Artykuły

Płacz od środka. Rozmowa z Pawłem Salą

- Sztuka musi zamieszać. Na każdym kroku spotykamy się z drastycznymi obrazami rzeczywistości - i otorbiamy się, stajemy się nieczuli. Idąc na rozmowę z panią, minąłem kobietę, która prosiła o parę groszy, a może tylko chwili uwagi dla siebie. Nie dałem jej nic, bo się śpieszyłem. Odbiorcami moich tekstów są właśnie tacy, co się bez przerwy śpieszą i idą dalej - Dorocie Jovance Ćirlić opowiada Paweł Sala.

Dorota Jovanka Ćirlić: Co pana interesuje w świecie?

Paweł Sala: Może raczej: jak widzę ten świat? Świat układa mi się w coś, co nazwałbym marketem, rynkiem. Rzeczy, które jeszcze niedawno nie miały wymiernej wartości, bo tak były dla nas cenne - stały się jednym z towarów. Wszystko jest na sprzedaż. Ludzie chcą się sprzedawać, odpowiednio kreują samych siebie, by móc później podyktować odpowiednią cenę. Kiedyś człowiek wierzył, że świat rozwija się, idzie ku lepszemu, że ktoś go nam wreszcie właściwie urządzi. I nagle straciliśmy złudzenia. Ludzie chcą tylko tego, co znają, a ponieważ znają coraz mniej, zamykają się w mikrorzeczywistości ustalonych wyobrażeń. Stąd wszechobecna pochwała banału. Namiętne oglądanie telenowel, w których wszystko jest wiadome, żaden kadr nie jest zaskoczeniem, niczego nie odkrywa. Programów (na przykład Ewy Drzyzgi), których uczestnicy sprzedają swoje życie, ale w tym życiu na sprzedaż nie ma nic ciekawego - bo oni przecież w ogóle nie myślą! Po raz setny dowiadujemy się, że jakaś pani żyje z facetem młodszym o piętnaście lat. I tylko wzruszamy ramionami.

Co wobec tego jest podstawowym przedmiotem obserwacji w pańskim pisarstwie?

Zawsze miałem skłonność do dokumentowania rzeczywistości, filmowania świata takiego, jaki jest - albo jaki wydaje mi się, że jest. I nagle uświadomiłem sobie, że kamera nie oddaje prawdy, ponieważ fałszuje ludzi przez wyzwolenie w nich samokreacji. Patrząc przez oko kamery, widzę nieprawdę, bo filmowane osoby małpują gotowe kalki zachowań, mówią tylko to, co - wedle ich wyobrażeń - należy w tym momencie powiedzieć. Albo to, co się może spodobać, a ich samych będzie ukazywać jako osoby oryginalne i niezwykłe. Po czym ten wykreowany obraz pruje się w każdym ujęciu - bo był grubymi nićmi szyty, bo kolejne fałszywe gesty bezlitośnie demaskują fałszerzy. I dopiero tu się robi ciekawie: na czym oni dają się przyłapać, jak wyglądają wytrąceni z roli. To mnie interesuje: prawda głęboko schowana w człowieku. Do niej chcę się dobrać.

Do tego właśnie służy panu teatr?

To właściwe miejsce i właściwe narzędzie. Jeśli się dobrze skonstruuje postać dramatyczną, zobaczymy ten proces - najpierw autokreacji, a potem pęknięcia, złamania, wybuchu prawdy. Zobaczymy cały ból życiowego niespełnienia, płacz od środka. To są współczesne dramaty. Dziś, wiadomo: trzeba się uśmiechać, wszystko ma być świetnie, nie wolno być wyrzuconym z pracy, nie wolno chorować, mieć chwili słabości. A ja potem widzę takiego okej gościa, gdy siedzi w parku na ławce, z papierosem przyklejonym do ust, lecą mu łzy. Coś musiało się wydarzyć, coś, co zdarło facetowi z ust ten przylepiony uśmiech. Nie jest już atrakcyjnym towarem, ofertą na sprzedaż, przestaje kogokolwiek interesować. A dla mnie to najciekawszy bohater.

Próbuje pan targnąć sumieniem obojętnych?

Sztuka musi zamieszać. Na każdym kroku spotykamy się z drastycznymi obrazami rzeczywistości - i otorbiamy się, stajemy się nieczuli. Idąc na rozmowę z panią, minąłem kobietę, która prosiła o parę groszy, a może tylko chwili uwagi dla siebie. Nie dałem jej nic, bo się śpieszyłem. Odbiorcami moich tekstów są właśnie tacy, co się bez przerwy śpieszą i idą dalej. Żeby ich zatrzymać w pędzie, muszę nimi wstrząsnąć, zdzielić obuchem po łbie. Obcesowość, która towarzyszy nam w życiu, musi być obecna w języku sztuki. To nie ma nic wspólnego z chamstwem - to tylko pokazuje, jaki świat jest naprawdę.

A wartości wyższe?

W każdej z moich sztuk jest Absolut. Może być skarlały, stać się Terminatorem czy innym dziwolągiem, do którego ludzie skłonni są modlić się - ale ta potrzeba odwoływania się do wyższego ładu zawsze jednak w nich tkwi. Pisząc, musimy dziś sięgać po skrajności; tylko wstrząs pozwala określić kondycję współczesnego człowieka, jego zdolność bądź niezdolność do rzeczywistego życia, jego szacunek bądź brak szacunku dla odwiecznych wartości, które zachowuje w sercu, a może je właśnie z niego wyrzucił. Sztuka zawsze odwołuje się do wartości wyższych, choćby przez ukazywanie ich braku; niebo nigdy nie jest puste do końca.

Czy naprawdę tematy dramatów leżą na ulicy?

Dla mnie tak. Nie mogę pisać o bytach nieistniejących. To byłoby opowiadanie bajek, a bajek i głupot mamy mnóstwo na każdym kroku, wystarczy zajrzeć do pierwszego z brzegu kolorowego pisemka. Broniąc się przed tym zalewem, muszę się chwytać czegoś, co sam zaobserwowałem. Mogę to potem przerabiać, kreować, ale punkt startu musi być właśnie taki. Ja muszę się grzebać w żywym człowieku, inaczej nie ruszę. Nie mogę wymyślać, bo sam bym potem sobie nie uwierzył.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji