Artykuły

Białystok. Lejtnat Zubow w piątek online

W czasie, kiedy pandemia koronawirusa zamknęła wszystkie placówki kultury, a z domu najlepiej nie wychodzić, pomysł Teatru Dramatycznego w Białymstoku docenią teatromani. W sieci zobaczyć można będzie spektakl, który ma już status kultowego. Nic dziwnego - "Zapiski oficera Armii Czerwonej" grane są już od 28 lat.

I widzowie dalej go chcą oglądać - spektakl ciągle jest więc w repertuarze Dramatycznego. Żadne inne przedstawienie w historii białostockich teatrów nie ma takiego scenicznego stażu. Oglądają go kolejne pokolenia, tylko aktor - coraz starszy - na scenie pozostaje ten sam. "Zapiski" to monodram Krzysztofa Ławniczaka w reż. Andrzeja Jakimca zrealizowany na podstawie książki Sergiusza Piaseckiego. 29 lutego minęło dokładnie 28 lat od premiery przedstawienia - opowieści krasnoarmiejca Zubowa wkraczającego do Polski.

A teraz, choć teatr jest zamknięty, widzowie będą mogli zobaczyć spektakl online - w piątek (20 marca) o godz. 20 na kanale Teatru Dramatycznego w serwisie YouTube: https://www.youtube.com/user/TeatrDramatycznyBial .

Nagranie powstało w 2018 roku, na potrzeby wydania DVD. A teraz zostanie udostępnione internautom.

- Sytuacja, w której znaleźliśmy się, skłoniła nas do poszukiwania sposobów, dzięki którym wciąż moglibyśmy być w kontakcie z naszymi widzami. Pomyśleliśmy, że możemy podzielić się nagraniem spektaklu, który od lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Mam nadzieję, że widzowie skorzystają z naszego zaproszenia i zasiądą w teatrze - nietypowo - przed ekranami komputerów, tabletów, telefonów - mówi Piotr Półtorak, dyrektor Teatru Dramatycznego.

Teatr Dramatyczny. Hardy Zubow

Już trzy lata temu, gdy spektakl obchodził 25-lecie - miał 653. odsłonę. Teraz powoli zbliża się do tysiąca.

To żywa legenda białostockiego teatru - absolutny fenomen, najdłużej grany spektakl w historii, który właściwie nigdy całkowicie nie zszedł z afisza. Przez ostatnie ponad dwie dekady zmieniała się publiczność, zmieniał się fizycznie Krzysztof Ławniczak, odtwórca głównej i jedynej roli, konstrukcja spektaklu też przechodziła drobną transformację - został trochę skondensowany i skrócony o ponad pół godziny.

Nie zmieniał się tylko sam Misza Wyzwoliciel, powołany do życia przez Sergiusza Piaseckiego: butny, hardy, śmieszny i przerażający zarazem - młodszy lejtnant Michaił Nikołajewicz Zubow. Bo choć widzowie podczas przedstawienia zaśmiewają się do łez, to pamiętać trzeba, że opowiada ono o czasach w sumie nieśmiesznych.

Historia zaczyna się we wrześniu 1939 roku, kiedy krasnoarmiejcy wkraczają na Kresy. Zubow, wzbogacony szabrowanym mieniem, zapisuje wrażenia z odmiennej cywilizacyjnie Polski. W sferze mentalności i manier nie odbiega od kołchozowej przeciętnej; demonstruje swoją wyższość i zdumienie dla pańskiej Rzeczypospolitej.

Skąd więc bierze się popularność "Zapisków..."? No właśnie.

Koronawirus. Napięcie między aktorem a widzem

Na pewno to niezłe, brawurowo skrojone przedstawienie. Krzysztof Ławniczak już blisko dwie dekady temu obawiał się, że wpadnie w rutynę, ale jakoś w nią nie wpada. Ciągle stara się, by spektakl był nadal żywy i elastyczny. "Wyborczej" już kiedyś mówił, że nie ma pojęcia, dlaczego "Zapiski..." tak się podobają widzom.

- Nie umiem tego wytłumaczyć. Może dlatego, że są w nich różnorodne formy teatralne? Jest humor, cynizm, groteska... - zastanawiał się aktor.

Długi żywot "Zapisków..." zaskoczył też Andrzeja Jakimca - nieżyjącego już od kilku lat reżysera spektaklu, byłego dyrektora Dramatycznego: - Czułem, że publiczność go polubi, ale mimo wszystko nie sądziłem, że aż tak. Trudno powiedzieć, na czym to wszystko polega... Na pewno na zainteresowaniu widzów, którzy ciągle chcą spektakl oglądać. Na niezwykłym napięciu, jakie wytwarza się w tym przedstawieniu między aktorem a widzem. Na różnorodności form, które wypełniają spektakl... Wreszcie na zainteresowaniu kawałkiem historii, który mamy w spektaklu, a który białostoczan dotyczy wyjątkowo - opowiadał "Wyborczej" przed laty.

Spektakl wystawiany był również za granicą. Podobno na Białorusi najbardziej z Miszy śmiał się weteran wojny w Afganistanie. Na Litwie miały być dwa przedstawienia, było sześć przy komplecie widzów, a Litwinów na widowni więcej niż Polaków. W Białymstoku na Miszę niektórzy chodzą po kilka razy.

Trudno pojąć fenomen lejtnanta - zęby można sobie na myśleniu połamać, a nic się nie wymyśli. Tak to już jest z niektórymi spektaklami: jedne mają się świetnie, o innych szybko się zapomina. Jedno jest pewne: Misza ma się doskonale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji