Artykuły

Wrzask radości

Prapremiera światowa musicalu "West Side Story" Leonarda Bernsteina z librettem Arthura Laurentsa według pomysłu pierwszego reżysera i choreografa Jarome Robbinsa i tekstami piosenek Stephena Sondheima odbyła się 26 września 1957 r. w nowojorskim teatrze Winter Garden.

Po niej spektakl szedł jeszcze 733 razy. Czekaliśmy na to arcydzieło gatunku, ważne w jego dziejach osiągnięcie wywodzące dramaturgię wprost z choreografii prawie 32 lata. Ostatnie dwa - już bardzo niecierpliwie, odkąd wiadomym stało się, że w resorcie kultury znalazły się środki na zakupienie praw i operetka w Gliwicach będzie mogła przystąpić do realizacji ambitnego zamierzenia. Jeśli pamiętać, że w dziejach gliwickiej sceny najlepiej wspomina się do dziś "Człowieka z La Manchy", to musicalowe apetyty są tu zrozumiałe. Jeszcze bardziej oczywiste były wszakże przedpremierowe obawy. Musical wymaga bowiem innego niż operetka warsztatu muzycznego, odmiennego aktorstwa, scenicznego rzemiosła całkowicie integrującego wszystkie elementy artystycznej kreacji. Już samo znaczenie choreografii w "West Side Story", przy kadrowym kryzysie baletu w Polsce wywołać może sercowe palpitacje. A reszta?

Gdyby w tej sytuacji gliwickie przedsięwzięcie nie powiodło się, jego twórców moglibyśmy uznać za frajerów, kabotynów i kogo tam jeszcze najgorszego. Nie grozi to inicjatorowi przedsięwzięcia i kierownikowi muzycznemu spektaklu Zbigniewowi Kalembie, inscenizatorowi, reżyserowi i choro-grafowi Tadeuszowi Wiśniewskiemu, scenografowi Marianowi Jankowskiemu, ani dawnym już tłumaczom Januszowi Minkiewiczowi i Juliuszowi Żuławskiemu i niemal wszystkim pozostałym w ten karkołomny pomysł zaangażowanym. Polską premierę "West Side Story", bodaj pierwszą w naszej części Europy - jeśli nie liczyć szkolnego przedsięwzięcia w Budapeszcie przed laty - gliwicka publiczność przyjęła owacyjnie i powstając z miejsc. Nie znalazłem nikogo, kto przypominałby sobie "standing ovattion" w Gliwicach. Ja nie przypominam sobie natomiast podobnej repertuarowej sensacji z jednoczesnym całkowitym Brakiem zainteresowania ze strony krajowych "specjalistów". Nie ufają prowincji, czy też może w dobie ogromnych przemian, jakie w Polsce właśnie się dokonują, na wszelki wypadek wolą siedzieć u siebie i pilnować swoich posadek? Czyż to właśnie nie jest najbardziej prowincjonalne?

Wróćmy wszakże do gliwickiego przedstawienia. Pierwsze po nim wrażenie - całkowita perfekcja wykonawcza. Trudno mi wskazać dzieło sceniczne z ostatnich czasów równie wypracowane, wycyzelowane w najdrobniejszym szczególe. Wprawdzie po premierze mówili niektórzy artyści i o tych momentach, które nie do końca im wyszły, ale obyśmy tak wypieszczone i brawurowo zrealizowane spektakle oglądali zawsze. "West Side Story" stało się wielkim sukcesem gliwickiej sceny. Ojcem jego - niemal cały zespół.

Pomysł samego dzieła zasadza się na przeniesieniu historii Ro-mea i Julii w nowojorskie realia naszego wieku. Można byłoby się pokusić po dziesiątkach lat od premiery o podobny zabieg interpretacyjny. Realizatorzy zrezygnowali z tego i chyba dobrze uczynili. Jest i dodatkowy walor tego. Ponieważ obecnie obserwujemy rozmaite przejawy buntu naszej młodzieży, dwa - pełne jatek z tragicznym zakończeniem - dni młodych z Nowego Jorku w końcu lat sześćdziesiątych jakby z dystansem pozwalają spojrzeć na pewne psychologiczne mechanizmy i skłonić do najzupełniej nieoczekiwanych wcześniej przemyśleń. Zapachniało dydaktyzmem, a przecież na "West Side Story" polecam pójść przede wszystkim, żeby dobrze się zabawić, zachwycić młodością, brawurą, temperamentem.

Dobre ramy stworzył temu Mai tan Jankowski, projektując zdecydowanie miłą dla oka i przede wszystkim bardzo funkcjonalną scenografię,, pozwalającą na prawie filmowy rytm całego przedstawienia. Wielkie brawa należą się orkiestrze i przede wszystkim Zbigniewowi Kalembie, który zdołał od muzyków przyzwyczajonych do zupełnie innej muzyki wyegzekwować odmienne brzmienie. Jedynie może w scenie Portorykańczyków (z "Ameryką") w smyczkach ciut jakby dominowało klasyczne brzmienie. O ogromnym osobistym swym sukcesie może mówić Tadeusz Wiśniewski i dzielić go przede wszystkim z najmłodszymi wykonawcami. W nich, słuchaczach przyoperetkowego studium, znalazł bowiem najlepszych wykonawców swoich zamierzeń. Z nimi wykonał pracę gigantyczną. Długo będziemy pamiętać wzruszającego Dzidziusia Mariusza Drozdowskiego, nieokiełznany temperament Bogdana Szolca w roli Sopla, okraszony jeszcze nieprawdopodobną brawurą Dariusza Wójciaka w roli Śmigła, naturalność Katarzyny Giżyńskiej w roli Smarkatej i wszystkich pozostałych. Zafascynowali tym, że dopracowując swe zadania w każdym szczególe do końca, zachowali młodzieńczą świeżość i szczerość, zarówno w śpiewie jak i oszałamiającym tańcu. Nauczyli się bardzo wiele, poza jednym - reagowaniem na sukces. Choć doskonale rozumiem ich radość, to jednak we wrzasku no opadnięciu kurtyny lekko przesadzili.

Soliści kłaniali się spokojniej. Zapewne świadomi są wielkiego sukcesu młodych i... swoich ograniczeń. Młodzi uczyli się w tym spektaklu czegoś od nowa. Ich nieco starszym kolegom przyszło coś trudniejszego - przestawić się. Bez pudła udało się to tancerzom w epizodycznych rolach (jak wspaniale zrealizowanych) manekinów w wyimaginowanej scenie ślubu Marii i Tonią. Lepiej w poskromieniu operetkowego brzmienia w swoich głosach poradzili sobie panowie, zwłaszcza Stanisław Meus (Tony), ale także Andrzej Smogór (Riff) i Michał Sienkiewicz (Bernardo), którzy mogą być także wielce zadowoleni, że bezbłędnie dorównali młodszym w tańcu i stworzyli interesujące kreacje aktorskie. Z wielkim scenicznym temperamentem poprowadziła również rolę Anity Krystyna Konopacka-Parniewska, wokalnie niestety najbardziej błądzącą między musicalem a operetkę. Obsadowym błędem wydaje się natomiast powierzenie roli _ Marii Małgorzacie Witkowskiej. A może z czasem będzie le-piej? Nie mam wątpliwości, że "West Side Story" na afiszu u-trzyma się długo. To wielki sukces, który otwiera przed Operetką Śląską nowy okres i wymaga jakże wielu przemyśleń. Wrócimy jeszcze do nich w przyszłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji