Artykuły

Mesjasz się wydarzył. Rozmowa z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk

- Na początkowym etapie pisania sztuki jest - bardzo przyjemny - etap czytania wszystkiego, co lubię, pod pretekstem zbierania materiału. W tym wypadku mogłam sobie leżeć w łóżku i czytać opowiadania Schulza, biografię Schulza, listy Schulza, dzieła Ficowskiego o Schulzu i różne inne książki - i wszystko to było pracą. Właściwie żałuję, że to nie mogło trwać dłużej, choćby do teraz - Justynie Jaworskiej opowiada Małgorzata Sikorska- Miszczuk.

Justyna Jaworska: Sztuka "Bruno Schulz. Mesjasz" powstała na zamówienie Michała Zadary dla teatru w Wiedniu i sama (przewrotnie) traktuje o pisaniu na zadany temat. Czy ta coraz bardziej powszechna praktyka ogranicza, czy może przeciwnie?

Małgorzata Sikorska- Miszczuk: Zamówienie jest czymś, co istnieje nie tylko jako siła zewnętrzna. Pisarz składa zamówienie samemu sobie - zamawia u siebie tekst - i potem musi się z zamówienia rozliczyć. Podczas pisania "Mesjasza" wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, co kryje się pod zamówieniem, co to jest za rodzaj przemocy wobec samego siebie. Zakładałam - choć równolegle odrzucałam też to założenie - że Schulz stał się niewolnikiem własnego zamówienia. Zamówił u siebie "Mesjasza" i dokonał aktu przemocy, jednocześnie pożądając przemocy, rozkoszując się nią i pragnąc jej, bo pragnie się przemocy pisania, gdy jest się pisarzem. Natomiast Michał Zadara założył (fantastycznie moim zdaniem), że Schulz zaplanował "Mesjasza" jako performans. Nie zamierzał go napisać, lecz zamierzał go "wydarzyć" - chociażby w taki sposób, w jaki Michał powołał ten spektakl do życia. Gdy staliśmy w Wiedniu na ulicy przed teatrem Schauspielhaus Wien i patrzyliśmy na wielki baner z Mesjaszem i nazwiskiem Schulza, Michał powiedział "Udało się. Schulz jest w Wiedniu i Mesjasz się wydarzył".

Powstał przy tym tekst, który unika drohobyckiego folkloru, sentymentalizmu, Adeli i tym podobnych pułapek. Nie imituje też (na szczęście!) języka Schulza, za to pokazuje szaleństwa schulzologii. Zanurzała się pani jeszcze w prozie oryginału, czy już raczej w książkach, które wokół niej narosły?

Na początkowym etapie pisania sztuki jest - bardzo przyjemny - etap czytania wszystkiego, co lubię, pod pretekstem zbierania materiału. W tym wypadku mogłam sobie leżeć w łóżku i czytać opowiadania Schulza, biografię Schulza, listy Schulza, dzieła Ficowskiego o Schulzu i różne inne książki - i wszystko to było pracą. Właściwie żałuję, że to nie mogło trwać dłużej, choćby do teraz. A jeśli chodzi o imitowanie Schulza, to zupełnie absurdalna myśl, szczególnie wobec kogoś, który powołał do życia świat doskonale niepowtarzalny. Jedyne, co zrobiłam "z niego", to wplotłam prawdziwe fragmenty listów - gdy w sztuce Schulz mówi, dlaczego nie pisze.

No właśnie - jak rozumieć fundamentalną tu metaforę (nie)pisania Księgi?

Tu wchodzimy w sferę interpretacji samej siebie, za czym nie przepadam, bo nie zawsze wiem, dlaczego coś ujmuję tak, a nie inaczej. W sztuce hasło "Mesjasz" oznacza i Księgę, i sens życia, i sens sztuki, i sens wiary w boskość człowieka, i sens dążenia do czegoś większego od nas samych, i sens nas samych. Rozjaśniłam coś? Tak mi się wydaje, że lepiej nie odbierać chleba krytykom i psychoanalitykom.

Wiedeński zespół poradził sobie z tekstem świetnie, choć cały czas się zastanawiałam, jak go odebrał, zwłaszcza żarty z zaszłości historycznych.

Jeśli chodzi o aktorów, to trzeba pytać Michała, ja się tylko przypatrywałam i nie wtrącałam.

A skoro już mowa o graniu po niemiecku - jakie ma pani doświadczenia z Berliner Festspiele, gdzie wystawiono "Burmistrza"? Festiwalowi towarzyszyły, zdaje się, warsztaty?

To jest największy w Niemczech festiwal teatralny, a jego częścią jest międzynarodowy konkurs dramaturgiczny Stueckemarkt. "Burmistrz" znalazł się tam w finałowej piątce, podobnie jak w Gdyni. Nadesłano prawie czterysta sztuk, byłam jedynym autorem spoza niemieckiej strefy językowej. Mądrzyłam się w związku z tym (lepiej lub gorzej) przy różnych okazjach, panelach dyskusyjnych i tak dalej, bo Stueckemarkt ma bardzo rozbudowany program, ale żadnych warsztatów już nie pobierałam. Ja już muszę sobie radzić bez warsztatów, choć to miło i bezpiecznie wozić się na statusie studenta. Ale to już za mną.

Zmierzam raczej do pytania o działanie rozmaitych instytucji wokół teatrów, bo "Mesjasz. Bruno Schulz" trochę je ośmiesza, podobnie jak unijne mechanizmy promocji kultury. A krótko i cynicznie: jak napisać sztukę, by dostać na przykład stypendium?

Nie napisałam nigdy sztuki, żeby dostać stypendium. Owszem, między innymi dzięki "Śmierci Człowieka Wiewiórki" dostałam stypendium od Amerykanów, ale chyba nie o to w tym pytaniu chodzi. Mechanizmy, jakie rządzą w instytucjach kulturalnych, są wypadkową wielu spraw: ja spotkałam ludzi zajmujących się polską kulturą, którzy byli niesłychanie zaangażowani i kompetentni, ale też widziałam w działaniu chamów, buraków i prostaków.

Zatem zmieńmy lepiej temat - jak wspomina pani niedawną pracę nad legnickimi "Furiami" z Sylwią Chutnik i Magdą Fertacz? Czuje się w tym artystyczną przygodę.

"III Furie" to niezwykle udany przykład współpracy dramatopisarskiej. To Marcin Liber wpadł na taki pomysł, a myśmy się zgodziły i poszły za nim (pomysłem? reżyserem?) jak owce za pasterzem. Wprawdzie świtało nam, że trudno będzie doprowadzić sztukę do szczęśliwego końca bez uszczerbku na późniejszych kontaktach towarzyskich, ale się udało. Jestem też zadowolona, że mogłam robić opiekę dramaturgiczną i udało mi się zdystansować do - po części - własnego tekstu. Poza tym Legnica ma klimat: aktorzy, miasto, pokoje gościnne w teatrze Jest co wspominać, ale to już raczej w memuarach.

Podobno myśli pani o formie prozatorskiej?

Tak, bardzo bym chciała rozpisać się w prozie. Na razie zaczynam pracę przy sztuce o księdzu Popiełuszce dla Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Z kolei Zaginiona Czechosłowacja ("Dialog" nr 10/2009) będzie z pewnymi zmianami wystawiana w Olsztynie przez Marię Spiss. Już trzy krótkie sceny do niej dopisałam, ale jeszcze będziemy pracować nad tekstem. Marzy mi się, by móc tak porozdzielać się mózgowo, żeby temat, nad którym pracuję, mógł transformować się i na sztukę, i na prozę. Sprytne, co? Ale ludzki mózg ma ponoć wielki potencjał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji