Artykuły

Zabawy kobiet?

Z ROZRZEWNIENIEM i z pewną melancholią czytam "Z przedmowy autora" G. B. Shawa do "Profesji pani Warren", w której to przedmowie dramaturg pisze: "Profesję pani Warren" napisałem w roku 1893, aby zwrócić uwagę na fakt, że przyczyną prostytucji nie jest ani znieprawienie kobiet, ani wyuzdanie mężczyzn, lecz po prostu wyzysk, niedocenianie pracy kobiet i przeciążanie ich w . sposób tak haniebny, iż najuboższe z nich zmuszone są chwytać się nierządu, by się utrzymać przy życiu... Żadna normalna kobieta nie zostałaby zawodową prostytutką, gdyby mogła zapewnić sobie byt uczciwym, cnotliwym życiem, ani też nie wyszłaby za mąż dla pieniędzy, gdyby mogła pozwolić sobie na małżeństwo z miłości". A więc słynny dramaturg napisał swoją sztukę, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, jako rzecz interwencyjną. Może i tak było, trudno w to wątpić. Wątpić jednak można, czy motywacja zachowań kobiet była słuszna, motywacja warunkami społecznymi, czy ekonomicznymi. Aż dziw bierze, że taki pisarz, jak G. B. Shaw nie pokusił się o zabieg psychologiczny w dowodzeniu swoich racji. Dzisiaj zdaje się wiemy, że prostytucja wcale nie musi być wynikiem określonych sytuacji społecznych. czy gospodarczych, bo jeśliby tak było, nie moglibyśmy sobie wytłumaczyć faktu, że zawodowi temu poświęcają się łub poświęcały się kobiety, które nie czuły ekonomicznego noża na karku, a przeciwnie, były to kobiety łub są to kobiety z tak zwanych bogatych domów, a nierzadko z wyższym wykształceniem. Sprawa jest więc bardziej złożona. Oto niedawno czytałem, że w czasie wojny, Niemcy dla jakichś tam celów, bodajże szpiegowskich, założyli dom schadzek. I okazało się, że zgłosiły się piękności z całej Europy, i to piękności wcale nie biedne, a w ogromnej większości bogate, z którego to powodu autor niemiecki zresztą ubolewa; wywodziły się one bowiem z wysoko sytuowanych, arystokratycznych rodzin jego krain. No, i jak to z tą biedą? Zresztą G. B. Shaw nie jest konsekwentny w dowodzeniu. Jego bohaterka, słynna pani Warren, po zrobieniu ogromnego majątku, nie zrywa ze swoją profesja co staje się zresztą powodem konfliktu z córką Wiwią. Tak czy inaczej, rzecz jest, delikatnie mówiąc, dyskusyjna. A w każdym razie nie da się wytłumaczyć tylko względami G. B. Shawa.

Zasługa natomiast autora jest to, że napisał zgrabną, ciekawą tragikomedię, jak na mój gust, nieco rozgadaną i może nazbyt moralizatorską, dydaktyczną. Trudno ją grać, bez zastosowania takich chwytów, które by wyeksponowały napięcia między postawami, charakterami, czy świadomościami. a zatuszowały owe, trochę zawodnie brzmiące frazy moralitetowe. Ważna jest więc intryga, zetknięcie stylów myślenia, zagęszczenie materiału dramaturgicznego.

Reżyser przedstawienia wałbrzyskiego, Ewa Kołogórska, nie błysnęła większą wyobraźnią, nie olśniła błyskotliwością, nie poprowadziła spektaklu, jak to się mówi, przebojem. Zaproponowała ćwiczenia teatralne w miarę kulturalne, w miarę spokojne, w stylistyce, która potrafiła zmieścić zarówno wady, jak i zalety. Toteż spektakl nie drażni jakimiś hurra nowoczesnymi propozycjami, ale też nie opada ponad miarę w dół. Jako całość, wystrojony jest bez przepychu, powiedziałbym, nazbyt skromnie, ale nie ubogo, bez widocznych łat, bez wielkich pęknięć, co zarówno można uznać za dobro, jak i zło. Nie ma oblicza indywidualności, choć tu i ówdzie ujawni coś ciekawego. A tym ciekawym, to sporo inteligentnych epizodów, najlepszego w przedstawieniu Adolfa Chronickiego w roli Praeda, a także kilka scen zbiorowych, nie przerysowanych, należycie utrzymanych w stylistyce komedii, z efektownymi podtekstami.

Zabawne, mimo że na granicy banału, stały się sceny powitania gości z Wiwią (Teresa Ujazdowska), budowane naturalnie i z umiarem. Słabością przedstawienia jest jego rytmika, jakby chorowita, czymś przeciążona. Za mało czuje się nasycenie atmosfery konfliktami, jakie zachodzą, łub jakie zajść muszą. Przyczynia się do osłabienia tego napięcia dość ciężkawa rola Danuty Szumowicz (Warren). Pani Warren W jej wykonaniu nie potrafi stać się ogniskiem wydarzeń, nie promieniuje na otoczenie, nie skupia na sobie takiej uwagi, jakiej oczekuje od niej widz.

A od niej przecież w dużej mierze zależy lekkość i tempo wydarzeń. Pozostali (Tadeusz Żuchniewski, Janusz Obidowicz, czy Tadeusz Olesiński) w rolach dość charakterystycznych, nie przyśpieszają rytmu spektaklu. Nad całym przedstawieniem wisi jakiś ciężar, osłabiający jego wewnętrzny dialog. Być może, że scenografia temu się przysłużyła, zbyt szorstka, ociężała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji