Artykuły

Udany musical

Teatr muzyczny, zwłaszcza pragnący wyjść poza tradycyjny repertuar operetkowy, zawsze podejmuje ryzyko, bowiem o nowe, dobre pozycje wcale nie jest łatwo na rynku. Wydaje się zresztą, iż największe niebezpieczeństwo kryje się we wszelkiego rodzaju przeróbkach adaptacjach, bowiem kompilatorom wydaje się często, iż potrafią uwspółcześnić i ożywić znane powszechnie motywy, a jakże często jest to pozór tylko; efekty ich zabiegów są po prostu nudne. Dlatego na wstępie z satysfakcją zauważyć wypada, iż Ryszardowi Markowi Grońskiemu i Antoniemu Marianowiczowi udał się po prostu musical, który wespół z Jerzym Wasowskim stworzyli na motywach komedii Niccola Machiavelliego "Mandragora". Musical otrzymał zresztą tytuł "Machiavelli" - a jego prapremiera odbyła się w niedzielę na scenie gdyńskiego Teatru Muzycznego, znanego zresztą z upodobań do lansowania nowych pozycji repertuarowych. Przypomnijmy, iż Machiavelli, (1469-1527), wielki pisarz i myśliciel włoskiego Odrodzenia, był także twórcą nauki o polityce jako odrębnej dyscypliny, niezależnej od średniowiecznych kanonów etyczno-religijnych. Z utworów jego, poza "Mandragorą", komedie: wymierzoną przeciwko hipokryzji i ciemnocie, najbardziej chyba znany jest traktat o sztuce rządzenia "Książę".

Tekst jest lekki, dowcipny, chociaż intryga błaha - ale już z zasługą inscenizacji jest to, że w sumie z przyjemnością oglądamy na scenie "mistrza wybiegów i króla forteli" oraz jego zabawnych kompanów. A właśnie inscenizacja i reżyseria "Machiavelliego" jest dziełem Zbigniewa Bogdańskiego - twórcy o dużej inwencji i znakomitych pomysłach (występował on przed kilkunastu laty w roli Tymoteusza w "Mandragorze- reżyserowanej przez Stanisława Milskiego na scenie Teatru "Wybrzeże".). Tu Bogdański występuje także gościnnie w roli tytułowej, okazując się nie tylko świetnymi aktorem, ale i niezłym śpiewakiem. Przede wszystkim jednak nasycił on spektakl ciekawymi sytuacjami inscenizacyjnymi, dobrze poprowadził aktorsko cały zespól. Już początkowa scena widowiska - w oberży "Słoneczko" - przypomina dobrze zakomponowany obraz, a potem mamy i dowcipne "zapowiadane" zmiany dekoracji, i "galopadę" na koniu, i z taktem przedstawione sceny łóżkowe. W tym spektaklu "gra" nawet fontanna, a przykładem dobrej pracy z rekwizytem niech będzie chociażby charakterystyczna piosenka, wykonana przez Bogdańskiego - z Zenonem Besterem (Kadmach). Właśnie Bester, Józef Korzeniowski (Callucci), Leszek Kowalski (Tymoteusz) oraz dwie pełne uroku panie: Urszula Polanowska (Sostrata) i Grażyna Szymaszkiewicz (Lukrecja), to główni bohaterowie tego interesującego spektaklu. Bogdański nie po raz pierwszy na tej scenie (reżyserował tu już "Majcher Lady", "Pchłę w uchu") udowodnił, jak wiele znaczy położenie szczególnego nacisku na aktorską stronę muzycznego spektaklu. Tu było to tym ważniejsze, że muzyka Jerzego Wasowskiego, wprawdzie przyjemna i wpadająca w ucho, nie ma jednak cech przebojów (kompozytor wspólnie ze Stefanem Rudko sprawują kierownictwo muzyczne spektaklu). Niezwykle piękna a zarazem funkcjonalna, bajkowa nieco w nastroju, jest scenografia Aliny Afanasjew (efektowne kostiumy zawierają w sobie także elementy humorystyczne). Choreografię widowiska opracował Waldemar Fogiel.

Gdybym miał coś zaproponować temu udanemu spektaklowi - to wolałbym, aby chór śpiewał swe partie bardziej zrozumiale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji