Artykuły

Bruno Wątpliwy

Michał Majnicz gra mały monodram o małym człowieku, po którym została wielka poezja i jeszcze większe świństwo.

Najnowszą premierę Starego Teatru widziałem już rok temu. A może jeszcze wcześniej.

Wiem jak zabrzmiało powyższe zdanie, a właściwie zdanie i pół. Ale, nie, składam od razu kategoryczne dementi! - nie był to sen proroczy ani jasnowidzenie, żadne tam repertuarowe wishful thinking, czyli podpowiadanie, co Klata powinien dać na afisz. Tak dobry w te klocki to ja nie jestem. A raczej - takiej sekwencji zdarzeń absolutnie nie można było przewidzieć. Bo monodram "Jasieński" w wykonaniu Michała Majnicza to przeniesienie spektaklu Ewy Wyskoczyl i Teatru ZL (dawniej Teatr Za Lustrem) z Tarnowskich Gór. I pierwszy w dziejach przypadek nobilitacji offowego spektaklu przez Narodową Scenę. Na "Jasieńskiego" przyjechałem podówczas do cichutkiego miasteczka na granicy Górnego Śląska i ziemi częstochowskiej, bo był on finalnym akordem jubileuszu teatru, bodaj piętnastolecia. Jego liderka Ewa Wyskoczyl od dobrych paru lat budziła mój szacunek, bo jako jedna z niewielu reżyserek-instruktorów teatralnych nie zamknęła się w starym języku teatru alternatywnego. Była od zawsze ciekawa nowego teatru, nowego stylu, nowych tekstów. I robiła w Tarnowskich Górach amatorski teatr, który ku memu zaskoczeniu pozostawał w estetycznym i emocjonalnym kontakcie z przedstawieniami Jarzyny, Warlikowskiego, Klaty, Kleczewskiej. Mimo niewielkich budżetów kolejnych spektakli udawało się jej tworzyć nowoczesne i frapujące wizualnie scenografie, obudowywać świat przedstawiony projekcjami. Pracując z wychowankami, amatorami i zapaleńcami, próbowała przemycić, co się da z aktualnych odkryć i fascynacji polskiego teatru. Repertuar miała jak na offowy teatr nieszablonowy. Sięgała po Lema i Walczaka ("Piaskownica"), bawiła się z formą musicalu. Wystawiła "Moralność pani Dulskiej" w stylu camp, z urną na telewizorze w roli Felicjana Dulskiego, Hanką graną przez dzikiego, czarnego Masaja z sawanny i mężczyzną w roli tytułowej. Grubiutki, drobiący w szpilkach i przebrany w sexy panterki chłopobab demaskował nowoczesny kołtunizm: inność zaakceptowana, obłaskawiona przez społeczeństwo przejmuje w pewnym momencie wszystkie jego wcześniejsze fobie i uprzedzenia. Tolerancja to bezpieczeństwo dla wyjątków.

Ale największym sukcesem Wyskoczyl reżyserki była "Zarah": muzyczno-perwersyjna opowieść o Zarah Leander, szwedzkiej piosenkarce i nazistowskiej celebrytce, ulubienicy Hitlera i rywalce Marleny Dietrich. Od strony muzycznej przypominało to songi Pawła Mykietyna pisane dla wczesnych spektakli Warlikowskiego ("Oczyszczeni"), w grze aktorskiej ekspresjonizm spotykał się z lepkim od hormonów psychologizmem. A w "Jasieńskim" powracał do Teatru ZL jeden z aktorów wychowanków Wyskoczyl - Michał Majnicz. To pewnie on namówił Klatę na przeniesienie tego spektaklu do Starego. Bo nie wierzę, żeby sam Klata miał takie rozeznanie w hierarchiach polskiego offu, śledził rozwój talentu i upór prowincjonalnych artystów. Kameralny, skondensowany do kilkudziesięciu minut monodram pasował w Starym do sceny urządzonej w dawnej sali muzealnej na rogu Placu Szczepańskiego i Jagiellońskiej. To chyba się teraz nazywa Strefa Be: przez przeszklone szyby można zajrzeć do środka, długi czas leżała pośrodku przestrzeni instalacja ze sztucznym jeleniem, przez cały miniony tydzień jak w sklepowej witrynie stał telewizor i migały na nim sceny z Majdanu.

Ale na czas monodramu Majnicza tę przestrzeń wyciemnia się kotarami. Aktor wchodzi wraz z nami na salę, jest przebrany w hip-hopowy dres, bojówki i tylko skarpetki ma czerwone jak jaki bikiniarz. Na małej estradce - dziecięce łóżeczko, pudło z zabawkami, może jeszcze krzesełko. Wszystko w kolorze krwi i rewolucji. Kiedy Majnicz położy się w łóżeczku i podniesie drewnianą balustradkę, zmienia je w więzienną lub łagrową pryczę. Czerwony drewniany konik z zabawy w kawalerzystę jest i Pegazem natchnienia, i koniem Tadżyka. Albo jednym i drugim równocześnie, bo życie, poezja, światopogląd i los, a nawet sam Bruno Jasieński jako człowiek, złożony jest w tym spektaklu z samych przeciwieństw. Wszystko się w nim wyklucza zamiast dopełniać, uzupełniać. "Ja jestem syn królewski, ja jestem syn kurewski" - powtarza Majnicz jak mantrę. Dziecko i dandys, politruk i bawidamek, buntownik i denuncjator. Naiwniak idzie w nim za prowokatorem. Sybaryta strzela do ideowca. Paryżoburca zasłania Leningradopiewcę. On tu nie przyszedł ani po pamięć, ani po rozgrzeszenie. Majnicz nie oddaje swemu bohaterowi sprawiedliwości, nie tłumaczy zakochania w komunizmie, naśladowania Majakowskiego, wydania żony na rozstrzelanie, socrealistycznych hymnów, wkładu w sowietyzację Tadżykistanu. Majnicz raczej składa go jak z puzzli i pokazuje, jak wielu elementów brak. W puste miejsca nic nie wejdzie, nie dowiemy się, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Czemu powstał ten, a nie inny wiersz i dla kogo. Bo Bruno zawsze sam sobie przeczył, bo nie wiemy, co naprawdę myślał i czuł, zanim nie rozstrzelali go sowieccy towarzysze w czasie przedwojennej Wielkiej Czystki w Kraju Rad. Ewa Wyskoczyl wplata w scenariusz kilkanaście wierszy Brunona Jasieńskiego. Genialne i drapieżne erotyki. Wersy nonszalanckie, perwersyjne, nowoczesne i rozrywane wewnętrznym rytmem. Są w nich "zdania żywe jak koty", pulsuje tętno miasta, słychać warkot ludzkich maszyn z mięsa i głuche dudnienie życia. Jeden z wierszy Majnicz śpiewa, inny odczytuje z projekcji na ścianie, kolejny próbuje skandować w takt "Misiów puszystych" Siekiery. To z jednej strony próba uczynienia z Jasieńskiego prekursora punka i rapu, z drugiej estetyzacja jego buntu. Że niby o poglądy nie chodziło, a o rytm. To rytm jest rewolucją. Podkreślenie muzyczności jego poezji staje się obsesją aktora. Majnicz niemal dowodzi, że Jasieński przystał do rewolucji tylko dlatego, że chciał ją całą opisać w widmowym libretcie futurystycznej opery, a potem zaśpiewać głosem Robota i Nadczłowieka.

Tak, w spektaklu o Jasieńskim rewolucyjna poezja brzmi prawdziwie, ale już spowiedź rewolucjonisty - nie. Celowo. Wyskoczyl i Majnicz drwią z bezradności poety wobec komunistycznej utopii. Punktują jego pychę, pozy, zakłamanie. Kiedy po deportacji z Paryża liczy wiwatujące na jego powitanie tłumy radzieckich komunistów, myśląc, że to jego wierni czytelnicy Kiedy z doczepioną brodą dzikiego jeździ drewnianym zabawkowym konikiem po niewidzialnym tadżyckim stepie czy pustyni i żąda, by nomadzi dobrowolnie zamienili się w sowieckich niewolników zbierających bawełnę Bruno jest wtedy tylko groteskowy. Świnia wychodzi z niego powoli, od niechcenia. Złowrogo spełnia się jego "Mańifest w sprawie nathmiastowej futuryzacji żyća". Bruno Jasieński, święty komunistyczny łajdak, otrzymuje od losu to, o co prosił, ale na opak. Zamiast "buta w butonierce" młodego genialnego poety, który idzie w świetlaną przyszłość, jest podmoskiewskie Butowo, w którym go rozstrzelali. Nie było łagrów i pryczy, pysków kałmuckich z tekstu Jacka Kaczmarskiego o śmierci Jasieńskiego. Była zbiorowa mogiła.

Michał Majnicz grał w "Bitwie warszawskiej" Strzępki i Demirskiego Marszałka Piłsudskiego, jednak to inny bohater tamtego przedstawienia patronuje jego Jasieńskiemu: Dzierżyński, melorecytujący w uwerturze do spektaklu wiersze Norwida. W kontekście "Bitwy" Jasieński Majnicza to jeszcze jeden duch orbitujący między niepamięcią a potępieniem. Niechciany Polak, wyparty z naszej świadomości komunista, który pomylił się we wszystkim, w czym tylko mógł Poetycki syn krwawego Feliksa Edmundowicza. Pasowałby do social panopticum Demirskiego. I pewnie o to chodziło Klacie, kiedy wkładał "Jasieńskiego" do repertuaru: obudować flagowy spektakl kontekstami i rezerwowymi bohaterami.

Ostatnie słowa zmarnowanego poety? "Za frajerstwo do piekła nie pójdę!" - woła Majnicz-Jasieński: sztubak w artyście, dziecko w mężczyźnie, głupiec w proroku. I nigdzie stąd nie idzie. Będzie z nami jak wyrzut sumienia, jak wrzód na A potem światło gaśnie. W półmroku widzę przyszłość: w nowym sezonie Ewa Wyskoczyl reżyseruje w Starym nowy, autorski spektakl. Może nie ma żadnej kary na tym najlepszym ze światów, ale nagroda istnieć powinna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji