Artykuły

Nie dać się zamknąć. Rozmowa z Janem Purzyckim

- Moja opowieść o spotkaniu dwóch więźniów z wyrokami dożywotnimi dotyczy, mam wrażenie, każdego człowieka. Mówi o grze, którą toczymy z sobą i światem, grze, w której padamy ofiarą swojej natury, wychowania, przeszłości. Człowiek nie powinien dać się w niczym zamknąć, człowiek może nawet w najbardziej parszywej sytuacji znaleźć dla siebie drogę wyzwolenia - Dorocie Jovance Ćirlić.

Dorota Jovanka Ćirlić: "Kufehek" to pierwszy pana tekst, który trafia wprost do teatru. Skąd ten zwrot, czy zmęczył się pan pisaniem scenariuszy?

Jan Purzycki: O tym, żeby napisać coś dla teatru, marzyłem już dawno. Pewnie każdy piszący chce, by wystawiono go na prawdziwej scenie. Były nawet próby, by kilka moich kameralnych tekstów zrealizować w Teatrze Telewizji, ale skończyło się na niczym. Postacią mordercy, który "wyrywa chwasty", zainteresowałem się wiele lat temu i pracowałem nad tym tematem, nic mi jednak z tego nie wychodziło. Dopiero w tym roku, gdy byliśmy z córką na Dzikim Zachodzie i przejechaliśmy kilka tysięcy kilometrów, poczułem, że wiem, jak to zrobić. Wróciłem do kraju, próbowałem jeszcze przegadywać temat z Markiem Piwowskim w Juracie, jemu się jednak jakoś wtedy nie chciało gadać o mordercach. Po czym siadłem w domu i nagle cała sztuka po prostu spłynęła mi na papier w ciągu tygodnia.

A czy nie myślał pan o tym, że temat zdaje się raczej filmowy niż sceniczny?

Myślałem, jeszcze jak. To rozdarcie widać w tekście. Oczywiście że można by zrobić z tego film, ale wierzę, że równie niewiele trzeba, by dobrze sprawdził się na scenie. W końcu wizje jednego z moich bohaterów, który siedząc w więzieniu, wychodzi ze swojego ciała, nie są żadnym technicznym problemem dla teatru. Jeśli można było pokazać widziadła Witkacego w "Kurce wodnej" Englerta w Narodowym, to można i to.

A jak utwór trafił do Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu?

Dałem Kufehek do przeczytania Radosławowi Piwowarskiemu; jego córka od dwóch lat szukała sztuki na swój debiut reżyserski. To ona zaniosła tekst do Piotra Kruszczyńskiego, do Wałbrzycha. I dobrze się stało, bo gdyby najpierw powstał film, w dodatku udany, to zamknąłby tekstowi drogę na scenę.

Co tak uniwersalnego spostrzegł pan podczas tej swojej podróży po Stanach?

Moja opowieść o spotkaniu dwóch więźniów z wyrokami dożywotnimi dotyczy, mam wrażenie, każdego człowieka. Mówi o grze, którą toczymy z sobą i światem, grze, w której padamy ofiarą swojej natury, wychowania, przeszłości. Człowiek nie powinien dać się w niczym zamknąć, człowiek może nawet w najbardziej parszywej sytuacji znaleźć dla siebie drogę wyzwolenia. Stąd ta Arizona. Podróżując tam, znalazłem się w świecie, w którym ludzie mojego pokolenia nie mieli prawa się znaleźć - byliśmy przecież przez większość życia zamknięci na cztery spusty w koszmarnej klatce. Nieustannie miałem wrażenie, że zmieniłem nie kontynent, lecz rzeczywistość, że podróżuję nie przez Amerykę, lecz przez... film. Wjeżdżam na przykład na stację benzynową, a to jest stacja z Zagubionej autostrady Na tym polegał ten impuls: ja też wyszedłem z zamknięcia. Okazało się, że można.

Pan próbował rozsadzać rozmaite klatki, w których żyliśmy, pełniąc rozmaite funkcje publiczne. Za każdym razem dość szybko pan rezygnował. Czy służba publiczna jest sprzeczna z pańską naturą?

Jest sprzeczna, ale uważałem to za swój obowiązek. Takie były czasy. Na telewizji na pewno znałem się lepiej od niejednego z prezesów, ale nie dało się żyć; świat polityki to makabra, każdy widzi. Często myślę o tym, ile ważnych spraw wisi tam nieustannie na włosku. Gdyby Lech Wałęsa, tak niepopularny dzisiaj, nie był w swoim czasie prezydentem, to czy w ogóle bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy, czy Rosjanie wyszliby z Polski? Przyglądałem się temu z bliska, zebrałem wiele obserwacji, które muszą się odleżeć, nie interesuje mnie publicystyka. Na pracę urzędniczą w każdym razie nikt mnie już nie nabierze.

Zamiast naprawiania świata woli pan opowiadać ciekawe historie?

Z prób naprawiania świata wyrosłem. Najważniejsze jest sięgnąć głęboko, dostrzec to, czego się na co dzień nie widzi, i raczej zaśmiać się, niż coś prawić z dydaktycznym namaszczeniem. Człowiek, jeśli ma się naprawić, naprawi się sam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji