Artykuły

Dwie godziny z doktorem Judymem

Doktor Judym zszedł z kart powieści Żeromskiego, aby stać się dla kilku generacji nie tylko wcieleniem społecznika o najwyższych kwalifikacjach moralnych, ale wysublimowanej idei służby społecznej i szeroko pojętego humanizmu. I właściwie jest coś zadziwiającego w tym ustawicznym poszukiwaniu Judymów w naszej zracjonalizowanej współczesności, tak już dalekiej od egzaltacji z jaką przyjęto "Ludzi bezdomnych" przed siedemdziesięciu z górą laty. Zwłaszcza, że niewielu bohaterów powieściowych, przy całym szacunku dla ich postawy moralnej, doczekało się tak krytycznej oceny swego postępowania.

Dialog z Judymem nadal trwa. Ongiś rozdzierała serca scena powieści, w której Judym żegna się na zawsze z narzeczoną Joasią: "Ja nie mogę mieć ani matki, ani ojca, ani żony, ani nic co bym do serca przycisnął... Muszę być sam jeden...". Dzisiejsi rówieśnicy doktora - społecznika nie rozumieją owego uroczystego pogrzebu miłości. Taka ofiara życia osobistego nikomu przecież nie była potrzebna, szczęście rodzinne nie przeszkadza na ogół w realizacji szlachetnych idei. Trudno też zrozumieć dlaczego Judym przez cały czas samotnie walczy o nowy porządek społeczny, nie szuka sojuszników z klasy robotniczej, z której wyszedł. Sam chce rozwalać śmierdzące nory biedoty wiejskiej. Sam czuje się odpowiedzialny za niedolę proletariuszy.

Owa .samotnicza walka na jaka skazuje Żeromski swego bohatera w naszej odmienionej strukturze społecznej stała się całkowitym anachronizmem i ma w sobie coś z teatralnego gestu. Pozostała do dziś natomiast żywa i aktualna nieobojętność judymowa na krzywdę ludzką, odwaga głoszenia swoich nonkonformistycznych poglądów. bezinteresowność i poczucie odpowiedzialności. Poza tym urzeka malowniczość tej postaci patronującej do dziś różnym pożytecznym akcjom społecznym i tematom publicystów.

Ostatnio spotkaliśmy się z Doktorem Judymem w otoczce dramatyzowanego tekstu Ludzi bezdomnych" na scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Adaptacji dokonał aktor Zbigniew Kornecki przy współpracy inscenizatora i reżysera Józefa Pary. Od dłuższego czasu obserwujemy, że krzewi się teraz moda na adaptacje - sceniczne, filmowe, telewizyjne, utwór ów przeznaczonych do czytania. Możną się nie zgadzać z ową modą, dzieła wielkich klasyków literatury wychodzą z tych zabiegów znacznie zubożałe, ale jest faktem, że adaptacje wypełniają ciągłe niedostatki współczesnego repertuaru teatralnego i filmowego i- wbrew pierwotnym opiniom są one bodźcem do czytania utworów w oryginale, co stwierdzają na podstawie własnych doświadczeń księgarze i bibliotekarze.

Pomysł przybliżenia młodzieży szkolnej postaci Judyma zasługuje na uznanie. Autor adaptacji i inscenizator przedstawienia bielskiego zadali sobie na pewno wiele trudu, aby "Ludzi bezdomnych" przystosować do wymogów sceny. Ale trzeba otwarcie powiedzieć, że Żeromski odarty z rozrzutnej bujności swego języka, barwy i rozmachu opisów przestaje być artystą słowa, traci istotę swego stylu i działa wyłącznie publicystyką swoich idei. W tej uproszczonej z konieczności formie wiele judymowskich tez brzmi po prostu naiwnie, nawet z punktu widzenia ówczesnej wiedzy medycznej, a pewne sytuacje wykrojone z olbrzymiego opisowego tekstu powieści nie tłumaczą się jasno i logicznie bez znajomości oryginału.

Tomasz Judym w inscenizacji bielskiej przebywa swoja drogę w ośmiu etapach na ogół trafnie wybranych mnogości wątków - od pobytu w Paryżu, poprzez Warszawę, zakład leczniczy w Cisach aż do finału w Sosnowcu. Do najlepszych scen w przedstawieniu należy polemika Judyma z lekarzami na spotkaniu w Warszawie. Owa reprezentacją lekarskiej "elity" zasklepionej w swoim konserwatyzmie znalazła starannych odtwórców w osobach M, Dembowskiego, J. Bielewicza, M. Tarnawskiego, M. Adamczewskiego, R. Mrongowiusa. S. Kieresińskiego i M. Popławskiego, którzy grają swoje role z dużą dbałością o charakterystykę postaci, Dużo nastroju ma również scena na peronie przed wyjazdem Judyma do Sosnowca. Zawodzi natomiast całkowicie finał sztuki, który powinien przecież stanowić najmocniejszy akord przedstawienia.

Józef Para gra Judyma oszczędnie, z dużą dyskrecją choć czuję się wewnętrzną żarliwość bohatera. Słowem, jest Judymem bliskim naszej współczesności i dlatego przekonuje. (W roli Judyma występuje również Zbigniew Kornecki). Wątek miłosny podobnie jak w powieści potraktowany jest dość lapidarnie, tak, że urodziwa Joasia w interpretacji Czesławy Pszczolińskiej nie ma wiele okazji do wyrażania skali swoich uczuć. Ciepło i sympatycznie przedstawiła właścicielkę Cisów panią Niewadzką nowo pozyskaną dla sceny bielskiej Anna Sobolewska.

Mimo zastrzeżeń jakie może budzić adaptacja - "Ludzie bezdomni" jak w ogóle cała twórczość Żeromskiego nastręczają szczególne trudności opracowania scenicznego - trzeba docenić intencje twórców przedstawienia przygotowanego z dużą starannością i nie pozbawionego momentów efektownych, w czym odgrywa niebagatelną rolę pomysłowa scenografia Jerzego Feldmana i błyskawiczne zmiany licznych dekoracji przy pomocy sceny obrotowej.

A swoja drogą byłoby ciekawe co myślą o spotkaniu z Doktorem Judymem ci, do których przedstawienie jest specjalnie adresowane czyli uczennice i uczniowie szkół bielskich? Czy rzeczywiście wizyta Judyma zachęci młodocianych widzów do uważnej lektury "Ludzi bezdomnych" i pobudzi ich do dyskusji o tej przejmującej książęce w koleżeńskim gronie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji