Artykuły

Bardzo polska "Pastorałka"

W moim miasteczku w okolicach Łodzi co roku na Boże Narodzenie chodziły "Herody". Najpierw rozlegało się ostre- uderzenie do drzwi i zaraz, bez pytania, wbiegł diabeł, zawsze odrobino wyprzedzający świętego Józefa. Nie wolno było ich z domu wyrzucić. W dużym przed pokoju odgrywali dzieje narodzenia Pana Jezusa, i składania mu hołdu przez pastuszków. Trzech Króli, a także przez Żydka, króla Heroda i Śmierć. Aktorami byli wyłącznie mężczyźni. Nie pamiętam, by kiedyś chodziła z nimi kobieta. Lekko podochoceni alkoholem odgrywali historyjkę po kilka naście razy dziennie w różnych do mach. Niestaranne to były zazwyczaj przedstawienia, bełkotliwie podane słowa, ale przecież i tak wszystko się rozumiało. Niecierpliwie, co roku czekaliśmy na te przedstawienia.

Pewnego razu, już w czasach studenckich, wśród świątecznych gości znalazł się kolega - student ze szkoły teatralnej. Z zachwytem patrzył na inscenizacją "Herodów". Diabeł wyraźnie nie radził sobie z rolą. Wtedy ten prawie aktor chwycił diabelskie widły i stanął po stronie grających. Szalenie poważnie potraktował tę rolę, a wraz z nim z ogromnym przejęciem grali po zostali panowie. Ileż przeżycia, ileż autentycznej prawdy, głębokiego przekonania, było w każdym słowie, w każdym geście. Stało się święto teatru, najprawdziwszego, bo płynącego z serca. I nie trzeba się było uczyć słów, bo słowa widowiska tkwiły w pamięci, jakby zakodowane na życie. Z ogromnym wzruszeniem śpiewaliśmy na zakończenie "Bóg się rodzi".

Z takim samym wzruszeniem śpiewałam tę kolędę w finale "Pastorałki" w gorzowskim teatrze.

Wybaczcie, Drodzy Czytelnicy, ten bardzo osobisty wstęp, ale "Pastorałki" nie można odbierać obiektywnie. Na wrażenia ze sceny mu si nałożyć się nastrój świąt Bożego Narodzenia, wspomnienie wigilii, pasterki, szopki z kościoła, najbardziej osobiste reminiscencje z dzieciństwa, rodzinnego domu, tej zawsze odległej i zawsze cudownej przeszłości.

Na ziemie zachodnie przyjechali mieszkańcy różnych dzielnic Polski. Wszędzie tam, w rodzinnych stronach, pokazywały się jakieś "herody", były "jasełka", chodziło się "z szopą". A jednak w nowym miejscu zamieszkania ten zwyczaj nie odrodził się, przynajmniej w tej skali. Etnografowie powinni odpowiedzieć na pytanie: dlaczego. Jerzy Pietrzyk, dyrektor domu kultury w Dobiegniewie, planował, że po zakończeniu budowy obiektu będzie organizował przegląd takich "herodowych" inscenizacji ludowych. Chciał je zapraszać z innych stron, żeby mieszkańcom ziem zachodnich przypomnieć tamten oby czaj. Dom kultury ciągle się buduje i nie wiadomo, czy dojdzie do realizacji tych planów.

Z takich właśnie ludowych przed stawień 70 lat temu Leon Schiller zbudował widowisko, które stało się najbardziej polskim przedstawieniem, godnym stanąć w jednym rzędzie z "Weselem" Wyspiańskiego i "Krakowiakami i góralami" Bogusławskiego, bo tak jak tamte najpełniej mówi o nas, Polakach. Leszek Czarnula (reżyser) oraz Ewa i Wiesław Strebejkowie (scenografowie) nie wymyślili niczego nadzwyczajnego. Po prostu pozwolili widowisku dziać się. Tak powstała ujmująca za serce "Pastorałka" w Teatrze im. J. Osterwy.

Rozpoczyna się jak- na pocztówce: grupa kolędników idzie z kręcącą się gwiazdą. "Hej, kolęda, kolęda" - rozlega się wokoło. Z tłumu prostych ludzi, który szedł przez wieś (może przez świat?) wyłaniają się osoby przedstawienia, by opowiedzieć o tym jak doszło do narodzenia Pana Jezusa.

A więc najpierw raj - Adam i Ewa, zakazane jabłko, zdradziecki wąż. Jabłka są czerwone, raj jest zielony, a Pierwsi Rodzice natura ni, tylko z listkiem figowym. Ewę osłaniała nieco długie włosy, Ładna to scena-, bez pruderii, czysta, epatująca urokiem nagiego dala, miękkiej linii kobiecych kształtów, sprężystością mężczyzny. I ten diabeł, strasznie obcy, bo ubrany jakby z dworska, czarno-czerwono. Beata Chorążykiewicz jako Ewa i Dariusz Chodala jako Adam zaskoczyli raz jeszcze w najlepszym tego słowa znaczeniu. A Leszek Czarnota przypomniał, że jego estetyczne upodobania kształtował Henryk Tomaszewski, pierwszy bodaj artysta polskiej sceny, który pięknie, celnie i czysto eksponował na scenie nagość.

Nie będę opowiadać dziejów Na rodzenia, bo wszyscy znają. W legendzie o pastuszkach, którzy przez Tyniec (także Gorzów i Barlinek) szli do Betlejem, tyle prawdy, co nieprawdy. A okrutny król Herod musiał zostać ścięty przez śmierć po wydaniu rozkazu zabicia wszystkich chłopców. Ludowa sprawiedliwość jest bezwzględna. A chóry anielskie musiały być lekkie i zwiewne, jak bezcielesne są anioły.

Leszek Czarnota operuje grupami, precyzyjnie ustawia każdą sytuację, każdy krok. Pot się leje z pastuszków, nie mogą złapać tchu, ale tańczą i śpiewają do upadłego. Uzyskanie takiej sprawności, doprowadzenie do takiego tempa przedstawienia traktować trzeba ja ko największe osiągnięcie zespołu. Tu widać efekty wielogodzinnej pracy.

Każdy element tego. przedstawienia wymaga komplementowania. Bardzo dobrze przygotowany przez Sylwestra Ochmańskiego chór śpiewał czyściutko. Klasą samą dla siebie była Anna Kaniewska w delikatnych partiach Marii śpiewającej Dzieciątku. Obok niej stateczny, jakby wyjęty z ram obraz - Józefa - Stanisława Gałeckiego. Ta grupa powagą i dostojeństwem musiała kontrastować z dynamicznymi pastuszkami i anielskimi Aniołami. Każdy z aktorów miał do odegrania po kilka król np. Henryk Jóźwiak był po kolei Archaniołem Michałem, Pachołem, Bartosem i Śmiercią. Marek Jędrzejczyk - Diabłem, Ryczywołem i Żydkiem Tadeusz Dobrosielski - Archaniołem Gabrielem, Chłopkiem i Korydonem, Wacław Welski - Prologusem, Szlachcicem i Herodem, Dariusz Chodala - Adamem, Pachołem i Dametą, Marek Czyżewski - Mścibrzuchem i Feldmarszałkiem. Ileż tu przeistoczeń, ile przebiórek za sceną! Z męskich ról w pamięci pozostaje król Herod Wacława Welskiego, głównie ze względu na melodię frazy w po dawanym tekście, Żydek - Marka Jędrzejczyka z tradycyjną ruchliwością i Bartos Henryka Jóźwiaka jako ludowy autorytet.

Panie mniej mają okazji, by pokazać się indywidualnie - role Teresy Lisowskiej (Karczmarki) i Ewy L. Matusiak (Chłopka) są epizodyczne, ale wyraziste. Natomiast pięknie prezentują się w ansamblach, anielskich chórkach i pląsach. W urokliwości anielskich scen duży udział mają kostiumy zaprojektowane przez Ewę Strebejko. Scenografia małżeństwa Strebejków - jak zwykle, prosta i oszczędna tym razem także bardzo, celna i dowcipna. Niezwykle podobały mi się halabardy zrobione z sękatych kijów, a "ubranie" w nie króla Heroda; uważam za jeden ze znakomitych -scenicznych pomysłów. Uroku dodaje całemu przed stawieniu zabawa rekwizytem, np. ognistym mieczem, owieczką o miękkich nóżkach, - lilijką. Każdy element scenografii jest polski. Po za diabłami: A przecież mamy również polskie diabły jedne sympatyczne, inne złośliwe. Czy konieczne więc było przełamywanie, konwencji?

Przedstawienie grane jest bez przerwy. Tempo nie pozwalało na oklaski, bo nie było na nie czasu! Leszek Czarnota wykreślił wszystkie niepolskie elementy widowiska - rozpacz żony Heroda i przyjście egzotycznych Trzech Króli. Nie było ich na premierze, ale podobno 6 stycznia mają się zjawić. Warto to sprawdzić.

Po świątecznej przerwie "Pastorałka" grana jest codziennie od 3 stycznia. Trzeba ją koniecznie zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji