Artykuły

"Halka" w Operze Bałtyckiej

Do szlacheckiego świata prowadzi nas w I akcie "Halki" Moniuszki renesansowy portal - brama wejściowa do ogrodu pałacowego. Na tym tle rozbrzmiewa uwertura. Pod batutą Bogusława Madeya orkiestra Opery Bałtyckiej ma dużą siłą wyrazu, od pierwszej chwili wciąga słuchacza w tragiczny konflikt, który rozwinie się w dalszym ciągu opery. Orkiestra wzorowo przygotowana imponuje różnorodnością i po tęgą brzmienia. Dopiero po uwerturze, która zostaje przy jęta długimi oklaskami Marian Kołodziej, twórca wspaniałych, w tym akcie monumentalnych dekoracji, wprowadza nas na podwórzec pałacowy. A gdy usuwa przednią ścianę domu, zdumionego widza olśniewa rozjaśniające się powoli wnętrze, obraz dawnej staropolskiej świetności; na tle wspaniałego gobelinu przypominającego wawelskie arrasy tłum szlachty - wszystkie kontusze, stroje kobiece, kostiumy baletu utrzymane w jednej gamie kolorystycznej, w odcieniach beżu, brązu, rudości. Cały orszak polonezowy stanowi jakby dalszy ciąg gobelinu.

Scenografia na przedstawieniu premierowym zyskała oklaski przy otwartej kurtynie, tak samo jak i dekoracja góralskiego aktu.

Partia orkiestrowa udramatyczniona przez dyrygenta do granic możliwości staje się ważnym partnerem sceny, komentatorem wydarzeń, zmian nastroju, rozwija tok treści emocjonalnej dzieła. Szczególnym walorem było wykonanie antraktów przygotowujących nastrój każdego z aktów.

Przedstawienie zostało przy gotowane z największą starannością. Reżyseria Hanny Chojnackiej, daleka od stereotypu operowego, szuka nowych, oryginalnych rozwiązań, prowadzenie solistów zindywidualizowane daje w rezultacie bohaterów głęboko ludzkich, wzruszających. Z dwu obsad, jakie przygotowała Opera Bałtycka, każda jest nieco inna. I owa inność zaznacza się najwyraźniej w postaci Halki i Janusza. Debiutantka Bożena Szmyt-Piontek, studentka Akademii Muzycznej w Gdańsku, to Halka młodzieńcza, urodziwa, o głosie jeszcze dziewczęcym w brzmieniu, żywiołowa, prawdziwa w prostocie. Przy tak dobrych warunkach scenicznych warto popracować jeszcze nad głosem, aby uzyskać lepszą intonację w wysokim rejestrze. Gościnnie występująca w partii Halki bydgoska solistka Katarzyna Rymarczyk (z drugiej obsady) jest artystką dojrzałą, śpiewa z dużą kulturą, frazuje muzykalnie, zwracały uwagę jej piękne i nośne piana. Różni w wyrazie byli też dwaj "panicze". Andrzej Kosecki, jako Janusz wydał się człowiekiem słabym, uzależnionym od swe go środowiska, pogodzonym z konwencjonalnym małżeństwem - bo tak trzeba. Jesteśmy jednak skłonni wierzyć mu, te naprawdę łączyły go z Halką uczuciowe więzy, a teraz świadom jej niedoli również cierpi w jakiś sposób. Wokalnie solista w pełni sprostał swej partii.

Andrzej Kijewski (Janusz z drugiej obsady) był paniczem gładkim, pełnym galanterii w swoim środowisku, bezwzględnym wobec pańszczyźnianej chłopki. Stać go było tylko na zniecierpliwienie, zdawkowe powtarzanie słów bez pokrycia - byle pozbyć się niewygodnej sytuacji mu śpiewakowi, obdarzonemu dużym głosem, uczuciowość, chyba nadmierna, rozwala emisję, uniemożliwia kontrolę głosu. Jego Jontek był egzaltowany, zabrakło naturalności, choć arię w IV akcie zaśpiewał na premierze ładnie. Solista winien starać się opanować wibracją w głosie.

W partii Zofii wystąpiły Barbara Sanejko (pierwsza obsada) i Bożena Mądroszkiewicz (druga obsada). Szlachetną postać stworzył Maciej Wójcicki (Stolnik), godny, postaciowe nadający się de partii kontuszowych, ładnie śpiewający. Dublował go Andrzej Tymczuk. W pozostałych rolach: Henryk Czujkowski, Jan Gdaniec i Jerzy Budnik.

Reżyseria H. Chojnackiej obfituje w dobre i świeże pomysły. Jest precyzyjna, nie ma w niej pustych miejsc. Szczególną wartością Jest u tej artystki ruch, zawsze wyrazisty, pełen ekspresji, plastycznie piękny. Dotyczy to nie tylko solistów, ale również chóru, tancerzy. Układy scen zbiorowych dalekie od statyczności, chór miał sporo zadań aktorskich, przegrupowania zarówno w tłumie, jak i w scenach tanecznych bardzo zręczne, czasem działania prościutkie, ale dające pożądany efekt. Mazur stał się kwintesencją polskiego ducha, był w nim rozmach i swoboda. Szeroki, nie stał się jednak osobnym "numerem" był wtopiony w akcję - i to Jest we wszystkich układach baletowych zasługą H. Chojnackiej, reżysera - choreografa. Choć artystka zastrzegła się, te w "Halce" interesuje ją problem samotnego cierpienia bohaterki, jednak nie uciekła od problemu społecznego, który w jej reżyserii uwypuklił się z wyjątkową ostrością już w I akcie.

Reżyser rozgrywa brutalnie scenę zaręczyn Zofii i Janusza, nie zostawiając widzowi żadnej wątpliwości: Zofia i jej ojciec, a także goście wiedzą wszystko o związkach Janusza z Halką. Mimo to dochodzi do małżeństwa szlacheckiej pary, bo wszyscy przechodzą do porządku nad losem chłopki. Pod koniec II aktu Zofia i Janusz stają naprzeciw siebie jak wrogowie.

Nie jestem pewna czy Wolski i Moniuszko tak właśnie widzieli tę sprawę. Z partytury to nie wynika, myślę, że kunszt reżysera winien polegać na takim rozegraniu sceny zaręczyn, aby pozostawić w nieświadomości bodaj Zofię - inaczej nie tłumaczy się w ostatnim akcie odzywka Janusza "aby jej nie poznała, drżę cały" i śpiew tłumu "wtedy wzgardziłaby nim". Niepotrzebne wydaje się też podtańcowywanie Halki z paniczem podczas duetu w I akcie. Są to jednak drobne refleksje, które nie wpływają na wrażenie, jakie pozostawia spektakl. A wrażenie jest duże.

Jest taka osobliwa chwila w IV akcie, kiedy stylowa, drobiazgowo wypracowana sylwetka góralskiego kościółka tonie w odrealnionym świetle - gdy oszalała z rozpaczy Halka pragnąca zemsty zbliża się do zamkniętych drzwi z pochodnią w ręku. Drzwi kościółka otwierają się ukazując klęczące rzędem dziewczęta. W tej samej chwili rozbrzmiewa pieśń prosząca o zmiłowanie. W niepowtarzalnym momencie jakie pięknej symboliki wspierają się w tworzeniu nastroju plastyka, muzyka, reżyseria - w pamięci widza staje krakowski ołtarz Wita Stwosza, i to skojarzenie podnosi jeszcze wartość chwili. Czysto i szlachetnie brzmiał chór żeński. W ogóle chór przygotowany przez Wiesława Czerskiego śpiewał dobrze, osiągnął szeroką dynamikę, a miał niełatwe zadanie, bo w "Halce" są duże, odpowiedział za sceny chóralne.

Szczęśliwie się stało, że premierę "Halki" przygotowali nam artyści najwyższej miary. Scenografia M. Kołodzieja nie jest ilustracją, a kreacją nowego, własnego świata, a muzyka Moniuszki w interpretacji B. Madeya posiada najgłębsze walory dramatyczne i emocjonalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji