Artykuły

Troszeczkę namieszać, przetransformować. Rozmowa z Inką Dowlasz

- Użyłam sytuacji quasi-terapeutycznej, żeby dotknąć czegoś w człowieku, wydobyć na światło dzienne pewne ukryte lęki, egzystencjalne gnioty. Troszeczkę namieszać, przetransformować. Skoro już się w tej materii jako tako poruszam. Tu chodzi o możliwość odświeżenia, również w teatrze - Justynie Jaworskiej opowiada Inka Dowlasz.

Justyna Jaworska: Monika, bohaterka pani dramatu "Idź się leczyć!", nie jest wcale wariatką. Jest tylko "normalnie" nieszczęśliwa.

Inka Dowlasz: Za wariata uchodził Krzysztof Kolumb, zanim udało mu się wyszarpać pieniądze i zbieraninę kryminalistów przewlec przez ocean. Punktem wyjścia tej historii jest raczej to, jak potrafimy się nawzajem ranić, dobijać, odsyłać do psychiatrów. A co pod spodem? Trzęsawisko wypartych zranień lub utrzymywanych kurczowo pomysłów na temat tego, dlaczego tak ciężko żyć.

Czy po spektaklach przychodzą do pani widzowie, których teatr uleczył?

Nie, nikt do mnie nie przyszedł, ponieważ nikt nie wiedział, że ja to ja. Staram się nie wpadać w pułapkę myślenia o jednej przyczynie czegokolwiek. Zęby na tym zjadam, żeby moje spektakle mogły nie tyle opowiadać czy do czegoś przekonywać, ile coś twórczego wnosić. Żeby działać mogły tak, jak działa (niekiedy) spotkanie drugiego człowieka.

Sytuacja przeniesienia, kiedy pacjentka zakochuje się w terapeucie, to zjawisko często wykorzystywane w terapii. Ale pani pokazuje sytuację odwrotną. Czy Jerzy nie powinien stracić licencji?

Chodziło mi raczej o podważenie rozpowszechnionego potocznie podziału: normalny -nienormalny. Wszyscy jesteśmy poskładani z podobnych cegiełek, to raczej kwestia proporcji, nastroju, punktu widzenia. Dlatego Jerzy, kiedy zaczyna "pracować" jako pacjent, wychodzi na świra. Ale za chwilę dalej prowadzi terapię. Oczywiście, popełnia błąd w sztuce, lecz nie taki straszny, bo w technice focusingu zamiana ról jest dopuszczalna. Ostatecznie i tak to, co kliniczne, musi na scenie ustąpić temu, co ludzkie.

Praca z ciałem i elementy hipnozy są bardzo sceniczne. Napisałaby pani sztukę o klasycznej psychoanalizie?

Przez wiele lat przymierzałam się do napisania sztuki o Zygmuncie Freudzie. Jego robota z ludźmi na tej kanapce, której w Wiedniu niestety zobaczyć nie można, to dopiero teatr!

Jakie momenty były w pani pracy najtrudniejsze?

W pisaniu? Utrzymanie obszarów wstydliwych, których istnienia łatwo się wyprzeć. A jednocześnie trzymanie konstrukcji w ryzach, bo nawet w warunkach psychoterapii kontakt z drugim człowiekiem może stać się niestrawny. Mam na myśli histerię, która niczego nie otwiera, a tylko rozmazuje i służy samoobronie, żeby przypadkiem nie dotknąć prawdziwego bólu.

Sama terapia wciąż uchodzi w Polsce za coś wstydliwego lub za fanaberię. Czy teatr ma szansę to zmienić?

O! Ciekawy pogląd. Moi znajomi terapeuci mają się wybornie, ludzie walą do nich drzwiami i oknami. A tak poważnie, użyłam sytuacji quasi-terapeutycznej, żeby dotknąć czegoś w człowieku, wydobyć na światło dzienne pewne ukryte lęki, egzystencjalne gnioty. Troszeczkę namieszać, przetransformować. Skoro już się w tej materii jako tako poruszam. Tu chodzi o możliwość odświeżenia, również w teatrze.

A czy teatr może zastąpić terapię?

Teatr nie może zastąpić niczego, jest teatrem. Jest miejscem, w którym dusza rozpoznaje samą siebie. Trzeba się napłakać, naśmiać, nadziwić i iść do domu. Dziwię się nieustannie ludziom, którzy tego nie rozumieją i nie przychodzą do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji