Czas "Raju utraconego"
W Teatrze Wielkim - Operze Narodowej po pięciu latach wznowiono wielkie dzieło Krzysztofa Pendereckiego w imponującej inscenizacji.
"Raj utracony", skomponowany przez Krzysztofa Pendereckiego przed 20 laty do libretta opartego na słynnym poemacie Johna {#au#}Miliona{/#}, porusza wątki uniwersalne i stare jak sama ludzkość.
Zainscenizowany po raz pierwszy w Polsce z okazji 60. urodzin kompozytora w Teatrze Wielkim w Warszawie, wznowiony wczoraj po pięciu latach od premiery, w tej samej obsadzie realizatorów, "Raj utracony" przyniósł satysfakcję.
Wzięli go bowiem ponownie na warsztat najwybitniejsi w ojczyźnie twórcy, którzy, już z odpowiednim dystansem, potrafili zmierzyć się raz jeszcze ze skomplikowaną muzycznie, acz czytelną i logiczną od strony teatralnej, materią.
Weiss-Grzesiński, Straszyński, Majewski, Wesołowski, Gola, sięgając znowu po dzieło ze specjalnie dla nich przetłumaczonym przez Stanisława Barańczaka z angielskiego tekstem libretta, podeszli do utworu z całą pieczołowitością, co nie znaczy, na kolanach. Świadomie sięgnęli nawet do pewnych przerysowań, zwłaszcza w drugim akcie, doskonale wiedząc, że jedynie ostre środki wyrazu są w stanie głębiej poruszyć uczucia dzisiejszego widza. Pełne emocji obrazy, a szczególnie niemal filmowe sekwencje Apokalipsy, rzeczywiście mogły poruszyć i skłonić do refleksji nad kondycją losów człowieczych. Zmusić do zastanowienia nad stale obecnymi w dramacie Miltona-Pendereckiego, umownymi relacjami pomiędzy Dobrem a Złem. I odczuć - mimo wszystko - płynący z zakończenia dzieła, brzmiącego nagle w czystym akordzie w tonacji D-dur, optymizm.
Imponująca oprawa plastyczna mistrza Andrzeja Majewskiego pełni w monumentalnej warszawskiej inscenizacji "Raju utraconego" ogromnie ważną rolę. Uruchomiono na jej potrzeby całą teatralną maszynerię, dzięki czemu wizerunki Nieba i Piekła w I akcie robią na widzach wrażenie wyjątkowo sugestywne. Zwłaszcza Piekło z diabłami we frakach na tle głuchych, nie brzmiących organów, potrafi pozostać w pamięci na bardzo, bardzo długo. Realizatorzy "Raju utraconego" zadbali o obsadę wokalną, a trzeba przyznać, że śpiewacy muszą tu pokonać wyjątkowe trudności. Ewa Iżykowska w partii Ewy oraz Agnieszka Zwierko - Grzech, Ryszard Cieśla - Adam i Piotr Łykowski w partii Śmierci, radzą sobie ze swoimi rolami również od istotnej w tym spektaklu, strony aktorskiej. Nadzwyczajnie przedstawiają się partie Adama i Ewy tańczone przez Beatę Grzesińską z Andrzejem M. Stasiewiczem, w choreografii Emila Wesołowskiego. Mocne wrażenie robi na widzach nagi tancerz, Karol Urbański w roli Węża-Szatana.
Polifoniczne chóry, znakomicie przygotowane przez Bogdana Golę, rozmieszczono w teatralnej przestrzeni, wciągając słuchaczy do obecności "wewnątrz" dzieła. Zespolone glosy chórzystów zabrzmiały wspaniale, dając świadectwo profesjonalizmu śpiewaków. Wiele dała z siebie orkiestra pod batutą Andrzeja Straszyńskiego. Zmierzenie się z trudną partyturą Pendereckiego z tak efektownym na ogół rezultatem potrafi jedynie dyrygent i zespół o najwyższych umiejętnościach.