Artykuły

Miłość w tureckim przebraniu

"Cosi fan tutte" w reż. Ryszarda Peryta w Warszawskiej Operze Kameralnej. Ocenia Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

"O tym arcydziele Mozarta mówi się, iż należy wystawić je znakomicie albo omijać z daleka. Ta premiera udowodniła, iż można wszakże znaleźć inne rozwiązanie.

Dla współczesnego teatru Cosi fan tutte stanowi ciężki orzech do zgryzienia. Jak wiarygodnie przedstawić taką historyjkę: dwaj młodzieńcy postanawiają sprawdzić wierność swych wybranek serca. Udają zatem, że wyruszają na wojnę, ale po chwili wracają przebrani za Turków, próbujących zdobyć serca dziewcząt. Panny, choć rezolutne i inteligentne, przez dwie godziny nie są w stanie zorientować się, kto kryje się pod tureckim przebraniem, i jak można się było spodziewać, ulegają nowym amantom. Młodzieńcy zdemaskowawszy je, nie odchodzą szukać innych wiernych kobiet. Wspaniałomyślnie wybaczają, bo przecież: cosi fan tutte (tak czynią wszystkie).

W XVIII w. modne były takie komediowe przebieranki pozbawione logiki, dziś razi nas w nich brak choćby odrobiny życiowej prawdy. Dlaczego zatem Cosi fan tutte króluje na scenach? Oczywiście za sprawą genialnej muzyki Mozarta. Ona nie kłamie i nie udaje, jest w niej prawdziwa aura miłosna, poetycki koloryt, subtelność uczuć, kobiece rozterki, urażona męska godność, a także dużo bezpretensjonalnej zabawy.

By to w niej odnaleźć, potrzebni są jednak najlepsi śpiewacy. Cosi fan tutte wystawiana dzisiaj jest zawsze triumfem opery nad teatrem. Niejeden wybitny inscenizator nie poradził sobie z uwiarygodnieniem scenicznej intrygi, nie miało to znaczenia, jeśli w śpiewie głównych bohaterów było bogactwo ludzkich przeżyć.

Warszawska Opera Kameralna, szczycąca się tym, iż ma w repertuarze wszystkie sceniczne dzieła Mozarta, po raz drugi sięgnęła po Cosi fan tutte. I słusznie, bo poprzednia inscenizacja nie była szczytowym osiągnięciem tego zespołu. Ryszard Peryt, reżyser wszystkich mozartowskich przedstawień na tej scenie, pozostał jednak wierny swej stylistyce. I na tle prostych dekoracji znów tworzy zestaw ładnych dla oka żywych obrazów o wysmakowanych, eleganckich pozach.

Muzycznie spektakl prowadzony przez Rubena Silvę przez cały czas utrzymuje się na wyrównanym poziomie, ale o większości wykonawców można powiedzieć, iż wokalnie są jedynie poprawni. Marta Wyłomańska ma głos niewielki jak na partię Fiordiligi, Monika Ledzion (Dorabella) wręcz przeciwnie - z trudem mieści się w subtelnych mozartowskich ramach, premierowy debiutant Robert Szpręgiel (Guglielmo) jest jeszcze dość surowym śpiewakiem. Najlepiej z czwórki zakochanych prezentuje się Tomasz Krzysica (Ferrando).

A jednak mimo wszystko jest to spektakl żywy. Jego podstawowym atutem jest młodość wykonawców, ich naturalny wdzięk i umiejętność zabawy. Dzięki temu wierzymy w sercowe perypetie bohaterów Mozarta i prawdziwość ich wyznań, nawet jeśli skrywane są w konwencjonalnym, tureckim przebraniu. A całość nabiera jeszcze lepszego tempa, gdy na scenie pojawia się Marta Boberska jako sprytna pokojówka Despina, a także Andrzej Klimczak w roli starego sceptyka Don Alfonsa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji