Artykuły

Gorzki dramat w środku błazenady

"Gąska" w reż. Tomasza Obary w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Patrycja Pustkowiak w Dzienniku.

Duszny świat dramaturgii Nikołaja Kolady w "Gąsce", wyreżyserowanej przez Tomasza Obarę w Teatrze Ludowym, zyskał wręcz namacalny wymiar. To świetne przedstawienie.

Sądzę, że marzenia moich postaci nie spełnią się nigdy - mówił w jednym z wywiadów Nikołaj Kolada, przyznając, że nie potrafi pisać o ludziach szczęśliwych. I rzeczywiście, bohaterami jego sztuk są biedacy i nieudacznicy żyjący w cieniu wielkiego świata. "Gąska" to komedia z życia ludzi teatru w prowincjonalnym rosyjskim miasteczku, zabarwiona sporą dawką goryczy. Bohaterowie tkwią w małym, dusznym świecie. Pojawienie się w nim ślicznej aktoreczki Normy (Iwona Sitkowska, tytułowa gąska) musi otworzyć puszkę Pandory. Nonna budzi w każdym z bohaterów to wszystko, co do tej pory spychali na dalszy plan - dawne urazy, żal, słabość, skrywane kompleksy. Wszyscy uświadamiają sobie, że nie zrobili oszałamiających karier w hollywoodzkim stylu, że ich życie osobiste nie dostarczyło plotek tabloidom, a skończyło się na wspólnych parówkach na śniadanie i walce z otyłością. A przecież wszyscy kiedyś startowali z tej samej pozycji co owa gąska - byli młodzi, zuchwali, pełni nadziei.

U Obary centralną postacią nie jest jednak bohaterka tytułowa, ale starzejąca się aktorka Ałła (wspaniale grana przez Beatę Schimscheiner). To do niej należy pierwsze i ostatnie słowo sztuki, bo Obara zmienił nieco zakończenie wobec literackiego oryginału. Wyszło to widowisku na dobre - powrstal spektakl o ludziach, którzy są aktorami, a nie na odwrót. Dziarska i komiczna, wulgarna, a przy tym czuła - taka jest właśnie Ałła Beaty Schimscheiner, uparcie walcząca o prawo do szczęścia, którym nie są już podboje zagranicznych scen ani ekscytujące romanse, o czym marzy jej młodsza koleżanka, ale po prostu zachowanie status quo.

Każdy ma tu pragnienia na swoją miarę. Nieudana aktorka Diana (Małgorzata Krzysica) chce tylko ocalić kolejną, kulawą miłość i wreszcie założyć rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Wasilij (wzruszający Kajetan Wolniewicz) chciałby usłyszeć, że jest czyjąś "kruszynką". Nawet Nonna, choć mogłaby jeszcze wszystko zmienić, rzucić zapyziałą prowincję - ostatecznie tego nie robi. Kolada nie byłby sobą, gdyby jej na to pozwolił.

Wszyscy tu planują, marzą, czekają - niczym u Czechowa przywoływanego w sztuce. Zdobywają się na porywcze gesty - a to będą się topić, a to rozwodzić, a to wieszać na akurat dostępnym haku. Obara kazał aktorom szamotać się po scenie i licytować we własnym nieszczęściu, niespełnieniu, wydobywając z nich całą małość i śmieszność, ale też tkwiący w środku tej błazenady dramat. Nie ma tu mowy o szekspirowskich tragediach - to dramat rozmiarów pokoiku w tanim hotelu robotniczym. Mały jak jabłko przymocowane do parasolki, która wisi nad łóżkiem gąski - ciekawy pomysł scenograficzny Anny Sekuły. Czyżby ono i kolorowe fatałaszki wypadające z szafy Nonny, były symbolami piękniejszego świata, do którego nie ma dostępu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji