Artykuły

Katarzyna Żak: Umiem już dać sobie i innym prawo do błędów

Pierwszy raz gościła u nas 15 lat temu, gdy w „Ranczu" zaczęła grać Solejukową, która stała się inspiracją dla wielu kobiet. Ale jej związek z naszym pismem trwa znacznie dłużej!

Bardzo się cieszymy, że świętuje pani z nami 30. urodziny.

Mnie też jest bardzo miło. Pamiętam jak pierwszy raz wzięłam to pismo do ręki. Kupiła je moja mama, bo była ciekawa nowości, która pojawiła się w kioskach. Moje pierwsze skojarzenie było takie, że przypomina magazyny, które widziałam na Zachodzie. Miało ładne zdjęcia, było czyste, przejrzyste i bardzo pomocne.

Korzystała pani z niego?

Dzięki mamie, która wycinała przepisy i rady. Wtedy gazety były jedynym oknem na świat. Nie było internetu ani tak modnych dziś tematycznych kanałów o gotowaniu, zdrowiu, urządzaniu wnętrz, prowadzeniu domu... To wszystko było za to w „Poradniku Domowym" i z tego się korzystało.

W jakim momencie życia była pani 30 lat temu?

To był fajny czas, byłam pięć lat po ślubie, moja starsza córka Ola miała dwa lata, a ja w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu zaczynałam współpracę z Wojciechem Młynarskim. Byłam szczęśliwa, że mam dziecko i męża, że udało się nam zbudować mieszkanie na strychu, że mam etat w teatrze, że dużo w nim gram.

Myślała pani wtedy, „mogę wszystko"?

O tak, jak się jest młodym, to się tak myśli, choć nie ma się doświadczenia ani dystansu do życia. I może to jest właśnie siła młodości? Dziś też młodzi mówią: „Możemy wszystko, świat stoi przed nami otworem", a ja patrzę na nich z czułością i pewnego rodzaju zazdrością, bo mają teraz narzędzia, których my nie mieliśmy. Nie było takiej łatwości komunikacji, życie inaczej wyglądało. Nie mówię, że gorzej, tylko po prostu inaczej. Teraz np. młodzi aktorzy nie znają granic, internet sprawia, że nie ruszając się z domu mogą podpatrywać, jak pracują ludzie na drugim końcu świata, uczyć się nowych technik grania, uczestniczyć w kursach, a nawet startować w międzynarodowych castingach. Zwłaszcza pandemia pokazała, jaką siłą jest internet.

Pani też dobrze się w nim w tym czasie odnalazła.

Gdy zaczynała się pandemia miałam w planie wiele spektakli teatralnych i koncertów z piosenkami z płyty „Miłosna Osiecka". Miałam nawet spakowaną walizkę przed kolejnym koncertem, gdy otrzymałam telefon, że nigdzie nie pojadę, bo wprowadzono ograniczenia. Zatrzymałam się, jak wszyscy. Ale po dwóch tygodniach bardzo mi już brakowało kontaktu z publicznością, Pomyślałam, że skoro nie mogę śpiewać, to może chociaż poczytam w internecie wiersze Osieckiej o miłości, te które mi się najbardziej podobają. Ostatecznie przez 31 dni miałam na swoim Instagramie i Facebooku poetycki koncert życzeń, bo prośby
o konkretne tytuły i nazwiska przysyłali mi ludzie z całego świata. Przez ten miesiąc przeżywałam przygodę z cudowną poezją, która mobilizowała mnie, by zdjąć dresy, ubrać się, przygotować i pewne rzeczy przemyśleć.

Co pani w tym czasie doceniła najbardziej?

Przede wszystkim rodzinę. To, że nie byłam sama. Bo proszę mi wierzyć, wielu ludzi, również moich znajomych, dotkliwie odczuło samotność. Ja spędziłam ten czas z córkami i mężem. Młodsza, studentka medycyny, była po stażu w szpitalu, po którym musiała przejść kwarantannę, więc my też na niej byliśmy. Ale nie nudziliśmy się, wciąż mamy o czym rozmawiać, a co najważniejsze potrafimy się dogadać, choć każde ma inne problemy, inny charakter. Ale na tym też polega nasza siła.

Rodzina i dom to dla pani wartość niezmienna niezależnie od czasów i okoliczności. A co się zmieniło?

Trzydzieści lat temu byłam bardziej zasadnicza jeśli chodzi o relacje międzyludzkie, bardziej harda, nie potrafiłam spuścić z tonu. „Znałam się" na wszystkim, miałam zdanie na każdy temat, podważałam to, co mówili inni. Teraz się z tego śmieję i trochę jest mi wstyd, że się tak zachowywałam, bo przyszło życie, zweryfikowało wiele spraw i pokazało, że w większości to mama, teściowa czy mąż mieli rację.

Złagodniała pani?

Dotarłam do etapu, w którym staram się tonizować wszelkie konflikty uśmiechem, spokojem, odwracaniem uwagi. Już się wyawanturowałam jak byłam młoda. I właśnie to, gdybym mogła, zmieniłabym w swoim życiu.

Co jeszcze powiedziałaby pani tamtej Kasi?

Żeby się nie bała. Pamiętam jak bardzo nie miałam ochoty przeprowadzić się z Wrocławia do Warszawy. Miałam pracę w teatrze, w którym było mi dobrze, ułożone życie i zmiany budziły mój lęk. Dzisiaj powiedziałabym: „Kaśka, nie bój się, to zmiany czynią cię uważną na życie i bardziej na nie zachłanną". Bo poznawanie nowych ludzi i światów, przełamywanie swoich ograniczeń i strachów otwiera nowe możliwości. Choć oczywiście na początku jest ciężko, stres.


Daje pani prawo sobie i innym do złych dni, do tego, że można mieć gorszy humor?

Mało tego, daję sobie i innym prawo do złych decyzji. Kiedyś powiedziałabym w takiej sytuacji: „Boże, jak mogli tak zrobić, powiedzieć!". Teraz, kiedy sama zrobiłam w życiu rzeczy, za które musiałam w jakiś sposób odpowiedzieć czy zapłacić, wiem, że nie chodzi o to, by nie popełniać błędów, chodzi o to, by umieć sobie z nimi radzić, rozmawiać o nich czy prosić o pomoc. Kiedyś wstydziłam się, że sobie z czymś nie radzę, że nie jestem taka hop siup super ze wszystkim. Choćby z internetem. A dziś dzwonię do córki i choć słyszę jęk, że znowu i że będzie ze mnie ściągać za to opłaty mówię „ściągaj, tylko mi pomóż". To jest, wydaje mi się, w życiu dojrzałym najfajniejsze, żeby się umieć przyznać do tego, że się nie ma monopolu na wszystko.

A czego pani w tej dojrzałości brakuje?

Żebyśmy umieli ze sobą rozmawiać i doceniać się, niezależnie po której stronie stoimy. Żeby sobie dziękować, uśmiechać się do siebie, być blisko. 30 lat temu było biedniej, ale mieliśmy w sobie radość, potrafiliśmy się cieszyć, byliśmy bliżej. Gdy szukałam opiekunki do dziecka, cały blok mi w tym pomagał. Wszyscy zastanawiali się, rozpytywali, kombinowali może mama koleżanki, może ciocia... Dziś ludzie zamknęli się w domach, otoczyli się płotami, ochroniarzami. Nie znają się i się nie lubią. Ale jak mają się lubić, skoro się nie znają?...

Warto celebrować ważne chwile czy sztuka życia polega właśnie na tym, by umieć się cieszyć każdą?

Kiedy właśnie radość z życia codziennego jest najtrudniejsza! Miło jest świętować i celebrować coś raz na jakiś czas, bo się na to szykujemy, czekamy i robimy różne rzeczy, żeby to było ekstra. Ale święto mija i zaczyna się zwykłe życie. Trzeba nauczyć się celebrować każdy dzień i cieszyć się z każdej rzeczy. Przede wszystkim, że jesteśmy zdrowi. To nam zresztą dzisiejszy świat pokazuje, że zdrowie i dobra odporność to największy nasz dar. I żeby doceniać rodzinę i najbliższych, cieszyć się sukcesami dzieci, przyjaciół, sąsiadów.

Pani też miała ostatnio duże święto - 35. rocznicę ślubu. To były dobre lata?

To było dobrych 35 lat, z radością życia i umiejętnością cieszenia się z rozwiązanego każdego problemu, bo nie jest tak, że my ich nie mamy. Poza tym skoro pandemia, podczas której byliśmy ze sobą 24 godziny na dobę i która rozwaliła sporo związków pokazała, że nic poważnego się nie wydarzyło, to znaczy, że zdaliśmy ten egzamin! Istotne jest to, żeby znaleźć na życie taką osobę, z którą możemy się dogadać, pośmiać, pokłócić, ale i się zestarzeć.

Co jest w tym byciu razem najważniejsze?

Chyba poczucie humoru i umiejętność obśmiania konfliktów.

Kiedyś powiedziała mi pani, że niezależnie od tego, ile mamy lat, trzeba szukać swego własnego miejsca i drogi.

I podtrzymuję to. Bo mimo, że mam ich pięćdziesiąt kilka, ciągle szukam wyzwań poza teatrem i serialami, w których gram cały czas. I dlatego po recitalach z piosenkami Wojciecha Młynarskiego i Agnieszki Osieckiej szykuję kolejny, z utworami Jerzego Wasowskiego. Nie zamykam się w domu, choć ten dom i rodzina są dla mnie najważniejsze. Działam, choćby na rzecz aktywizacji kobiet 45+.

Co im pani mówi? Że świat się wtedy nie kończy?

Najczęściej tylko ich słucham, bo same to wiedzą. Tylko czasem potrzebują móc powiedzieć głośno co myślą i same usłyszeć to, co mówią. To oczywiście pokłosie mojej roli w „Ranczu". Bo skoro Solejukowa mogła tak odmienić swoje życie, to i one mogą. Te rozmowy są ważne również dla mnie. Pokazują jak nieprawdopodobną kobiety mają siłę, ile mogą wziąć na swoje barki i z jak trudnych sytuacji wyjść. Najczęściej odbywają się po moich koncertach, po których zostają, by pogadać o piosenkach i o życiu właśnie. I to jest w tym moim śpiewaniu najfajniejsze.

Słyszy pani od córek, że chciałyby być jak pani?

Słyszę, bo przyszedł taki czas w naszych relacjach, że oddają mi teraz to, co dostały ode mnie. Zawsze starałam się je wspierać, wbijałam im, że są mądre, dobre i fajne. Powtarzałam, że nawet jeżeli podjęły złą decyzję, to nie jest koniec świata, że może jeszcze coś dobrego z tego wyjdzie, a jeśli nie - trudno, życie nie polega tylko na dobrych wyborach. Ważne, by umieć z tych złych wyjść mądrzejszym, lepszym i z uśmiechem.

***
Krótko
Popularność przyniosły jej seriale „Miodowe lata" i „Ranczo". Ale też kocha i potrafi śpiewać. W 2016 roku nagrała płytę „Bardzo przyjemnie jest żyć". W 2019 ukazał się jej album „Miłosna Osiecka", na której zaśpiewała również dwa niepublikowane do tej pory teksty Agnieszki Osieckiej,

Katarzyna Żak
W dziewięciu zdaniach


Najbardziej lubię w sobie... TO, ŻE LUBIĘ LUDZI.


Gdybym mogła cofnąć czas... MOJE ŻYCIE Z PEWNOŚCIĄ WYGLĄDAŁOBY INACZEJ.


Każde pieniądze wydam na... SPRAWIENIE CHOĆBY NAJMNIEJSZEJ RADOŚCI SWOIM CÓRKOM.


Najpiękniejszy prezent jaki dostałam... ZESZŁOROCZNA PODRÓŻ DO AUSTRALII. PRZYGODA ŻYCIA!


Nie wyobrażam sobie dnia bez... UŚMIECHU.


Wzruszam się… GDY WIDZĘ STARSZYCH LUDZI, KTÓRZY IDĄC TRZYMAJĄ SIĘ ZA RĘCE.


Nie mogłabym żyć... W SAMOTNOŚCI. JESTEM ABSOLUTNIE STADNĄ ISTOTĄ.


Przeczytałam ostatnio... KSIĄŻKĘ DARIUSZA MICHALSKIEGO „STARSZY PAN B" O JEREMIM PRZYBORZE. POLECAM!


Wierzę.. w MIŁOŚĆ W KAŻDYM WIEKU.



Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji