Artykuły

Taka sztuka "Sztuka"

"Sztuka" nie jest jakimś niebotycznym fajerwerkiem literackim, intelektualnym, czy tym bardziej teatralnym. To trochę tak, jakbyśmy podglądali, podsłuchiwali sąsiadów, czy znajomych przez niewidzialną ścianę.

Znamy trochę ich charaktery, przyzwyczajenia, wiemy z grubsza czego możemy się po nich spodziewać, więc na początku traktujemy ich wzajemne fochy pobłażliwie. A jednak z każdą minutą coraz bardziej dajemy się wciągnąć w konflikt i próbujemy sobie wyobrażać, jak my zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Czy bliższa jest nam postawa Serge'a lub Marca stojących na dwóch biegunach czy może tolerancyjnego Ivana?

Niewątpliwą siłą "Sztuki" jest bezpretensjonalne przeniesienie prostej i teoretycznie banalnej sytuacji życiowej na scenę. Więzi łączące trzech wieloletnich przyjaciół zostają wystawione na poważną próbę. Źródłem konfliktu, pozornie błahym, jest zakup przez Serge'a białego i piekielnie drogiego obrazu. Przez ponad półtorej godziny panowie rozmawiają ze sobą, komentują sytuacje, oceniają się nawzajem, wymieniają złośliwości, żarty, i właściwie poza tym... nic się nie dzieje. Rozmowa bohaterów, przerywana jest projekcją myśli, refleksji, sądów, które nie koniecznie odpowiadają słowom padającym w dialogach, co stwarza dodatkowe efekty komediowe.

Nasza uwaga skoncentrowana jest jednak psychologicznej rozgrywce między bohaterami, tym silniej, że przecież my widzowie, sami byliśmy czasem w takiej sytuacji i mieliśmy podobne dylematy. Wszystko zapisane w bardzo dobrych i dowcipnych dialogach.

Fascynuje rzadka u aktorów dzisiejszym teatrze umiejętność zacierania granicy między grą a rzeczywistością. To "zacieranie" sprawia, że aktorzy prawie grają siebie. Takie mamy wrażenie.

Marc Krzysztofa Dracza jest egocentrykiem. Schowany za kilkoma maskami, mocno przeżywa każdą sytuację, która wymyka się spod jego kontroli. Dracz bardzo subtelnymi środkami buduje swoją rolę, to są ledwie muśnięcia. Na początku nie potrafimy go zrozumieć. Nie mamy pojęcia, o co mu naprawdę chodzi. Ale też tym silniej emocjonalnie działają na nas jego nagłe wybuchy i agresja.

W Serge'u Miłogosta Reczka rodzi się bardzo precyzyjnie budowana pewność siebie człowieka, któremu w życiu wiedzie się coraz lepiej i rosną też jego intelektualne i towarzyskie aspiracje. Gdzieś pojawia się "zapach" snobizmu. Ale przyjaciele to coś zupełnie innego. Właśnie...

Ivan Henryka Niebudka od początku budzi naszą sympatię swoją życiową bezradnością, jakimś totalnym rozmemłaniem w ludzkim, przyziemnym wymiarze. Przy tym jest najkomiczniejszy. Jego tolerancja i niezdecydowanie są szalenie naturalne. Iluż znamy takich ludzi w naszym otoczeniu...

W całym przedstawieniu zauważyłem tylko dwa dla mnie fałszywe momenty. Krzysztof Dracz, kiedy chce naprawić swoje niefortunne zachowanie, idzie do Serge'a, siada w fotelu i próbuje coś "koloryzować", my już wcześniej wiemy, że tak naprawdę myśli całkiem inaczej, ale chce załagodzić napiętą sytuację. To był pierwszy fałsz, a drugi, może nie tyle fałsz, co długi monolog zrobiony na najbanalniejszym pomyśle, a właściwie bez pomysłu, kiedy Henryk Niebudek spóźnił się na spotkanie z przyjaciółmi i opowiada im swoją telefoniczną rozmowę z macochą.

Nie zmienia to faktu, iż z całą przyjemnością polecam Państwu wizytę w Teatrze Kameralnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji