Artykuły

Kontra! Rozmowa z Janem Czaplińskim

- Chciał pisać historyczne powieści przygodowe. A potem od słowa do słowa, od odcinka do odcinka całe pokolenia wybudowały sobie z tych powieści przygodowych dom. Dlatego to właśnie między biografią, anegdotą i tym, co się z tą biografią i ze spuścizną po Sienkiewiczu potem działo, wytwarza się napięcie, które i dla tekstu, i dla przedstawienia jest chyba kluczowe. Bo Sienkiewicz wypuścił demona po wielekroć większego od samego siebie - z Justyną Jaworską rozmawia Jan Czapliński.

Justyna Jaworska: Przy okazji twojej sztuki o Zapolskiej, gdzie Henryk Sienkiewicz pojawił się w epizodzie, powiedziałeś: "Sienkiewicz sam w sobie jest wystarczająco pocieszny, nie trzeba nic zmyślać". Ale teraz to mu dopiero dołożyłeś!

Jan Czapliński: Tak to odebrałaś?

Zapolska, choć prywatnie dość potworna, była u ciebie wzorem lewicowej wrażliwości, a Sienkiewicza zostawiasz w samych gaciach - tak, jak Filip Perkowski odegrał go na wałbrzyskiej scenie. Choć przypominasz też o lepszych momentach noblisty...

Filip zagrał świetnie. Zniuansował i wybronił Sienkiewicza, bardziej nawet, niż sam to sobie zaplanowałem przy biurku. Ale jeśli nasz bohater został, mimo wszystko, pokazany niejednoznacznie, to stało się tak również za sprawą sporu, w który wdałem się z reżyserką Anetą Groszyńską. Wiedzieliśmy od początku, że opowieść o Sienkiewiczu będzie w jakimś sensie "użytkowa", to znaczy, że będzie celować w przestrzeń polityki historycznej, mówić nam przede wszystkim o nas, o naszych mitologiach, o tym, jak sami siebie postrzegamy i jak sami siebie sobie opowiadamy. W tym sensie Sienkiewicz miał być tylko filtrem, pretekstem do opisania współczesności, funkcją krytycznej narracji i, w gruncie rzeczy, zlepkiem ze strzępów zbiorowej świadomości - to był Sienkiewicz, który mnie interesował. Zjawisko historyczno-społeczne, a nie żywy człowiek. I tu zaprotestowała Aneta, upierając się, że trzeba się jednak nad jego biografią pochylić i że trzeba w Sienkiewiczu, że tak powiem, poszukać człowieka. Ja za poszukiwaniami człowieka raczej nie przepadam, bo wydaje mi się to strategia niesmacznie psychologiczna, ale ostatecznie chyba dobrze, że Aneta ten spór wygrała - bo wygrała - i że nasz bohater pozostał ludzki. Albo inaczej: że pozostał niejako podwójny. Z jednej strony mamy Sienkiewicza, który jest już raczej kategorią myślową, jest tym rozciągającym się na cały dwudziesty wiek fenomenem kulturowym, niby trochę śmiesznym, domowym, wspólnym i zupełnie niegroźnym, ale w sumie jednak łatwo przeskakującym w retorykę narodowo-nacjonalistyczną, a z drugiej - ambitnego i pracowitego faceta, który swój wielki sukces osiągnął, hm, trochę przypadkiem?

Chciał być drugim Karolem Mayem?

Chyba tak. Chciał pisać historyczne powieści przygodowe. A potem od słowa do słowa, od odcinka do odcinka całe pokolenia wybudowały sobie z tych powieści przygodowych dom. Dlatego to właśnie między biografią, anegdotą i tym, co się z tą biografią i ze spuścizną po Sienkiewiczu potem działo, wytwarza się napięcie, które i dla tekstu, i dla przedstawienia jest chyba kluczowe. Bo Sienkiewicz wypuścił demona po wielekroć większego od samego siebie -pomyśleliśmy, że przyjrzymy się i demonowi, i temu, kto go wypuścił.

Stąd inne wyczuwalne tu napięcie - silne wzmożenie narodowe.

Rozmawiamy zresztą tuż przed obchodami stulecia niepodległości, atmosfera gęstnieje...

Zacząłem nad sztuką pracować latem zeszłego roku i już zeszłoroczne obchody dość przerażająco się w nią wpisały, odcisnęły też zresztą swoje piętno na tekście. Nie wiem, co się wydarzy pojutrze, na razie narasta niepokój - tak to przynajmniej odbieram z tego miejsca, w którym jestem. Choć uważam, że zakazanie marszu przez władze miasta [scil. nie wiedzieliśmy jeszcze, że zakaz został uchylony] nie było dobrym pomysłem. Trzeba pozwolić ludziom iść, za to reagować i konsekwentnie karać za łamanie prawa. Tej sytuacji nie rozwiąże się przymusem.

Skoro o przymusie mowa, musiałeś jeszcze czytać Sienkiewicza w szkole?

Coś tam było. "Krzyżaków" i chyba "Quo vadis"?

Kiedy miałam sześć czy siedem lat, ojciec czytał mi na dobranoc "Ogniem i mieczem", całował w czółko i wychodził, a mnie pod powiekami zostawały płonące wioski. Bałam się, ale też bardzo to lubiłam, to były wielkie emocje.

Nas to już nieszczególnie emocjonowało, to był wyłącznie obowiązek szkolny. Jestem reprezentantem pierwszego chyba pokolenia, które powiedziało "dość" nam już wzdychanie do Pierwszej RP nie "robi". Nie czytaliśmy Sienkiewicza dla przyjemności lektury. I ten trend się raczej utrzymuje, a nawet wzmacnia. A kanon lektur ciągle swoje. Pamiętam, że po jednym ze spektakli zrobiliśmy spotkanie dla wałbrzyskich licealistów - dla nich to przedstawienie równie dobrze mogłoby być w obcym języku. Zero wspólnego kodu z tą historią. Hoffman? Kto to jest Hoffman? A może dobrze, że nie wiedzą. Nie wiem.

A może jednak szkoda. Wydaje mi się, że oboje z Anetą szukacie takich... pop-skrótów, popularnych kodów, żeby problemy sprzed ponad stu lat przełożyć na nasze problemy. To jest przy okazji bardzo śmieszne, ale może młodsi widzowie nie rozumieją dowcipów?

Jeśli coś ma być żywe, jeśli mamy się z czegoś śmiać - to musimy mieć wspólny język. Z nastolatkami widać nie mamy, no i jakby trudno. A że nie zawsze udaje nam się trafić do publiczności, to inna sprawa. Zdaję sobie sprawę, że balansujemy na cienkiej granicy kabaretu i zasadniczo nie jest to zła strategia - dopóki działa. Wahałaś się, czy użyć sformułowania "pop". Niech będzie. Dobrze właśnie, że pop. Może to zabrzmi jak nieco prostacka deklaracja, ale wierzę w rozrywkę jako strategię krytyczną. Nawet jeśli wiąże się z ryzykiem osunięcia się w coś niesmacznego albo po prostu złego.

Nie wiem, czy z jakimkolwiek zespołem w Polsce wyszłoby to tak dobrze, jak z wałbrzyskim.

Myślę, że nie. Na pewno tym aktorom bardzo, bardzo ufam i wiem, że z tekstu, który im napiszę, będą umieli zrobić coś lepszego. To jest także kwestia chemii między nimi, ich odwagi, jakości całego zespołu. Oni potrafią się bawić tym, co robią. Niemniej mam nadzieję, że w tej sztuce są też przestrzenie bardziej dramatyczne, co może też lepiej widać na scenie niż na papierze. Takim bohaterem hamletycznym czy, niech będzie, pop-hamletycznym jest Sienkiewicz, zwłaszcza w wykonaniu Filipa Perkowskiego, ale postacią dość minorową jest też Janko Muzykant Sary Celler-Jezierskiej. Oni wprowadzają ton, który równoważy śmiech.

Sienkiewicz napisał o Janku zaledwie cztery strony, co mu zostaje wypomniane. A przecież pisarz zdradzał wrażliwość lewicową, tylko jakoś pobłądził...

Tak. W swoich reportażach, tekstach dziennikarskich, w listach z Ameryki- potrafił bardzo zdecydowanie wskazywać na ludzką krzywdę i piętnować ją. No a potem przestał pisać reportaże. Myślę w ogóle, że przełom dziewiętnastego i dwudziestego wieku, na który patrzyliśmy przedtem z perspektywy Zapolskiej, to rodzaj rozdroża. W sensie kulturowym bardzo wiele się wtedy decydowało. Sienkiewicz też na nim stał. Był moment, kiedy szedł w lewo. Trzymał się z pozytywistami, wierzył w pracę społeczną, którą ma do wykonania literatura. Historycy literatury zastanawiają się teraz, dlaczego skręcił w prawo, by ostatecznie stać się pożywką dla kultury patriarchalnej, narodowej itd. Chociaż też nauczył Polskę czytać - i ja to oczywiście wiem i rozumiem, że są też różne dobre rzeczy, za które, historycznie rzecz ujmując, odpowiedzialny jest Sienkiewicz. I że pewnie nawet mu się te wszystkie nazwy ulic należą. Ale co by było, mówiąc w skrócie, gdybyśmy w szkole czytali "Płomienie" zamiast "Ogniem i mieczem"?

Najpierw reportaże, potem powieści historyczne... Może w ogóle jest tak, że pisarze konserwatywni uciekają w światy wymyślone, a lewicowi piszą o tym, co tu i teraz?

Coś w tym jest. Nie wiem. Jak patrzę na współczesną prozę polską, to powiedziałbym jeszcze inaczej. W światach wymyślonych, w gatunkach lubią się chować i wypozowywać mężczyźni: Twardoch, Żulczyk, a odważniejszą jednak pracę rozglądania się po współczesności wykonują kobiety. Anna Cieplak, Natalia Fiedorczuk-Cieślak. Ale to taka przystolikowa teoria, kilka ostatnich lektur.

Sam jesteś z porządnego lewicowego domu. Miałeś się w ogóle przeciwko czemu buntować?

(długie milczenie) Wiesz, nigdy nie postrzegałem tego jako problemu.

Uważasz, że poglądy odziedziczone mniej się liczą?

Nie, po prostu w liberalnej atmosferze nie napotykasz oporu, który wielu ludzi kształtuje.

No tak, przecież to opór kształtuje człowieka. Opór i Sienkiewicz.

Jestem wdzięczny moim rodzicom za wiele rzeczy, także za to, że wyposażyli mnie w elementarną polityczno-społeczną wrażliwość. Natomiast, nawet jeśli niewykształcona poprzez opór, pozostaje ona społeczna - weryfikuje się nie w domu, tylko w życiu. A dlaczego o to pytasz?

Bo robiłeś zawsze, jeszcze z Piotrem Ratajczakiem, raczej polityczny teatr na kontrze. Zastanawiałam się po prostu, skąd ta kontra.

No to właśnie ci mówię, że z domu. Poza tym, kontrę pojmuję jako cechę teatru w ogóle, jako medium.

Teatru, który nie może być grzeczny, bo siada?

Właśnie. Albo masz jakąś sprawę, albo nie masz, a jeśli nie masz, to po co w ogóle przyłazisz do teatru? Wiadomo, że są dziesiątki przykładów, ba, całe gatunki, które dowodziłyby, że się mylę, ale zasadniczo teatr jest od kontrowania. Przedstawienie "Zapolska Superstar" wzięło się ze sprzeciwu: "Hej, była taka autorka, dlaczego o niej nie pamiętamy? Dlaczego z niej nie korzystamy?", z kolei Sienkiewicz Superstar z rozpoznania: "Hej, był taki pisarz, ale znamy go? Czy rzeczywiście jemu chcemy zawdzięczać język, którym sobie opowiadamy samych siebie?". Gdy nie ustawiamy się w kontrze, nie ma sensu się w to bawić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji