Artykuły

Głód niezaspokojony

W Teatrze 13 Muz miało być chyba jeszcze śmieszniej niż u Mrożka. Ale ja się nie uśmiałem.

Spektaklem "Na pełnym morzu" według Sławomira Mrożka w sobotę wznowił działalność po długiej przerwie Teatr 13 Muz.

To jednoaktówka opowiadająca o perypetiach trójki rozbitków dryfujących po morzu na tratwie. Zaczyna im doskwierać głód. Z braku innego pożywienia postanawiają zjeść jednego spośród siebie. Historia jest o tym właśnie, jak wybrać tego jednego.

Skromną scenografię stanowią drewniany podest-tratwa, stolik, znajdujący się na nim magnetofon, kufer, trzy wędkarskie krzesełka i wędki na statywach. Aleksander Gierczak, który postanowił wystawić ten właśnie utwór, przerobił trochę oryginalny tekst. Moim zdaniem nie do końca z powodzeniem.

O ile mogły się podobać kreacje Małego (Jacek Piotrowski) i Grubego (Adam Zych), większych uwag nie miałbym do Średniego (w tej roli wystąpił sam Gierczak). to jednak reżyser nie znalazł dobrego pomysłu na interesujące rozwiązanie epizodycznych ról Listonosza i Lokaja (obie te postaci zagrał Mateusz Kostrzyński).

U Mrożka nieoczekiwane pojawienie się postaci, które przybywają wpław na tratwę pływającą pośrodku morza, jest pełne swoistego absurdalnego wdzięku i bawi. U Gierczaka postacie te są karykaturalnie przerysowane, wesołkowate, ale nie śmieszne. Nie wiedzieć czemu, zamiast sympatycznego, starego lokaja, który pełen poświęcenia tonie na rozkaz ukochanego panicza, Gierczak zdecydował się pokazać głośnego ordynansa-służbistę. Żeby choć był to ordynans w rodzaju wojaka Szwejka. Niestety ten nie ma nic z wdzięku bohatera Jarosława Haszka.

Jednak te epizodyczne role nie decydują na szczęście o charakterze całej sztuki. Jej ciężar oparty jest głównie na dyskursie Grubego i Małego, w którym ten pierwszy wszelkimi sposobami stara się jak najsugestywniej przekonać drugiego, by poświęcił się dla dobra ogółu i pozwolił się zjeść. Średni z rzadka zabiera głos w dyskusji, z góry przyjmując na siebie obowiązki kucharza.

Rezygnacja z oryginalnego zakończenia, w którym rozbitkowie postanawiają zjeść współtowarzysza niedoli, mimo iż udaje im się przypadkiem odnaleźć zagubione wcześniej zapasy cielęciny z groszkiem, świadczy moim zdaniem o tym, że reżyser, ignorując ogólniejsze przesłanie dramatu, skoncentrował się na tym, by wydobyć z utworu Mrożka jak największy ładunek komizmu. Czy z powodzeniem? Ja się nie śmiałem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji