Artykuły

Model do składania

"Pułapka" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Masz niewiele. Tylko dwie i pół godziny między pierwszą a ostatnią kurtyną. Wewnątrz wątłego czasu - goła scena. Czarne ściany, po lewej i prawej okna jasne jak popioły na straży wysoko nad pustką. Na dole - niewiele więcej. Szafa, stół otoczony krzesłami. Z czasem wjedzie łoże, miednica, warsztat szewski, taboret, coś jeszcze pojawi się, by zniknąć. Matka (Bożena Adamek) wniesie wielki portret Ojca (Krzysztof Jędrysek). Światło? Biedne.

Masz mało. Tego chciał Tadeusz Różewicz w "Pułapce". Żebyś miał mało. I tyle dają: reżyser "Pułapki" Krzysztof Babicki i scenograf Marek Braun. Garść rzeczy na dnie biednego światła. Garść rzeczy pośród garści ludzi. I jeszcze garść słów. Ale ciszy jest więcej. Dają prawie nic. To musi wystarczyć. Nikt cię nie wyręczy.

Masz prawie nic, ale to prawie nic jest takie, że nie daje spokoju. W prologu w tylniej czerni cztery metry nad ziemią błyśnie jasny prostokąt. Chłopiec w białej marynarce i białych spodenkach do kolan szepnie tam do niani: "Taty się boję... tata powiedział, że mnie rozedrze jak żabę". Na dole Franz (Radosław Krzyżowski), już duży chłopiec w nienagannym garniturze ciemnym, dobrze słyszy tamten stary lęk dzieciństwa w jasnej klatce. Czy tak? Czy to istotnie pamięć, co nie daje spokoju? A może to widma, które tylko udają przeszłość, by usprawiedliwić teraźniejsze życiowe niemoce Franza?

Masz mało czasu, mało klocków. Wybieraj. Minuta najwyższa - "Pułapka" już się zaczęła. Za chwilę Franz zasiądzie z rodziną do codziennej katorgi obiadu. Ojciec znów będzie jak Bóg Starego Testamentu. Bezlitosny. A Franz dla siebie znów nie wyłuska z siebie dość sił, by podnieść głowę, spojrzeć Bogu w oczy i szepnąć: Nie, albo: Tak. Zostanie z okiem bezradnie zamkniętym nad stygnącą zupą.

Ojciec i syn. Syn i ojciec. Odwieczne piękno. Odwieczne fiasko. Zawsze bolesna zasada świata. Tu duch potężny - tu ułomne ciało, zawsze niedoskonałe, spóźnione o krok, zawsze nieudolne. Syn - wieczne rozczarowanie, dozgonne fiasko nadziei, co w nim pokładał stwórca. Garb. A gdy syn ma tego świadomość - zaczyna się ból bez wyjścia. Franz powie: "Jestem własną pułapką". Tak. Ojciec wciąż tkwi na dnie czaszki Franza, syczy, uwiera - a tu nędzne palce Franza. Palce, skóra, lędźwie, wargi - wszystko fiasko. Stąd poczucie procesu bez dna. Oskarżenia dzień po dniu, gest za gestem, słowo po słowie. Oskarżenia o życie. Franz... Proces... Franz Kafka?

Nie trzeba być tak precyzyjnym. Owszem, Kafka to jeden z duchów prywatnej pisarskiej mitologii Różewicza, ale powiedzieć o "Pułapce", że jest powiastką biograficzną - to zbanalizować przypowieść barbarzyńskim ukonkretnieniem. Niech wystarczy sam Franz. I niech wystarczy, że świat za ciężki dla niego. Oto los.

Przerastają go kobiety życia - Felicja (Anna Cieślak), Greta (Marta Konarska), Kelnerka (Elżbieta Romanowska). Czaszkę rozsadza widmo płodności. Podniebienie Felicji staje się dla języka Franza ogromem ponad siły. Szafa, symbol rodzinnego stadła, to pudło ogromne z lustrem między drzwiami - zwiastuje koniec świata. Nie da się żyć. Da się tylko uciekać. I Franz ucieka. Między rzeczami, ludźmi, słowami - umyka od rzeczy, ludzi, słów. Gęstnieje samotność. Właśnie tym jest krystaliczna rola Krzyżowskiego - futerałem samotności. I tym są inne, główne kreacje "Pułapki" Babickiego.

Maks, przyjaciel Franza, w wykonaniu Błażeja Wójcika - samotność wierności. Felicja - samotność kobiecości pustej. Greta - samotność kobiecości pominiętej. Matka - samotność dobra bezsilnego. Wreszcie Ojciec - samotność starotestamentowego Boga, który wolno kruszeje, niknie, stygnie. Tu Jędrysek jest przejmujący.

Masz mało. To bardzo wiele. Klocki, znakomite, czyste klocki teatralne, których nikt ci nie pomoże ułożyć w opowieść. Bo to ma być twoja opowieść. Kilkanaście klocków i kilka czysto zarysowanych linii. Możesz, bo to tkwi w "Pułapce", zacząć bajać sobie o rodzinie, o losie albo czerni totalitaryzmu, który pęcznieje w godzinach bezradności ludzi. Możesz. Na tym uczciwość Babickiego polega, że możesz - ale on nie śmie nalegać. On tylko muska.

Wielką jest ulgą oglądać seans, którego twórcy są aż tak dyskretni. Tu nikt nie ciska ci w twarz toporną ideologią. Nikt do niczego cię nie nakłania, nie daje recept, nie poucza, nie naprawia świata. W tej "Pułapce" nikt nie jest z plemienia nędzarzy, co sztuką swą zmuszają do odpowiedzi na najpotworniejsze pytanie: "O czym zrobiłem dzieło? No, o jakiej ważkiej sprawie?". Twoją i tylko twoją sprawą są ostateczne smaki metafory. Choćby tej, finalnej...

Ojciec jest już tylko cieniem siebie potężnego. Niknie w garniturze z dnia na dzień jakby coraz większym. Niknie i wyraźnie dostrzega zaciskające się ciemności. Krzyczy do Franza: "...ty nie widzisz tej sfory psów, co biega po ziemi...". Chce schować rodzinę. Chce ukryć świat. I jest sam, jak wszyscy. Wchodzi do ogromnej szuflady na dnie szafy. Franz kuli się tuż przed. Wiernie. Jak zupełnie inny pies. A obok chłopiec w białej marynarce długo patrzy w prostokąt otwartego paleniska żeliwnego pieca, gdzie Franz próbował spopielić rękopisy. Nad sceną mrą resztki biednego światła. Chłopiec ma dla siebie niewiele - czerwony prostokąt w ciemnościach coraz gęstszych. Ma mało i jest sam z tym prawie niczym w oczach otwartych coraz szerzej. Za chwilę kurtyna zabierze nawet to.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji