Artykuły

Pieśń o miłości i śmierci

"Do piachu..." Różewicza jest sztuką złożoną z trzech części, które nie zawsze się ze sobą łączą i zazębia­ją. Nie chodzi tu, rzecz prosta, o me­chaniczny podział na "części" czy akty, ale o wewnętrzną budowę dramatu. Mamy, obok siebie: sztukę polityczną o Armii Krajowej "obraz z życia w par­tyzanckim oddziale", i tragedię Walusia, tego Woyzecka z lat wojny, analiz, za­chowania i historię śmierci człowieka zredukowanego, niemal zwierzęcia czy "bydlaka".

Pierwszą partię sztuki stanowi jej część polityczna zawarta w prologu, rozmowie Komendanta z Ułanem i epi­zodzie szkolenia ideologiczego. Nie do­rasta ona do wymiaru autentycznej tra­gedii. Występujące w niej postacie są nosicielami tez, a ich dyskusje mają charakter ilustracyjny. Jedynie poga­danka podchorążego Klinińskiego na temat komunizmu ma charakter poli­tycznej groteski i cechy historycznej metafory.

Obraz życia w oddziale partyzanckim oparty został przede wszystkim na języku, który najkrócej nazwać by można "koszarniakiem". Wiadomo doskonale, że żołnierz na froncie często mówi: kurwa mać a - śmierć wrogom, czy niech ży­je wolność - bardzo rzadko, a co wca­le nie przeszkadza mu bywać bohate­rem. Wiadomo też, że bardzo często, gi­nie się ze spuszczonymi spodniami pod­czas załatwiania "naturalnej potrzeby" , bo w tym celu trzeba wyleźć z okupu i łatwo zostać postrzelonym. Oczywiś­cie na ten temat nie pisze się w czytan­kach, a bohaterom wkłada się w usta patetyczne frazesy, jedynie słowo Cam­bronne'a zrobiło historyczną karierę.

Różewicz, który słusznie nazywa swój teatr realistycznym (i poetyckim) tak właśnie pokazał partyzancką wojnę. Głównie od strony języka. Ale także i poprzez sytuacje. Ważne miejsca akcji jego sztuki, to kuchnia i latryna, zara­zem dwa problemy, z którymi (a także z brakiem amunicji) podczas leśnej woj­ny trudniej było sobie radzić niż z wszelkiego rodzaju podchodami i za­sadzkami.

Różewicz, którego raz na zawsze po­sądzono, że komponuje swoje sztuki na zasadzie układanek z cytatów, jeszcze raz udowodnił, że go żadne wycinanki i nalepianki nie interesują, że chce pisać prawdę, która na scenie wykłada się poprzez przytoczone wypowiedzi i sytuacje z codziennej rzeczywistości komponowane na kształt poetyckiej me­tafory. Czym innym jest strumień rze­czywistości płynący przez głównego bohatera w "Kartotece", czym innym rze­czywistość kreowana w "Starej kobiecie", czym innym realistyczne sceny składa­jące się na tekst "Do piachu..." Najważniejsza część sztuki, to historia Walusia. Różewicz, zamierzył tu so­bie, jak sądzę, krańcowy etap widocznej w jego pisarstwie, postępującej reduk­cji bohatera. Od zwyczajnego człowieka, od "siebie" (główni bohaterowie jego sztuk przeważnie mają charakter pod­miotu lirycznego), po to - prymitywne, paskudne i głęboko w swojej tępocie i obrzydliwości nieszczęśliwe - stworze­nie. W dodatku umieścił swego "boha­tera" w sytuacji muszącej budzić odra­zę. Waluś jest nie tylko bezdennie głu­pi, pazerny i tępy, ale jest w dodatku partyzantem, który zamiast wykonać bojowe zadanie rabuje worek mąki i gwałci starą babę. Zresztą prawdziwi zbrodnicze w "Do piachu...", to Marek i Bury, którzy po dokonaniu rabunku uciekli. Waluś jest przede wszystkim durniem, który tak jak nie bardzo ro­zumiał co robi, tak też dał się złapać i nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, za co dostanie kulę w łeb od własnych kolegów.

Dzieje zawszonego, śmierdzącego Wa­lusia, to zarazem historia Człowieka. Różewicz szuka człowieczeństwa tam, gdzie w "społecznym" i "moralnym" od­czuciu szukać by go nie należało. W krótkiej historii "miłości i śmierci" par­tyzanta Walusia jest zawarta tragedia ludzkiego losu. Sam Różewicz wspomina przy tej okazji "Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke", można by też wspomnieć o "Królu obojga Sycylii" Kuś­niewicza. Najbardziej istotna wydaje mi się bezpośrednia analogia z "Voyzckiem".

Różewicz nie stworzył jednak repliki tragedii Buchnera. Woyzeck jest tylko prymitywny i nieszczęśliwy, Waluś mu­si budzić wstręt. Dopiero wbrew, zda­wałoby się - wszystkiemu - budzi też współczucie. W dosłownym i pierwotnym znaczeniu tego terminu - nie litość, nie pożałowanie, ale poczucie wspólnoty ludzkiego losu z tym obrzyd­liwym pozbawionym tak zwanych "wyż­szych uczuć" i "zasad" stworzakiem.

Różewicz szuka człowieczeństwa nie na dnie, jak Gorki, nie redukuje osta­teczności bohatera do samego znaku istnienia jak Beckett, ale rozgrywa swo­ją tragedię na zasadzie kontrapunktu, umieszcza jej główną postać wśród lu­dzi, którzy słusznie uznani są w dziejach naszego narodu za bohaterów i każe szukać owego współczucia z durniem i łobuzem wbrew oczywistej abominacji i pogardzie. Jest to chyba najbardziej antybohaterska tragedia w naszej li­teraturze. Wśród literatury okupacyjnej umieścić ją można obok twórczości Bo­rowskiego.

Wspomniałem już, że trzy zasadnicze "części "Do piachu..." nie łączą się w peł­ni ze sobą. Zarówno dysputa politycz­na, jak sam w sobie "niebohaterski" obraz partyzanckiego oddziału, to osob­ne tematy, które na pewno nie zostały dostatecznie rozwinięte, a zamiast wspierać podstawowy wątek biegną własnymi torami. Są tu niemal trzy sztuki w jednej. Wyraźny ślad przynaj­mniej dwóch utworów, i trzech różnych zamierzeń, które złożyły się na ten tekst. "Do piachu..." to sztuka pod wielo­ma względami rewelacyjna i zarazem wewnętrznie skłócona. Jeszcze raz po­twierdzająca tezę, że to, co w naszej dramaturgii najciekawsze, jest zarazem jakieś niezborne, niedokończone, i może właśnie przez to fascynujące. Nie cho­dzi tu oczywiście o otwartą formę Ró­żewiczowskiej dramaturgii, ale o nie­zborność w ramach tej "swobodnej" sty­listyki.

Dla Łomnickiego trzeba mieć uzna­nie za to, że zrobił przedstawienie będą­ce przede wszystkim prezentacją tekstu. Bez nadmiaru pomysłów inscenizacyj­nych, właściwie w ogóle nie "wymy­ślone". Obsada bardzo nierówna. Obok dobrych ról (komendant Duriasza, Wa­luś Golejewskiego, Sfinks Fryźlewicza), postacie i role zaledwie poprawne, albo nijakie i nieporadne, na czym cierpią niektóre świetnie napisane sceny zbio­rowe. Udało się za to Łomnickiemu utrzymać rytm tej z epizodów, z "błyśnięć" zbudowanej sztuki, gdzie na moment pokazują się między drzewami partyzanci i zaraz giną w mroku, a światło wolno gaśnie tylko w finale, nad psią mogiłą zastrzelonego Walusia. Jest to przedstawienie, jak napisano w programie, dla widzów od lat osiem­nastu. I jest to sztuka dla ludzi, którzy szukają w teatrze złożonej i trudnej problematyki. Zwolennicy historycz­nych malowanek będą mówić o niej bzdury. Bo jest to też jeszcze jedno, odważne wyzwanie rzucone raz po raz powtarzającej się tendencji infantylizo­wania naszej literatury. Sztuka drażnią­ca, zmuszająca do myślenia, ważna i różna nie tylko od dotychczasowych dramatów Różewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji