Artykuły

"Kto miał wybaczyć ten wybaczył?"

Po tym, jak wybrzmiewają ostatnie słowa Epilogu Szekspirowskiej Burzy, monologu Prospera (Jerzy Radziwiłowicz), na widowni rozlegają się nieśmiałe, pojedyncze oklaski. Cichną, bo aktorzy nie wychodzą do ukłonów; część publiczności jest zdezorientowana, część po prostu czeka. Szybko okazuje się, że to nie koniec przedstawienia: Ferdynand (Daniel Namiotko) wciąga na scenę ciężkie kłody. Rozpoczyna się dialog z pierwszej sceny III aktu Burzy - tyle że na wyznania młodzieńca odpowiada nie Miranda, ale Kaliban (Mariusz Benoit). Dojrzały mężczyzna nieudolnie naśladuje gesty i pozy zakochanej dziewczyny. Na scenie pojawiają się Prospero, Trinkulo (Mariusz Bonaszewski), Stefano (Arkadiusz Janiczek), Sebastian (Kamil Mrożek) i Antonio (Jan Frycz). Padają pojedyncze kwestie z dramatu Szekspira. Antonio pyta: "Już wszystko w normie, wszyscy zdrowi? / Kto miał wybaczyć, ten wybaczył?". Prospero odmawia Arielowi (Mariusz Benoit) spełnienia obietnicy -uwolnienia. Na projekcji w tle czytamy słowa (wypowiadane jednocześnie przez jednego z Majtków) z Wyspy skazańców Stiga Dagermana. To fragment o niemożliwości jakiejkolwiek odmiany losu rozbitków, którzy w wyniku zatopienia przez sztorm statku turystycznego trafiają na bezludną wyspę. "[...] plecy się garbią, coraz bardziej poddańcze, oczy coraz bardziej harde i obłąkane z braku snu i braku nadziei, [...] słowa stają się nieliczne, usta spękane i sztywne, [...] skóra ciaśniej opina kości biodrowe, rzepki, żebra, obojczyki, kości łokciowe, kości policzkowe, kręgi, piszczele, kości udowe, nadgarstki, miednice i czaszki"

Przestrzeń gry jest niewielka, bo publiczność zasiada na scenie, rzędy widowni - przez dużą część przedstawienia oddzielonej ciężką czarną zasłoną - zakrywa ciemna, mieniąca się tkanina. Niekiedy przypomina morze, ale częściej zdaje się czeluścią - piekła? przeszłości? złych wspomnień? sennych koszmarów? To, co wydarza się przed oczyma publiczności, ma równie niejasny status: właściwie nie wiemy, czy postaci wyłaniają się ze skażonej jednocześnie poczuciem winy i poczuciem krzywdy wyobraźni Prospera (na co wskazywać może surrealizm niektórych sytuacji), czy są wytworem innego bytu. Ze nie są rzeczywiste, wiemy na pewno.

Kompozycja przestrzeni odwołuje się do chwytu teatru w teatrze, a ten z kolei prowadzi do Morza i zwierciadła. Komentarza do "Burzy" Szekspira W.H. Audena. I do pamięci spektaklu Jerzego Grzegorzewskiego z 2002 roku, wystawionego na Scenie przy Wierzbowej; Jerzy Radziwiłowicz grał w nim Kalibana. Miśkiewicz jednak odmiennie prowadzi Audenowską koncepcję odgrywania przed publicznością współczesnej lektury Burzy. Przedstawienie rozpoczyna gwałtowny powiew, wytwarzany przez ustawione na bokach sceny dmuchawy, grzmoty i lekka bryza, spryskująca widzów.

W trakcie spektaklu wielokrotnie uruchamiane zostają sceniczne podesty, na których rozgrywane są niektóre sekwencje; w pewnym momencie rozbłyskują umieszczone nad widownią ogromne żyrandole. Miśkiewicz demonstruje teatralność Burzy (oraz Morza i zwierciadła), a jednocześnie czyni nas, widzów, współuczestnikami tego, co dzieje się na scenie. Bo skoro śledzimy techniczne zabiegi, widzimy bebechy Sali Bogusławskiego, nie możemy twierdzić, że jedynie oglądamy przedstawienie. Raczej trwamy w nim, podobnie jak aktorzy. Finałowe oklaski, paradoksalnie, tylko umacniają w tym przekonaniu - w tym świecie nie ma magii, ale udawanie. Albo inaczej: po wielekroć odgrywa się rytuał pamięci, który niczego nie rozwiązuje, a jedynie utrwala dziwny stan uwikłania Prospera (i jego majaków - ofiar czy oprawców; te role pulsują w całym przedstawieniu, nie sposób ich rozdzielić ani osądzić którejkolwiek z postaci) w przeszłość, z którego nie można się wyrwać ani mu zaprzeczyć.

Ową nierozwiązywalność pokazuje już pierwsza scena: Ariel przypomina Prosperowi o obietnicy uwolnienia.

Ten odmawia, a jednocześnie z sadystycznym uporem wspomina wybawienie sługi z mąk, na jakie skazała go Sykoraks. Wymiana zdań powtarza się drugi, trzeci raz, sygnalizuje zapętlenie sytuacji, a jednocześnie uwięzienie bohaterów w stale odnawianym schemacie. Ale wskazuje również trop odczytania całego scenariusza (dramaturgia Joanny Bednarczyk): przemieszane są w nim nie tylko Burza, Morze i zwierciadło czy Wyspa skazańców, ale również inne dramaty i sonet Szekspira. Rozczytanie partytury spektaklu stanowi wyzwanie i jednocześnie erudycyjną przygodę, ale najistotniejszy pozostaje sposób, w jaki buduje ona świat "Burzy" Williama Szekspira. Czyli inscenizacji nie tyle jednego z najbardziej znanych dzieł poety, ile naszego postrzegania mitu Burzy. By odwołać się do jednego z wykładów W.H. Audena, wygłoszonego kilka lat po powstaniu Komentarza do "Burzy" Szekspira: "W Burzy udaje się Shakespeare'owi nareszcie stworzyć mit" (Auden, 2015, s. 393).

O ile Auden za centralny temat Burzy uznaje "naturę wspólnoty" (Auden, s. 397), o tyle w interpretacji Miśkiewicza nie ma mowy o jakimkolwiek wspólnym celu, dobru, sprawie. Nawet marynarze nie wydają się zjednoczeni w ratowaniu statku - śpiewają rubaszną piosenkę o dziewkach (fragment Morza i zwierciadła). Dramaturżka i reżyser podążają innym Audenowskim tropem: "Wszyscy śnią brak zła" (Auden, 2015, s. 397), tyle że niejako wywracając go na opak, bo w przedstawieniu Miśkiewicza wszyscy tropią zło, boją się go, spodziewają.

Jednym z podstawowych tropów interpretacyjnych jest połączenie w jednej postaci (w jednym aktorze?) Ariela i Kalibana. W pierwszej scenie spektaklu Mariusz Benoit z początku jest Arielem, wypełniającym polecenia Prospera, by z kwestii na kwestię przeistoczyć się w złorzeczącego Kalibana. Zdolności Ariela zdają się ograniczać do pokracznych "magicznych" póz i gestów, wyjątkiem jest delikatny ruch dłoni, który sprawia, że powoli unosi się kurtyna, za którą ujrzymy obecnego niemal nieustannie na scenie Trinkula. Moc czarów jest więc ograniczona, podobnie jak bezsilne są przekleństwa Kalibana, pojawiające się, niczym refren, w trakcie całego spektaklu.

Kiedy przemówi słowami Gloucestera z Ryszarda III, wtopią się one w wyrzekanie syna czarownicy. Frazy o pokraczności przedwcześnie urodzonego nieszczęśnika są jeszcze jednym argumentem na niesprawiedliwość losu - tu, paradoksalnie, sprawiedliwie rozdzielającego skazy i nieszczęścia. Kaliban wypowiada również monolog z Morza i zwierciadła - i tu najpełniej ujawnia się jedność jego i Ariela.

Kluczowa dla reżysera wydaje się niemożliwość przebaczenia: o ile już w Szekspirowskiej Burzy możemy kwestionować jego szczerość, tutaj nie ma szans na jego zaistnienie. Przebaczenie, o jakim mówi Antonio, jest pustym, dawno zapomnianym słowem. On sam w rozmowie z Prosperem przytacza argumenty, którym trudno zaprzeczyć: sięgnął po władzę, bo książę zaniedbywał obowiązki władcy. I obowiązki ojca.

A jednocześnie wszystkie emocje są tu zetlałe, jak gdyby odczuwane przez wycieńczonych głodem rozbitków, o których pisał Dagerman. Prospero nie czerpie sadystycznej przyjemności ze znęcania się nad Arielem. Miłość Mirandy (Maja Kleszcz) i Ferdynanda nie wydaje się ani świeża, ani młodzieńcza - oboje są raczej zmęczeni, być może nieustannym odgrywaniem olśnienia swojego pierwszego spotkania. W jednej z najpiękniejszych scen przedstawienia Miranda w ślubnej sukni, przypominającej te z obrazów Velazqueza, śpiewa "Sonet XXX": "[...] wzdycham za stratą rzeczy upragnionych / I utracony czas znów opłakuję". Nie można oprzeć się wrażeniu, że wszystkie postaci Burzy Williama Szekspira nie "śnią snu na jawie", jak chciało wielu badaczy dramatu, ale trafiły do czyśćca, gdzie po wielekroć "sprawy minione wspominać próbują". Tyle że ten czyściec jest miejscem ostatecznym - nie ma tu szansy na odkupienie win.

Prospero Jerzego Radziwiłowicza nie wygląda jak pan wyspy, ubrany niedbale, w trochę za duże stare ciuchy. Podobnie z kostiumem Ariela/ Kalibana - dominuje w nim szarość, bylejakość. Eklektyczne stroje pozostałych bohaterów każą myśleć o lamusie, z którego wyciąga się cokolwiek, co może chronić przed zimnem. Właściwie najbardziej "sceniczne" są marynarskie ubrania, w których aktorzy wykonują brawurowy taniec (świetna choreografia Dominiki Knapik) - ale ta sekwencja jest jedną z najbardziej odrealnionych. Młodzieńcy to wyobrażenie dzielnych marynarzy; kiedy pojawiają się w innych scenach, są równie niedbali jak reszta aktorów.

Nieprzypadkowo jedną z najważniejszych postaci przedstawienia jest Trinkulo - obecny niemal przez cały czas na scenie, towarzyszący najważniejszym rozmowom, przyglądający się bohaterom. W czerwonej czapce, która zdaje się znakiem jego błazeństwa, błyskotliwy i inteligentny, nie korzysta nadmiernie ani z ciętego języka, ani z niepospolitej przenikliwości Szekspirowskich błaznów. To postać, jak wszystkie inne w przedstawieniu, dziwnie stłamszona, pozbawiona energii. "Chwila jawy między dwoma snami", o której mówi w dramacie Prospero, jest tutaj nieustanną repetycją koszmaru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji