Rozwrzeszczana widownia milkła przy piosenkach
Teatr Lalki i Aktora Pinokio zaproponował dzieicom premierę. Jest długa i ciężka jak Tuwimowska lokomotywa, która stoi na stacji pomiędzy "Umarłą klasą" a "Akademią Pana Kleksa"
"Cuda i dziwy lokomotywy albo Tuwim dzieciom małym i dużym" to poetycko-muzyczny spektakl, zrealizowany na podstawie twórczości Juliana Tuwima. Dla wyśpiewania popularnych wierszy dla dzieci - "Lokomotywy", "Okularów", "Ptasiego Radia" - reżyser Wojciech Szelachowski znalazł fabularny pretekst. To retrospekcje i marzenia szkolnego łobuziaka Łukasza Bzury. Pomysł jest prosty i konwencjonalny - grający samego siebie Bzura odwiedza szkolną pracownię. Od tej chwili zaciera się granica między tym, co rzeczywiste i wyobrażone. W utrzymanej w przedwojennym klimacie klasie budzi się do życia cały zastęp postaci z czarno-białych fotografii z albumu dziadka. Jest tu Stary Profesor (Marek Niemierowski), który urwisa poucza i częstuje kwasem chlebowym, jest chór ubranych w mundurki Prymusów i Prumusek, śpiewający wiersze Tuwima. Ostatecznie łobuz wkracza w archaiczny obraz i sam staje się Prymusem. Czasoprzestrzeń zatacza krąg, wspomnienie przeszłości naznacza teraźniejszość.
W spektaklu piosenki przeplatają się z monologami Profesora, a nostalgia współistnieje z dziecinadą. W końcu to "Tuwim dzieciom małym i dużym"- dla każdego coś miłego. W rezultacie otrzymujemy szczególną mieszankę "Umarłej klasy" Kantora i "Akademii Pana Kleksa".
Błędem jest chyba założenie, że można pogodzić teatr dziecięcy z dorosłym. W efekcie przedstawienie jest nierówne. Sceny dialogowe przegrywają z piosenkami i wyglądają, jakby były do nich sztucznie doklejone. Stanowią nieporadnie napisane słowo wiążące i są tylko wprowadzeniem dla utworów muzycznych. Większość tekstów jest pozbawiona sensu i niczemu nie służy. Najlepszy przykład to wypowiedź Profesora - komentarz do wiersza o stolarzu - "Co będziemy sobie jakimś tam stołem dupę zawracać." Serwowanie wulgaryzmów kilkulatkom zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Podobnie jak koncepcja postaci Łukasza Bzury, który rzekomo gra siebie, chociaż tak naprawdę sobą nie jest. Nie służy spektaklowi jego sztuczna, z wysiłkiem odgrywana prywatność.
Warto wybrać się do Pinokia dla udanej, muzycznej interpretacji poezji Tuwima. Różnorodność wykonania i ujmujące w swej prostocie pomysły inscenizacyjne są walorem przedstawienia. Zbędne są tu zresztą słowa, bo najlepszą recenzję dali mali widzowie - w trakcie piosenek rozwrzeszczana sala milkła piękną ciszą szczerego zaciekawienia.