Artykuły

"Viva la Mamma!" czyli artyści o sobie

Donizetti doskonale zdawał sobie sprawę z wad i nonsensów dawnej opery i wyśmiał je w swej operze satyrycznej "Stosowności i niestosowności teatralne" - pisał W. Sandelewski w biograficznej pracy o kompozytorze. Akcja "Stosowności i niestosowności teatralnych" (dalej cytuję tego autora) rozgrywa się w prowincjonalnej trupie operowej, tekst zaś jest ciętą satyrą na stosunki w ówczesnym teatrze".

W "ówczesnym"? A dziś to niby co? Nie ma zawiści, nie ma koterii, intryg i plotek? Dzisiejszy teatr wolny jest od megalomanii i kabotyństwa?

W każdej, nie tylko prowincjonalnej, trupie znajdzie się zawsze jakaś rozkapryszona "primadonna" i jej adorator-inspicjent, a może waltornista czy dyrygent. Zawsze jest jakiś niedoceniony tenor i ktoś, kogo "trzeba zniszczyć". Opera wrocławska przygotowała to urocze dziełko jako ostatnią pozycję bieżącego sezonu, opatrując je zgrabniejszym tytułem: "Viva la Mamma!".

W wykazie operowych dzieł Donizettiego zajmuje ono 25 pozycję (w sumie napisał 70 tego typu dziel!), ale po raz pierwszy występuje tu również librecista. Treść, pełna humoru i dowcipu, znajduje swoje odpowiedniki w muzyce, charakteryzującej się lekkością, werwą, bogactwem melodii i pikanterią rytmiczną. "Stosowności i niestosowności teatralne" odniosły ogromny sukces i dziwić się można, że później poszły w zapomnienie.

Wrocławską premierę "Viva la Mamma!" wyreżyserował Uwe Drechsel z Republiki Federalnej Niemiec, zaś scenografię przygotował Ryszard Kaja, którego udane pomysły podziwialiśmy już w musicalu "Krasnoludki, krasnoludki" oraz w "Krakowiakach i góralach". Te nazwiska to główne atuty przedstawienia.

Uwe Drechsel gęsto poprze-tykał muzyczną kanwę dowcipami sytuacyjnymi. Są to żarty lekkie, inteligentne, doskonale pointujące słowne czy wokalne dialogi. Pyszne jest też tłumaczenie włoskiego libretta, dokonane przez nie byle kogo, bo przez Joanną Kulmową, co wypadałoby choć raz w drukowanym programie odnotować.

Scenografii, a zwłaszcza kostiumów Ryszarda Kai nie da się skwitować jednym zdaniem. To już - jak wspomniałem - trzecia praca tego artysty we wrocławskiej operze i choć tak odmienna w klimacie, to jednak w jakiś sposób połączona z poprzednimi: pobrzmiewa w nich jakiś jeden wspólny ton życzliwego żartu, satyry, a nawet karykatury.

Głównym jednak atutem powinna być muzyka, bo w niej tkwi chyba największy ładunek humoru. Niestety - albo kierownik muzyczny spektaklu tego humoru nie docenił, albo jego poziom jest dla wrocławskiej trupy operowej nieosiągalny. Jeśli Donizetti chce, by wykonawcy w pewnych miejscach fałszowali, to wszystko, co przedtem i potem, musi być wyśpiewane (i wygrane) idealnie. Mówiąc krótko: nie najgorsza komedia z nie najlepszą muzyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji