Artykuły

Czym teatr offowy różni się od offowego kina?

Miałem przyjemność brać udział w obradach jury konkursu debiutów Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu. Co pozwoliło mi naocznie i z mściwą satysfakcją stwierdzić, ze teatrolodzy też mają problemy. I że w dodatku są to te same problemy, które mają filmoznawcy. Tzw. teatr offowy to dzisiaj równie pojemne i puste pojęcie jak tzw. kino offowe - pisze Bartosz Żurawiecki w miesięczniku Film.

Dzisiaj nie będzie o filmach. Ani o polityce, ani nawet o gejach. Założyłem sobie filtr i już nie będę flirtował. Dzisiaj będzie o... teatrze, tak się bowiem złożyło, że miałem przyjemność brać udział w obradach jury konkursu debiutów Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu. Co pozwoliło mi naocznie i z mściwą satysfakcją stwierdzić, ze teatrolodzy też mają problemy. I że w dodatku są to te same problemy, które mają filmoznawcy. Tzw. teatr offowy to dzisiaj równie pojemne i puste pojęcie jak tzw. kino offowe. Nikt nie potrafi określić, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. W szranki maltańskiego konkursu stanęły bowiem spektakle tworzone zarówno przez amatorów, zazwyczaj ludzi bardzo młodych licealistów (bardzo dobre "Głosy" [na zdjęciu] Teatru Krzyk) i studentów jak i przez zawodowców po szkołach, którzy próbują robić rzeczy poza strukturami teatru oficjalnego. Znalazł się nawet w programie jeden projekt przygotowany w poznańskim Ośrodku dla Bezdomnych ("Przebudzenie" Grupy Wizyjnej Dżak Nikolson). Powinienem w związku z tym napisać, że jury miało twardy orzech do zgryzienia, bo jak tu oceniać teatry z tak różnych "półek". Jakie kryteria zastosować? Ale, prawdę powiedziawszy, jury szybko uporało się z werdyktem. Czasy prostych definicji minęły, niezależnie od tego, co myślą nasi czołowi politycy (oj, miało nie być o polityce), a pragnienie teatralności zostało. I właśnie zawartość teatru w teatrze była naszym głównym kryterium wyboru. Najwięcej znaleźliśmy go w spektaklu "Duszność" Teatru Ruchu i Obrazu Equaldoubt. Bo i konsekwentna, dopracowana w szczegółach torma, i świetne aktorstwo, i prawda emocji... A zważywszy jeszcze to, że w temacie relacji damsko-męskich już cokolwiek tu i owdzie powiedziano, zwycięstwo duetu Agnieszka Błońska i Sean Palmer nad trywialnością tym bardziej warte jest podkreślenia. Przywołuję nazwiska aktorów Equaldoubtu także dlatego, że oboje - jak sądzę sprawdziliby się również na ekranie. Dalej panie i panowie reżyserzy, zostawcie w spokoju okładkowe nazwiska i zainteresujcie się aktorską alternatywą!

Prawdę powiedziawszy po raz drugi, te młode spektakle w większości bardzo dobre nie były. A nawet bywały bardzo niedobre. Ich podstawowa przewaga nad kinem offowym polega jednak na tym, że nie ma w nich grama szczeniactwa, które tak szczelnie wypełnia "niezależne" podróbki amerykańskiej gangsterki. Mniej lub bardziej udanie próbowały nam powiedzieć coś ważnego o życiu. Wpadając, niestety, przy tym w jakże życiowe pułapki banału.

Przykład? Przedstawienie Zakładu Krawieckiego (tworzonego przez dwie niewątpliwie utalentowane aktorki - Zuzę Motorniuk i Magdalenę Eneljamer) zatytułowane - nomen omen - "Banał story". Roman Pawłowski byłby zachwycony! Bo to tzw. cała prawda o tzw. Polsce współczesnej oraz tzw. pokoleniu porno. Dwie dziewczyny jadą autostopem do Włoch: klną, modlą się, bawią, łajdaczą, upijają, a potem mordują. Wartość wszelaka (artystyczna, poznawcza, intelektualna) tego spektaklu lokuje się na poziomie... filmu offowego. Cokolwiek to oznacza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji