Artykuły

Z duchem w tle

Tuż przed godz. 20.00. Główne wejście do gmachu Teatru Polskiego zamknięte na głucho. Wchodzimy przez portiernię. Ciemny hall. Z daleka widać tylko napis: Cisza. Próba. Nagle z mroku wyłania się zjawa. Kobieta w ciemnej szafie z czarnym welonem na głowie.

To jednak nie był duch straszący w tym gmachu, a aktorka, Irena Grzonka, czekająca na rozpoczęcie próby spektaklu "Antygona". Z zaświatów może czuwać nad spektaklem jedynie autor, czyli Sofokles i twórca przekładu Stanisław Hebanowski.

Spotykamy też Mieczysława Hryniewicza, który po latach powrócił jako aktor do Poznania. Też spieszy na próbę, tyle, że tym razem jedynie obserwować pracę kolegów.

Musimy jeszcze chwilę poczekać, bowiem dyrektor Teatru i jednocześnie reżyser przedstawienia, Waldemar Matuszewski, wyszedł. Wraca niebawem z dwiema siatkami pełnymi zakupów. Widać, że w ciągu dnia jest bardzo zajęty, że nie ma się kiedy zająć tak prozaicznymi sprawami.

Wchodzimy. Przez środek widowni biegnie pomost. W ten sposób dwie loże tworzą dodatkowe kulisy. Scenografia cała na czarno. Wokoło krząta się Ewa Strebejko - scenograf przedstawienia.

- W teatrze nazywamy ją żartobliwie panią profesor -mówi Waldemar Matuszewski.

Oboje siadają na widowni, w pogotowiu mają niewielkie karteczki, na których skrupulatnie zapisują wszystkie błędy, potknięcia i uwagi, jakie nasuwają im się w czasie oglądania spektaklu. Z boku na scenie zasiada także Ewa Szostak, która przygotowuje się do tłumaczenia sztuki na język migowy. Podczas próby okazuje się, że sufler musi czuwać. Kilka razy aktorzy zapominają jeszcze tekstu. Radzą sobie z tym mówiąc zamiast brakującego słowa np. "coś tam". Wychodzą im w ten sposób wcale zabawne zdania.

Zaaferowany Kreon nagle gubi kierunki i chce wyjść nie tą stroną. Reżyser delikatnie go zatrzymuje. Próba jest bardzo wyczerpująca, bowiem sztuka Sofoklesa nie należy do najłatwiejszych. Dramat władzy, miłości, a w tej adaptacji nawet może i namiętności Kreona do Antygony należy do klasyki i tak też został zrobiony.

W przeciwieństwie do przedstawienia sprzed pięciu lat, które było pastiszem dzieła starożytnego poety, ta wersja zapewne spodoba się młodzieży.

Pod koniec próby nagle zza kulis pojawia się czarna ręka z długim obiektywem. Okazuje się, że to Katarzyna Węglicka, czyli Ismena, roli i zdjęcia swoim kolegom. Taicie pamiątki zostają potom na długo, nawet kiedy przedstawienie schodzi już ze sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji