Artykuły

Chcę dobrze żyć

- Czasami czytam recenzje, żeby dowiedzieć się, do jakiego stopnia zidiocenia, niezrozumienia i pogardy dla aktorów, reżyserów, można dojść pisząc coś. Krytycy zajmują się często swoimi prywatnymi animozjami wobec teatru, aktora, autora sztuki, a nie tym, co dany reżyser, aktor chciał przekazać - mówi KRZYSZTOF GLOBISZ, aktor Starego Teatru w Krakowie.

Wszystko, go chcielibyście wiedzieć o... Krzysztofie Globiszu [na zdjęciu w filmie "Anioł w Krakowie"], znanym krakowskim aktorze teatralnym i filmowym:

Na Śląsku, skąd Pan pochodzi, jest zwyczaj, że dzieci na rozpoczęcie szkoły mają tytę. Pan też ją dostawał?

- Miałem tytkę, taką dużą, wypełnioną słodyczami, czerwoną, uwieńczoną celofanowym zamknięciem. Była chyba większa ode mnie.

Był Pan dobrym uczniem?

- Nigdy nie zostałem w żadnej klasie. Dostawałem dostateczne, ale zwykle miewałem czwórki, piątki. W liceum chodziłem do bardzo ekskluzywnej klasy matematycznej. Szło mi to ciężko, ale dzięki kolegom nigdy z tej klasy nie wypadłem. Do dziś bardzo kocham matematykę, cały dział prawdopodobieństwa.

A z jakiego przedmiotu był Pan najsłabszy?

- Z rosyjskiego. Zaliczałem go w ten sposób, że uczyłem się po polsku wierszy rosyjskich poetów i pani mi to zaliczała. Miałem wyrozumiałych nauczycieli.

Zdarzało się Panu ściągać?

- O tak! Parę zadań z matematyki rozwiązało się za pomocą kolegów i ich zeszytów.

Powiedział Pan kiedyś, że wziął Pan z Makbeta dziecięctwo i naiwność. Nadal w Panu są?

- Chciałbym, żeby tak było. Chwytam się jak najmocniej swojej naiwności. Chcę wierzyć we wszystko i chcę być dziecinny. Bo to jest twórcza postawa. Dziecko jest najbardziej kreatywne.

W czym się u Pana ta naiwność przejawia?

- To naiwność patrzenia na to, co robię. Ja się nie wstydzę. Nie boję się, że coś, co robię jest nie takie, jak powinno być. Człowiek w moim wieku, aktor z takim doświadczeniem, to już powinien tak, a tak grać. Nie. Ja sobie mówię: będę grał tak, jak w danym momencie czuję.

I to jest naiwność. Aktorstwo na tym polega. Jeżeli coś robię, to tak jak dziecko, które nie ma hamulców.

Jak Mały Książę, który jest Pana ulubionym bohaterem?

- Saint-Exupéry ma w sobie dziecko i dlatego napisał taką piękną książkę. O tęsknocie, a tak naprawdę nie do końca wiadomo, o co w niej chodzi i jak ją czytać. Może to są fantasmagorie lotnika, który jest na pustyni pozbawiony wody. A może nie należy się nawet zastanawiać nad psychologią tego tekstu, tylko uwierzyć, że gdzieś istnieje Mały Książę, który jest w nas.

Co się Panu najbardziej podoba w tym bohaterze?

- Dobroć, patrzenie na rzeczywistość, jakby cały czas była do odkrycia, gdzieś pod kołdrą, którą się stopniowo odkrywa, a tam coraz większe i ciekawsze światy.

To prawda, że Pana idolem jest także Królik Bugs?

- Tak. W ogóle moimi idolami są postaci rysunkowe. One są absolutnymi symulacjami naszych marzeń, są idealnymi aktorami, bo nie mają ograniczeń. Królik Bugs może się rozciągnąć na kilometr, może się poruszać z prędkością światła. Animki są idealnymi wykonawcami. To jakby Craigowska nadmarioneta. Wszystko może, wszystko umie.

Zagrał Pan anioła. Ma Pan anielski charakter?

- No, nie zawsze. Nie mam cech anielskich. Ale o to chodziło w tym filmie, żeby pokazać człowieka, a anielskość jest tylko pewnym znakiem. Być może właśnie naiwności.

Woli Pan grać role spokojne, czy czarne charaktery?

- Wolę grać role charakterystyczne, bo są one bogatsze. A dobre role charakterystyczne są najczęściej rolami negatywnymi. Obszar zła jest bardziej pociągający i pełen tajemnic. Ale dla mnie jako aktora tak naprawdę nie ma znaczenia.

Udało się Panu uniknąć jednej z największych bolączek aktorów: zaszufladkowania.

- Myślę, że tak. Nikt nie myśli o mnie w kategoriach jednej charakteryzacji psychologicznej. Mogę grać różne role. Zawsze o to walczyłem, żeby nie zrobić niczego, co skłaniałoby reżyserów do patrzenia na mnie przez jeden kolor.

Lubi Pan pracować ze studentami?

- Uwielbiam to. Męczy mnie to czasami straszliwie, ale to rodzaj mojego powołania, obok aktorstwa. Przekazać to, co umiem. A równocześnie ze strony młodych ludzi dostaję niezwykłą porcję energii, pomysłowości, patrzenia na świat zupełnie inaczej, niż ja. Jestem zadziwiony czasami ich pomysłami. Korzyść jest, mam nadzieję, obustronna.

Podobno nie czyta Pan recenzji?

- Nie zwracam na nie uwagi. Czasami zdarza się, że coś czytam, żeby dowiedzieć się, do jakiego stopnia zidiocenia, niezrozumienia i pogardy dla aktorów, reżyserów, można dojść pisząc coś. Krytycy zajmują się często swoimi prywatnymi animozjami wobec teatru, aktora, autora sztuki, a nie tym, co dany reżyser, aktor chciał przekazać. W świecie biologii istnieje organizm żywy i pasożyty. One przestałyby istnieć, gdyby nie było organizmu, z którego czerpią. Tak to u nas wygląda.

Ma Pan jakieś marzenie?

- Moje życie jest jak marzenie, chcę dobrze żyć. Dobre życie, to znaczy kochane życie, do starości z moją żoną, żebym nie musiał chorować. To mi się marzy. Nie myślę, by lecieć na księżyc, jak pewna bogata amerykanka. Ale chcę jak najszybciej jechać do Kopytówki, do mojej malej miejscowości. Zawsze, gdy jestem w pracy marzę, by wrócić do Kopytówki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji