Artykuły

Ten, co widział

Będąc na "R. U. R." Capka w przekładzie Sieczkowskiego, reżyserii Wiercińskiej i doskonałej, oszczędnej, a pełnej smaku i wyrazu scenografii Axera, trzeba od początku do końca przedstawienia pamiętać, że sztuka ta powstała tuż po pierwszej wojnie światowej, a premiera jej odbyła się w roku 1921. Wtedy łatwo przesunąć się nad pewnymi niedokładnościami pisarza w jego przewidywaniu ery cybernetycznej, a jednocześnie tym większym zdumieniem napełnia jego zdolność przeczucia zasadniczych konfliktów, przed którymi staje życie.

Podstawowe zapytanie postawione przez autora - czy przeskok techniczny, dziś także zwany powszechną politechnizacją, zdegeneruje i zniszczy ludzkość, czy też zostanie opanowany przez siły humanistyczne i przez podporządkowanie im przyniesie naszej planecie lepsze jutro - brzmi tak aktualnie, że jesteśmy olśnieni wizją pisarza czeskiego, który już przed czterdziestu laty widział tak wyraźnie ku czemu zmierza ludzkość.

Przewidział pychę marzycieli o nowej Wieży Babel, samobójcze szaleństwo kapitalistów, niewolników cyfry i dywidendy, porywy nacjonalistyczno-faszystowskie, ludobójstwo, a nawet, co nam na razie nie grozi, lecz jest piętnem krajów tonących w dosycie materialnym - zatratę skłonności do przedłużania życia biologicznego. Dodajmy, że Capek był nie tylko prorokiem, lecz także moralistą pokazującym drogi wyjścia.

Do uznania wielkości Capka, autora późniejszych powieści "Najazd jaszczurów" i "Fabryka absolutu" wystarczyłoby już to choćby, że właśnie tytuł jego dramatu "R. U. R." - Rossum's Universil Robots, czyli "myślące powszechne roboty", dał początek pojęciu robota, którego przedtem nie było, a dopiero po tej sztuce znalazł się w słownikach i w arsenale pojęć technicznych.

Aktorzy warszawscy zrobili wszystko, aby nie spłycić głębokiego dramatu i dotrzeć do prawdy konfliktu między ślepą mechaniczną siłą i wartościami duchowymi życia, o którego istnienie lub ostateczną zagładę toczy się w tej sztuce zacięty bój.

Wyrzykowski. Dominiak i Dejunowicz, obok Kreczmarowej i Żabczyńskiej, dają bardzo wiarygodne konterfekty sceniczne granych przez siebie postaci. Spośród osób ludzkich może jeden Kobuszewski nie dorasta do skomplikowanego zadania jakim jest kreowanie roli doktora Galla, który przez swoje eksperymenty pewnej liczbie robotów zaszczepił zawiązek życia psychicznego. Doktor Gall jest czymś więcej niż członkiem szajki władców, co lepiej umiał wyrazić Ciecierski w jeszcze trudniejszej roli architekta Alquista.

Wśród niełatwych do zagrania robotów, a granych niemal przez wszystkich bardzo konsekwentnie i koncertowo - zabłysnął Maliszewski w roli Radiusa, obdarzonego mózgiem sprawniejszym niż ludzki, ale pozbawionego wszelkich uczuć prócz nienawiści, pogardy i chęci panowania. Warto też wymienić Stankównę i Komarnickiego w rolach rezultatów z pozoru -nieudanych eksperymentów doktora Galla, który im chyba przez pomyłkę wszczepił zdolność do altruizmu i miłości. Końcowa scena gdy Alquist przekazuje im nadzieję życia, urasta do wielkiej przenośni w tym bardzo ciekawym i pouczającym przedstawieniu, choć nie pozbawionym pewnych dłużyzn.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji