przychylność sponsorów dla tego rodzaju przedsięwzięć. Nasz wkład własny to była opłata za bilety lotnicze, a brakującą sumę... zarobiliśmy, m.in. nagrywając bajki muzyczne dla WOT-u, ale opłacało się! Kilkunastominutowa owacja na stojąco trzytysięcznej widowni oraz entuzjastyczne recenzje m.in. w "The New York Times" wynagrodziły wszelkie trudy i niezwykle zadowoleni i szczęśliwi wróciliśmy do Białegostoku.
Jestem wdzięczny, że mogłem przez pięć lat pracować w Białymstoku, rozwijać się artystycznie, budować jakość i prestiż Filharmonii, dbałość o które w kolejnych latach kontynuowano. Dziś śmiało możemy stwierdzić: Opera i Filharmonia Podlaska z jej Orkiestrą i Chórem to jedna z najlepszych instytucji muzycznych w Polsce.