Artykuły

Ostry pazur i melancholia

"Para nasycona" w reż. Jerzego Satanowskiego w Teatrze Atelier w Sopocie. Pisze Agata Kirol w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto

Charyzma Stanisławy Celińskiej [na zdjęciu] i poezja z pazurem satyryka - to najcenniejsze wartości koncertu "Pary nasyconej" w teatrze Atelier.

Jak każe tradycja, w teatrze na sopockiej plaży - dogodnym dla kontemplacji miejscu - publiczność z dużym zaangażowaniem wsłuchiwała się w teksty piosenek. Za każdym razem jest tak samo, nawet jeśli interpretacje wykonawców się powtarzają i nie wszystko jest ciekawe, w tej małej sali dla 80 osób podczas podobnych do siebie recitali czas jakby się zatrzymał. Siedząc w ostatnim rzędzie, miałam szansę zaobserwować ten niesamowity rodzaj skupienia, z jakim zmęczeni pędzącym życiem ludzie słuchają poezji. Atutem koncertu był profesjonalizm i aktorski, i piosenkarski. Śpiewająca "Apetyt na Życie" i "Nekrolog" Dorota Osińska niezwykłą barwą głosu i delikatnością potrafiła nadać piosenkom Wołka własną specyfikę. To poezja z ostrym pazurem satyryka, czasem przewrotna - jak w śpiewanym przez Jana Jangę Tomaszewskiego "Vipie" - a czasem przesycona melancholią, jak w przypadku "Człowieka" w interpretacji Stanisławy Celińskiej. Z nieporównywalną z żadnym z wykonawców energią Celińska udowadnia swój talent do śpiewania poezji. W jej wykonaniu "Cyrk zimą" i inne utwory Wołka mają według mnie już nie dwóch, ale trzech autorów; oprócz poety i kompozytora, staje się nim śpiewająca aktorka. Do udanych momentów koncertu zaliczam ten, kiedy na scenie pojawiła się Magda Kumorek. Piosenkę z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego "Niech się w nas goi" wykonała z ogromnym poczuciem humoru, w przebraniu bezdomnej z dworca. Bardzo zabawny tekst "Insektów", o problemie zagnieżdżonych w mieszkaniu słomianego wdowca panienek, z dużym powodzeniem wykonał Arkadiusz Brykalski. Dość interesującą wersję "Wodzu, ty mnie prowadź" zaprezentowała Magda Piotrowska, uwagę publiczności przyciągały jej akrobacje na wysokich szpilkach. Wołek w swoich tekstach opowiada najczęściej o rozczarowaniu Polską, na którą przyszło mu patrzeć, i ten rys jego satyry dominował w koncercie. W takim tonie przemawiało "Sanatorium" z wyczuciem wykonywane przez Kumorek i Mirosława Czyżykiewicza czy utwór "Pierdolnięci dekadenci" naznaczony charyzmą Jana Jangi Tomaszewskiego. Reżyser koncertu ciekawie wyjaśnił główne motywy twórczości Wołka i umieścił widowisko w scenerii obskurnego baru, w którym tak samo jak trunki w szklankach na zmianę przelewają się to smutki, to szczęścia. A jednak z kilku tytułów w spektaklu można było zrezygnować. Blado wypadło wykonanie "Łagodnej" przez Magdę Piotrowską, nużąca też okazała się "Plaża rozstań" Mirosława Czyżykiewicza. Magda Kumorek nie przekonała mnie do dość banalnej interpretacji utworu "Czas rozpalić piec", w której zabrakło wyczucia. Całość koncertu oceniłam jednak dobrze i razem z publicznością dopraszałam się bisów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji