Janusz Gajos: 80-lecie króla polskiej sceny
W teatrze jest aktorem bez zastępcy. Kto stanąłby na jego miejscu, z góry skazałby się na przegraną. Każdej bowiem swojej kreacji - a wciąż zaskakuje ich różnorodnością - Janusz Gajos nadaje nie tylko znakomity szlif artystyczny, ale i głęboką interpretację intelektualną.
Czy to jako Mateusz Bigda w sztuce "Bigda idzie", czy spragniony uczucia lebiega w "Ławeczce" Gelmana, czy Koczkariew w "Ożenku" Gogola, Willy Loman w "Śmierci komiwojażera" Millera, czy w monodramie "Msza za miasto Arras" według Szczypiorskiego.
Obok sceny 90 ról filmowych, które zapisały się w historii kina i telewizji. Od czasu, kiedy wyszedł z czołgu czterech pancernych, był sędzią piłkarskim Laguną w "Piłkarskim pokerze", majorem w "Przesłuchaniu", cenzorem w "Ucieczce z kina Wolność", głównym bohaterem "Żółtego szalika", prokuratorem w filmie "Body/ Ciało", wreszcie abp. Mordowiczem w "Klerze". Lista mistrzowskich ról jest długa.
A kto nie pamięta dozorcy Tureckiego z Kabaretu Olgi Lipińskiej, dygnitarza z serialu "Alternatywy 4" czy występów Gajosa w kabarecie Dudek?
Nagrody Gajosa za wybitne kreacje trudno zliczyć. W 2016 r. Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi wyróżniła go tytułem doktora honoris causa.
Dziś niekwestionowany król polskiej sceny kończy 80 lat, ale na emeryturę się nie wybiera. Marzą mu się jeszcze wielkie Szekspiry, "bohaterowie w podeszłym wieku, którzy mówią, jak to z tym życiem jest", jak mówił w najnowszym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego".
Kiedy w 2002 r. Janusz Gajos otrzymywał Busolę - nagrodę PRZEGLĄDU, na dyplomie znalazły się słowa: "Wybitnemu aktorowi, który ułatwia nam zrozumienie świata". Tak jest do dziś i niech trwa jak najdłużej. Ad multos annos, Drogi Jubilacie!