Artykuły

Szymon Mechliński: Cieszę się moją pracą

Ariami Barnaby z "La Gioconda" i Marcina z "Verbum Nobile" zauroczył jurorów i porwał publiczność. Z Szymonem Mechlińskim, barytonem, laureatem I Konkursu im. Bogdana Paprockiego rozmawia Anita Nowak.

Otrzymał Pan I nagrodę w zorganizowanym przez Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego I Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym jego imienia. Okazał się pan najlepszym barytonem. Razem z Łukaszem Załęskim, tenorem, pokonał pan 69 uczestników. Która to już Pana nagroda?

- Było ich kilka. Najwyżej mnie oceniono na Konkursie Wokalnym im. Giacinto Prandelliego w Brescii i na Konkursie "Accademia Belcanto" w Graz, honorując pierwszymi nagrodami, ale zostałem też nagrodzony m. in. na Konkursie Wokalnym im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju, otrzymując III nagrodę, podobnie jak w Konkursie Wokalnym im. Adama Didura w Bytomiu i w Konkursie Wokalnym w Portofino; tu przyznano mi także nagrodę specjalną "SIAA Foundation" w postaci stypendium artystycznego. No i z Wexford Festival Opera wróciłem z "Gerard ArnholdPrize" dla najbardziej obiecującego solisty operowego. To te najważniejsze. Oprócz nich było jeszcze kilka nagród specjalnych na innych konkursach.

Na ile już w dzieciństwie, słuchając arii wykonywanych przez ojca, zdawał pan sobie sprawę z tego, że także zostanie śpiewakiem?

- Moi rodzice są śpiewakami operowymi, tym niemniej w dzieciństwie nie przepadałem za operą. Uczęszczałem do szkoły muzycznej - grałem na gitarze klasycznej, śpiewałem trochę w chórze - najpierw w POSM I stopnia im. H. Wieniawskiego na Solnej w Poznaniu u Pana Henryka Górskiego, potem w "drugim stopniu" na Głogowskiej, ale nie przypuszczałem, że to przerodzi się w pasję do śpiewu operowego. Przełom nastąpił gdzieś w II klasie liceum. To właśnie wtedy zacząłem bardziej interesować się tą formą sztuki i szczerze ją pokochałem.

Pana pierwsze występy i emocje, jakie temu towarzyszyły...

- Pierwsze występy były w szkole podstawowej. Pamiętam nawet ich nazwę. Były to koncerty uczniów POSM I stopnia w Poznaniu - "Słuchamy Siebie". Jak to w szkole muzycznej - każdy grał na jakimś instrumencie, więc regularnie organizowane były "popisy", podczas których można było zaprezentować swoje umiejętności. Ja oczywiście grałem wtedy na gitarze klasycznej. Był to dla mnie ogromny stres. Szczerze mówiąc przez długi czas byłem raczej "nerwowym" artystą. Dopiero pod koniec studiów udało mi się wyćwiczyć w sobie pewne mechanizmy, które skutecznie pozwoliły mi opanować tremę sceniczną.

Kolejne etapy kariery...

- Miałem na przestrzeni 3 ostatnich lat okazję pracować w wielu wspaniałych miejscach, jak np. Glyndebourne Opera Festiwal w Anglii, Opera w Dortmundzie w Niemczech, Opera w Lyonie we Francji, Opera Poznańska, WexfordFestival Opera w Irlandii, Opera w Toulonie Francji, Opera Śląska w Bytomiu, Opera Bałtycka, Opera Wrocławska, Filharmonia Opolska, Dorset Opera Festival w Anglii, gdzie często śpiewałem ważne role, np. Onegina w "Eugeniuszu Oneginie" Piotra Czajkowskiego, Raimbauda w "Le Comte Ory" Gioacchino Rossiniwgo, Mokanna w "The VeiledProphet" Charlesa Villiersa Stanforda, Malatesta w "Don Pasquale" Domenico Donizettiego, Le Podestat w "Le Docteur Miracle" Georgesa Bizeta, Marcello w "La Boheme" Giacomo Pucciniego, Dandini w "La Cenerentola" Gioacchino Rossiniego, Janusz w "Halce" Stanisława Moniuszki, Fritz Kothner w "Śpiewakach Norymberskich" Ryszarda Wagnera, Amonasro w "Aidzie" Giuseppe Verdiego.

Ulubiony repertuar operowy...

- Ojej... Naprawdę trudne pytanie. Długo by wymieniać, bo ja właściwie lubię prawie wszystko. Żeby było prościej, powiem może za czym nieszczególnie przepadam. Ciężko mi się przekonać do tych kompozytorów drugiej połowy XX wieku oraz współczesnych, którzy całkowicie odeszli od tonalności. Chociaż są od tego pewne wyjątki. Miałem okazję wykonać cykl pieśni na baryton Kazimierza Serockiego pt. "Serce Nocy" do słów Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który uważam za wielkie, niezwykle intrygujące dzieło. Niespecjalnie przepadam za twórczością operową Wolfganga Amadeusza Mozarta, chociaż ciężko mi jednoznacznie stwierdzić z jakiego powodu. Jest ich pewnie kilka. Być może chodzi o jego bardzo specyficzny sposób pisania muzyki na głos barytonowy. Jego frazy zawsze sprawiały mi dużą trudność wykonawczą i męczyły głos. Poza tym uważam, że u młodego barytona utrwalają one złe nawyki całkowitego otwierania dźwięków przejściowych i górnych. Dodatkowo odrzucał mnie fakt, że praktycznie na każdym egzaminie, a również i na wielu konkursach wokalnych, wymagana była aria Mozarta. Nie od dziś wiadomo, że przymus rodzi niechęć. Kocham natomiast muzykę polską. Z wielką dumą i radością promuję ją zawsze i wszędzie, gdzie tylko mam okazję. Dzięki uprzejmości pani redaktor Kingi Wojciechowskiej, nawiązałem współpracę z magazynem "Presto", gdzie funkcjonuje moja rubryka. Nagrywamy wspaniałe dzieła polskich kompozytorów operowych, m. in.: Franciszka Mireckiego, Romana Statkowskiego, Jana Tomasza Wydżgi, Piotra Rytla; Ludwika Grossmana, Konstantego Skirmunta, Henryka Jareckiego i wielu, wielu innych. Nieoceniona jest pomoc Pani prof. Joanny Zaremby z Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu, która na moją prośbę opracowuje wiele dzieł, które do dziś zachowały się jedynie w rękopisach niejednokrotnie mocno uszkodzonych.

Dlaczego na konkurs wybrał pan akurat arię Barnaby z I-go aktu opery "La Gioconda" Amilcare Ponchiellego oraz arię Marcina z I-go aktu opery "Verbum Nobile" Stanisława Moniuszki?

- Są to arie, które diametralnie różnią się od siebie nawzajem. Z jednej strony mroczny, nikczemny Barnaba, a z drugiej jowialny, swojski Pan Marcin. Uważam, że zaprezentowanie tego rodzaju kontrastu, pokazanie niejako "dwóch różnych twarzy" jest zawsze interesujące dla publiczności. Żałuję tylko, że nie było mi dane zaśpiewać całego recytatywu Pana Marcina, nad którym bardzo długo pracowałem. Niestety Opera Nova nie posiadała materiałów nutowych.

Najbliższa przyszłość?

- Trudno powiedzieć. Zobaczymy co los przyniesie. Mam dobrego agenta. Na przestrzeni dwóch następnych sezonów mam kilka niezwykle ciekawych kontraktów w Polsce i za granicą np. kontrakt z Teatro alla Scala w Mediolanie oraz koncerty z SIAA Foundation w Haifie. Jestem bardzo szczęśliwy. Cieszę się moją pracą i uważam, że to właśnie jest najważniejsze.

Artystyczne plany i marzenia?

- Wystąpić chociaż raz w Arena di Verona, aby mógł mnie usłyszeć mój profesor - Maestro Giorgio Zancanaro, który mieszka w pobliżu, a który ze względu na podeszły wiek nieczęsto już podróżuje. Chciałbym również bardzo, aby nasza wspólna działalność z magazynem "Presto" zatoczyła jak najszersze kręgi i doprowadziła do autentycznego rozpowszechnienia i spopularyzowania polskiego repertuaru operowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji