Artykuły

"... nasz zbytkuje duchownie raczej"

Już się ma pod koniec starożytnemu światu - wszystko, co w nim żyło, psuje się, rozprzęga, szaleje - Bóg i ludzie szaleją. a wśród biesiad trucizny, a w tych tańcach konwulsyjne podrzuty - niby to życie bez granic wśród jęku, ryku hijen nawołań gladiatorów - Śmiech z takiej wiosny umajonej krwią i spiekłych kadzideł! - Śmiech z takiego życia! Ono przejściem tylko, ono nic nie utworzy, nic nie zostawi po sobie, prócz krzyków i sławy marnego skonania!

Tak rozpoczyna się "Irydion" Zygmunta Krasińskiego - i słowa te brzmią przerażająco, ostro i współcześnie, nie mają żadnych tajemnic człowieka połowy XX wieku, który przeżył gorączkę katastrofizmu w każdym zakątku Europy poznawał prostacki cezaryzm faszystowskiego dyktatora. Już dawno nie słyszałem ze sceny dramatu, który by rozpoczynał się z równie wysokiego tonu, i który Wydobywałby bohatera z równie swobodnie i szeroko zarysowanego tła historiozoficznego. Współcześni Krasińskiemu chętnie odwoływali się do przeszłości; szukając tam pomocy lub źródła klęsk narodowych, ale nie potrafili tę przeszłość spojrzeć z tak okrutnym chłodem i z tak niewielką ilością złudzeń. Chcieli, by potwierdziła prawdę i trwanie świata, ale nie godzili się z tą przerażającą prostotą na fakt, że jedynym potwierdzeniem historii jest zniszczenie miasta, starte na pył, serca spopielałe, martwiejące w. bezwzględnej walce z czasem. Krasiński więcej od nich wiedział, a przynajmniej oczekiwał, przeczuwał -i to zbliża go do ludzi,- którzy w połowie XX Wieku skłonni są twierdzić, ze wiedzą i poznali już wszystko.

Od dawna: nie pamiętam na scenie tak mądrze i świadomie rozpoczętego dramatu. Nikt z naszych współczesnych nie potrafi - nie chce czy nie może - od tak Wysuniętego punktu podjąć polemik ze swoją epoką. W większości wypadków jest to punkt docelowy. Rozczarowanie, stwierdzenie bezsensu czy zbrodniczości, w jakich się uczestniczyło - oto temat współczesnej literatury. Śmiech z takiego życia - mówią bohaterowie odchodząc a autorzy kończąc swój dramat - śmiech z takiej wiosny, umajonej krwią. I powtarzają się w tym i są nudni, i są tak rozpaczliwie bezradni. Nie wobec świata, o to w końcu trudno byłoby mieć do nich pretensje, ale wobec siebie samych, wobec własnych kompleksów i własnej Sytuacji, spoza których niczego już dostrzec, ocenić ani zrozumieć nie umieją.

W oczekiwaniu na "Nieboską komedię" "Irydion" stał się trzecią premierą wielkiego repertuaru romantycznego, po "Dziadach" i "Kordianie". Konflikt jednostka - świat, typowy dla dramatu romantycznego, został tutaj zarysowany w sposób nadzwyczaj ostry i zupełnie swoisty. Jeśli w "Dziadach" byłą to wilka przeciwko więzom łączonym człowieka z potocznością świata, i wzbraniającym mu stanąć samotnie, tytanicznie wobec ojczyzny, historii losu; jeśli tu "Kordian" bohater toczył walkę hamletyczną przeciwko własnej słabości, przeciwko paraliżującej dwoistości spojrzenia na rzeczywistość - to "Irydion" jest o wiele bardziej jednolitym dramatem człowieka, który pragnie znaleźć najlepszą broń przeciwko światu, który dla tego celu nie zawaha się przed żadnym, przymierzem i przed żadną zdradą, który tej jedynej namiętności zdolny jest poświecić wszystko, miłość i przekonania, obowiązki i tęsknoty. Zniszczyć Rzym, który podbił i splądrował rodzinką Helladę. Ale Irydion podjął walkę w imię Wolności i przeciwko przemocy niezależnie od historii, zawierzywszy własnej sile, temperamentu i wierności sprzymierzeńców. To musiało skończyć się tragicznie. Człowiek bowiem jest w swych decyzjach wolni), ale nie jest niezależny ani od świata, ani od historii; i dlatego za każdą decyzję musi płacić. Ta idea "Irydiona" jest bardzo współczesna, bo współczesny był stosunek Krasińskiego do historii; We wstępie do dramatu pisał: "W rzeczy samej zbytki materialne i nędze materialne są zawsze Wielkim milczeniem ducha czy indywiduów czy narodów - jest to życie zwierzęce na najwyższym lub najniższym, szczeblu swoim - ja życie moralne zda się odpoczywać tymczasem, by powstać i Zagrzmieć. - Zresztą świat starożytny był raczej światem liczb i kształtów, niż wolnych, ruchów ducha - dlatego musiał, konając konwulsyjnie, ogromnie się tarzać w materii swojej - nasz zbytkuje duchownie raczej".

Świat cezarów i świat Irydiona potraktował Krasiński jako wielką przygodę duchową człowieka, jako próbę okiełzania przez niego rozstrzelonych sił i energii rzeczywistości. I dlatego dramat Irydiona i porażka, jaką on ponosi, mogą się okazać także naszym dramatem. I dlatego godna uwagi i szacunku wydaje się pierwszą potyczka o przywrócenie "Irydiona" po trzydziestu latach teatrowi polskiemu, i po stu latach - dziedzictwu współczesnej myśli.

Reżyserował przedstawienie w Teatrze Kameralnym w Krakowie Jerzy Kreczmar, ogromny tekst poetycki zręcznie ściągnął w trzygodzinny spektakl. Zbudował w pierwszych dwóch aktach przejrzystą introdukcję dramatyczną, nie gubiąc nic z problematyki intelektualnej dramatu; w dialogu sprozaizował bogato ornamentowaną rytmikę języka, i skupił przez to uwagę aktorów i widowni na sensacji a nie na frazach - jak najbardziej słusznie wyżej ocenił Krasińskiego myśliciela niż poetę. Ale nie można dłużej zwlekać, aby rozpocząć z Kreczmarem sprzeczkę o trzeci akt, o celowość dokonanego tam wyboru, o istotę problematyki "Irydiona", o postać Masynissy. Reżyser powierzył tę rolę Alfredowi Szymańskiemu, który jest aktorem deklamatorskim, a Masynissę potraktował jako dobrotliwego sługę Irydiona, o czym wprawdzie wspomina się gdzieś w tekście, ale co nie może odebrać tej postaci jej przewrotnej, ironicznej mądrości. Znikł Masynissa organizujący zemstę Irydiona z całym przekonaniem o jego klęsce. Znikł Masynissa, którego młody poeta romantyczny kreował po trosze na szatana, ale który powinien być po prostu przerażająco jasną i trzeźwą świadomością. Kreczmar nie tylko Szymańskiemu przycina tekst w, ten sposób. Także inne sceny ostatniego aktu buduje na wzór krwawych szekspirowskich kronik historycznych, usuwając na plan dalszy dramat niespełnionej zemsty, dramat klęski człowieka wobec tak banalnej prawdy jak ta, że "Fortuna jak niewolnicą niosąc ostatki strzaskanego koła, idzie za wozem triumfalnym". Jest to więc dramat przedwczesnej rewolucji, która upada za cenę pełnej dojrzałości wewnętrznej Irydiona. Pomyłką było pozostawienie tych wszystkich przypadkowych starć Wręcz, jakie Irydiona wtłoczyły w ów legion bitnych Polaków, których kości zaścielają wszystkie pobojowiska świata.

Tak ustawiając tę postać Kreczmar zmierza do finału, w którym nie Masynissa ale Prologus (wyobrażający autora i recytujący) jego Wstęp oraz Dokończenie) ma ostatnie słowo, by wysłać bohatera "w kraj śniegów i lodów". Jest to ładna poetycka myśl Krasińskiego, ale niekoniecznie kontynuacja czy zakończenie istotne dramatu Irydiona; Prologus nie powinien posuwać się za daleko. Grał go Piotr Pawłowski, dobrze, dyskretnie i wieloznacznie; patetyczną poetyckością Wstępu znakomicie uogólniał losy osób dramatu; dopiero końcowa interwencja w samą; akcję jak zwykle nie przyniosła skutku oczekiwanego. Irydionem był Jerzy Kaliszewski, takim właśnie, jakim można go sobie wyobrazić: nie - opanowanym pasją zemsty i namiętnością niszczenia; w sposób chłodny i obliczony podejmował eksperyment ze światem, poświęcał siebie i rodzinę, przekonania i tęsknoty dla osiągnięcia celu, dla zrealizowania idei. Kaliszewski był powściągliwy tu wyrażaniu uczuć, tłumiony i Wyrazisty zarazem. Do chwili, kiedy reżyser odebrał mu prawo do klęski, a dal prawo jeszcze jednej Somosierry. Pustki, jaka zapanowała od razu na scenie, aktor nie próbował nawet wypełnić.

Jako Elsinoe wystąpiła Maria Kościałkowska, jako Heliogabal - Leszek Herdegen. Kościałkowska szła zwykłą już sobie drogą dyskrecji i opanowanej, naiwnej trochę tragiczności. Miała rolę opracowaną w najdrobniejszych szczegółach, ale nigdy nie narzuciła się widowni tak, by odwrócić uwagę od dramatu Irydiona; byłoby to niezwykle łatwe, dobrze że nie było kuszące. Herdegen natomiast jako Heliogabal zmienił się, był inny niż w swoich, dotychczasowych rolach, kiedy to zwykł był powtórzyć gesty albo intonację. Oczywiście, postać wymagała innych środków. Ale. upadający Rzym cezarów znalazł w aktorstwie Herdegena wyraz tale ostry, ironiczny, i tak dramatyczny, jak musiał to sobie wyobrażać Zygmunt Krasiński.

O jeszcze jednej roli muszę powiedzieć osobno: Wanda Kruszewska jako Klaudia. Zbudowała postać obłąkaną i namiętną znakomicie, kontrastującą z martwym przerażeniem chrześcijan i oziębłym cynizmem Irydiona. Dekoracje i kostiumy projektował Wojciech Krakowski. Był w nich ascetyczny klasycyzm formy i współczesności wyrazu. Był w nich najwyraźniej cały styl krakowskiego "Irydiona", który z tej sceny i z teatr, polskiego nie zejdzie już - na tarczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji