Artykuły

"Balladyna" dla szkół

"Balladyna" Juliusza Słowackiego w reż. Pawła Świątka w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Z trudem brnie się przez tę "Balladynę", choć niby jest tak atrakcyjnie, współcześnie, nowocześnie, ekscentrycznie i popkulturowo.

"Czytając >>Balladynę<< Słowackiego razem z zespołem aktorskim, zadajemy pytanie, dlaczego do władzy dochodzą osoby niewłaściwe? Co takiego noszą w sobie ludzie żądni władzy, że osiągają ją bez względu na obiektywne kryteria, według których moglibyśmy ocenić ich merytoryczne przygotowanie do sprawowania rządów?" - takie słowa od reżysera znalazły się na stronie teatru. Pytać można, ale w "Balladynie" władzę ma się z urodzenia (Kirkor), zdobywa ją w wyniku intrygi zazdrosnej nimfy (Balladyna) bądź z łaski nimfy zakochanej (Grabiec). Nie twierdzę, że obecnie do władzy zawsze dochodzi się w sposób jasny i uczciwy, ale "Balladyna" niewiele może w tej kwestii wyjaśnić.

Goplana z afro na głowie

Paweł Świątek umieścił "Balladynę" w czasach bliższych współczesności niż bajecznej epoce Popiela. Betonowe półkoliste stopnie kojarzyć się mogą z greckim teatrem albo ławami sejmu (choć władza u Słowackiego nie ma nic wspólnego z demokracją, jest czystej wody władzą feudalną). Wraz z wyrąbaną w betonie sadzawką schody tworzą funkcjonalną przestrzeń sceniczną, odwołującą się do postapokaliptycznych filmów, a także do betonowanej na wyścigi natury. Te odwołania jednak nie rezonują w spektaklu.

Panią tej natury jest Goplana (Dominika Bednarczyk), obleczona w czarny kombinezon i z gigantycznym afro na głowie. Za towarzyszy ma Chochlika (Natalia Strzelecka), chłopięcą dziewczynę z czarną brodą, i Skierkę (Karolina Kazoń), który wygląda jak dragqueenowa Dolly Parton. Postaci rysowane są co prawda grubą krechą, ale dopracowane w każdym szczególe. To dotyczy wszystkich aktorów - każda rola jest zrobiona, przemyślana, sama w sobie nawet ciekawa, tyle że właśnie sama w sobie: oglądamy aktorskie monady, które nie wchodzą w relacje ze sobą, skutkiem czego na scenie nie tworzy się żaden świat, żadna rzeczywistość, nawet pokrętna i wielostylowa (a taka jest u Słowackiego).

Alina (Alina Szczegielniak) nie jest słodka, ale słodko-wredna; Matka (Marta Konarska) to irytujący, namolny babsztyl, węszący profity z zamążpójścia córki, a potem korzystający z tych profitów tak, że razem z Balladyną się za nią wstydzimy. Kirkor (Marcin Sianko) jest głupawo uśmiechniętym politykiem, który chce się wszystkim podobać. Pustelnik (Rafał Dziwisz) za pustelnię obrał kino (ogląda tam głównie "Casablankę"), być może steruje wydarzeniami, ale nie mamy co do tego pewności, bo reżyser też chyba jej nie miał. Fon Kostryn (Rafał Szumera) to szef ochroniarzy Kirkora: ciemne okulary, cynizm, żądza władzy, a Filon (Karol Kubasiewicz) - literacki pastuszek, prosto z XVIII w., trupioblady, opętany namiętnością do martwej Aliny.

Żywioł parodii i zabawy

Świątek poprzestaje na swoich odkryciach w dziedzinie interpretacji postaci, wykraczających poza szkolną lekturę "Balladyny" albo raczej szkolny bryk. Ale w teatrze to nie nowina, co najmniej od czasów sławnego spektaklu Adama Hanuszkiewicza z 1974 r. Można też wybrać się do STU na "Balladynę" w reżyserii Krzysztofa Pluskoty, która serwuje podobne odkrycia.

U Świątka panuje żywioł parodii i zabawy - tyle że poza sztubacką radością z niestandardowego odczytania klasyka (niestandardowego w rozumieniu szkolnym) i puszczenia kilku oczek do widowni niewiele tu ciekawego. Im dalej, tym bardziej parodia i zabawa tracą wyrazistość, a na wierzch wyłazi poczciwa psychologia i wymuszane wzruszenie. Balladyna (Katarzyna Zawiślak-Dolny) miota się między rolą okrutnej władczyni a wyrzutami sumienia, a Matka z zamaszyście granej baby niespodzianie przeistacza się w heroiczną figurę uciemiężonej, płaczliwej rodzicielki. Brzydka czarna chmura, choć grozi (dzięki projekcji) wybuchem czy piorunem, daje w końcu za wygraną. Nie ma pioruna, zapada ciemność: Balladyna wydała wyrok na siebie i z tym nas spektakl zostawia.

Jak wystawić klasykę

Świątek uruchamia (albo raczej sugeruje) różne tematy: np. Grabca gra kobieta, Marta Waldera, ale nie jest to temat w żaden sposób podjęty, tak jak nie wiadomo, czemu Goplana, Skierka i Chochlik wystylizowani są na drag queen, a pozostałe postaci są tak, a nie inaczej pokazane. Coś się sugeruje, aktorzy wkładają w to wiele pracy, ale tworzą postaci, które niczemu nie służą. Poza zilustrowaniem fabuły oczywiście.

Można polecić tę "Balladynę" szkołom - po obejrzeniu mniej więcej wiadomo, o co w tej sztuce chodzi. Już widzę te obowiązkowe recenzje na temat: "Jak wystawić klasykę, żeby przybliżyć ją współczesności". A że przybliżenie jest powierzchowne to już inna sprawa.

Teatr im. Juliusza Słowackiego. Juliusz Słowacki, "Balladyna". Reżyseria i opracowanie tekstu: Paweł Świątek, scenografia, kostiumy, reżyseria światła: Marcin Chlanda, muzyka: Dominik Strycharski, premiera 7 lutego 2020.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji