Artykuły

"Na każdego znajdzie się paragraf". Kiriłł Sieriebriennikow wrócił do teatru

"Są winni, bo tak zdecydował sąd, więc zasługują na karę śmierci". Pierwsza sztuka Kiriłła Sieriebriennikowa po zwolnieniu go z aresztu otworzyła w Moskwie sezon teatralny. Zgodnie z rosyjską tradycją widzowie mogą się gorzko śmiać nad własnym losem.

W spektaklach Kiriłła Sieriebriennikowa nie brak ironii i odwagi. Aktorzy klną, reżyser najdosłowniej obnaża ich w śmiałych scenach erotycznych, co w teatrach państwowych jest niemożliwe. Zapewne dlatego jego sztuki cieszą się popularnością wśród liberalnej opozycji i młodego pokolenia.

Ale Sieriebriennikow jest uznawany za jednego z najlepszych współczesnych rosyjskich reżyserów przede wszystkim dzięki swojej postawie i politycznej wymowie spektakli. Z pozycji faworyta władzy, którą zajął podczas "odwilży" za czasów rządów Miedwiediewa, spadł do rangi przestępcy oskarżanego o zdefraudowanie rządowych pieniędzy.

Projekt "Platforma", na który reżyser dostał od rządu ok. 7 mln zł, przez cztery lata popularyzował w Rosji sztukę współczesną. Ale zdjęcia z setek spektakli, koncertów, debat, recenzje i relacje widzów były niewystarczającym dowodem dla sądu, że spektakle się odbyły. Sieriebriennikow przez dwa lata przebywał w areszcie domowym.

Wszystko wskazuje jednak na to, że sfabrykowana i prowadzona na siłę sprawa karna, mimo starań prokuratury i Komitetu Śledczego, właśnie umarła. Reżyser oraz reszta osób związanych ze sprawą zostali uwolnieni, materiały śledztwa wróciły do prokuratury. Moskiewski sąd uznał, że zgromadzone dowody są niewystarczające i sprzeczne, dając jednocześnie do zrozumienia, że niechętnie będzie kontynuować tę pokazową sprawę.

Teraz w moskiewskim Gogol-Center Sieriebriennikow wystawił pierwszą po wyjściu z aresztu sztukę - adaptację "Katów" Martina McDonagha. Widzowie mogą na własnej skórze odczuć ciężar jego doświadczeń oraz bezsilność jednostki, która narazi się systemowi.

Gdy w barze pojawia się widmo ofiary

W spektaklu Sieriebriennikowa trudno dopatrzyć się oryginału. Reżyser przeniósł akcję do boleśnie rosyjskich realiów przypadających na pierwsze lata rządów Władimira Putina. Nostalgia za czasami ZSRR wciąż jest żywa, zwłaszcza wśród tych, którzy okazali się zbędni nowemu państwu. A to np. kaci, którzy po wejściu Rosji do Rady Europy i zniesieniu kary śmierci przestali być potrzebni.

Były kat Gienadycz prowadzi na przedmieściach Moskwy bar. Odwiedzają go dawni koledzy po fachu, wścibski dziennikarz, a także wiecznie zawiany policjant. Z przykutych łańcuchami do blatu kufli popijają rozcieńczone, kupione za ostatnie drobne piwo i komentują oglądane na ekranie telewizora wydarzenia.

W wiadomościach pojawiają się Putin, Gorbaczow, Jelcyn. Knajpiani bywalcy komentują: "Demokracja to tylko krótka przerwa między jedną dyktaturą a drugą", a za chwilę krzyczą w stronę telewizora: "() a tych rozstrzelać!". Wszystko to w takt "Dla Elizy", rzępolonego na pianinie przez 15-letnią Swietkę, córkę Gienadycza.

W barze pojawia się nieznany "moskwicz" Katz. Kata zaczyna prześladować widmo jednej z ofiar, może niesłusznie skazanej przez sąd na karę śmierci, a Swietka nagle znika. Zebrani winą niesłusznie obarczają przybysza z Moskwy. Przez przypadek zabijają go w barze. Nikt się tym jednak specjalnie nie przejmuje Umarł, no co zrobić?

"To nie ja cię zabijam. To sąd Federacji Rosyjskiej cię zabija". "Będzie człowiek, znajdzie się i paragraf". Takie kwestie wywołują gromki, ale gorzki śmiech widowni.

Byłem najlepszym katem

Adaptacja sztuki McDonagha jest do bólu rosyjska. Wybrzmiewa w niej echo radzieckiej przeszłości - kaci kojarzeni są z masowymi zabójstwami, represjami i piwnicami w siedzibach NKWD. Życie jednostki nie ma wartości. Ludzie żyją co prawda już w innych, lepszych czasach, nie są oddzieleni od Europy "żelazną kurtyną", ale mentalnie funkcjonują w epoce radzieckiej, w której najważniejsze to być "najlepszym" w swojej dziedzinie. Nie miało znaczenia, czy piekarzem, czy katem.

"Byłem najlepszym katem. Mam nawet dyplomy! Byłem lepszy od ciebie!" - krzyczy Gienadycz do swojego teścia, który karierę zaczynał jeszcze za Stalina i może się pochwalić straceniem ponad 20 tys. osób.

Sieriebriennikow pracował z aktorami po raz pierwszy od dwóch lat. W nasyconym jego doświadczeniami spektaklu kaci nigdy nie są "byli". Będą "pracować" zawsze, bić ludzi podczas pokojowych protestów, torturować w aresztach i komisariatach tak długo, jak długo pamięć o tych, dzięki którym przez lata funkcjonowali, będzie czczona, a oni sami - zasiadać będą w kremlowskich gabinetach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji