Artykuły

Uśmiechy nad stołem, kopniaki pod stołem

"Napis" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Laszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Nareszcie! W Teatrze Powszechnym powstało znakomite przedstawienie komediowe o politycznej poprawności. "Napis" działa jak zimny prysznic

Po tygodniu od przeprowadzki nowy lokator szacownej kamienicy Lebrun natyka się w windzie na wydrapane słowo. Kiedy pierwszy raz pada ono na scenie, widownia prycha. Potem wyraz pojawia się jeszcze setki razy, ale już nie budzi wesołości. Zarówno na sceniejak i na widowni zaczyna panować polityczna poprawność, która każe trzymać kamienną twarzą przy deklinowanym rzeczowniku "chuj".

"Napis" Géralda Sibleyrasa w inscenizacji Waldemara Śmiegasiewicza to komedia o politycznej poprawności. Reżyser zrezygnował z rodzajowego obrazka z życia lepszych mieszczan w lepszej dzielnicy (zapewne za ogrodzeniem). Tej decyzji sekunduje minimalistyczna scenografia Macieja Preyera: przez dwa olbrzymie okna w czarnej ścianie widzowie widzą po prostu widok (projekcje). Środek ciężkości przeniesiono na charaktery postaci - ale żadnej nie można polubić.

Lebrun Janusza Germana to egotyczny bubek, który w źle dobranym krawacie rozpytuje po sąsiadach, kto wydrapał na niego w windzie tytułowy napis. Małostkowa duma nie pozwala mu zrobić tego, co uczyniłby na jego miejscu każdy: zetrzeć obelgi. Inni mieszkańcy kamienicy reprezentują za to formację postępową jak Młodziakowie z "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza. W głowie im rolki, zodiaki, psychologia, wspólnota i tolerancja, homogeniczna papka pożyczona z magazynów o trendach. W gruncie rzeczy nie cierpią się nawzajem.

Relacje postaci świetnie pokazał Śmigasiewicz. Towarzystwo na scenie dzieli się "poziomo": na część "nadstołową", która jest jednym wielkim uśmiechem, oraz "podstołową", która jest jednym wielkim kopniakiem. Obsada dzieli się też pionowo: na Lebruna i resztę. Gdy on stanie z boczku, to oni zbiorą się przy stole; gdy oni tkwią w oknie, to on siedzi na krzesełku. Pomiędzy tymi dwoma grupami lata żona Lebruna, nie widząc, komu się przypodobać. Ewa Andruszkiewicz-Guzińska zagrała rewelacyjnie postać skulonej, nieatrakcyjnej, niemodnie ubranej, oazowej dziewczynki, której wydaje się, że wszelkie niedostatki można nadrobić empatią. Równie świetna jest pani Bouvier (Beata Ziejka), przyklejona do papierosa ostra idiotka, której popielniczkę podtyka mąż - pantoflarz. Mirosław Henke zagrał chyba najlepszą swoją rolę: zamaskowanego faszystę, podduszonego własną muszką. Słowa "Zabawa. Zabawa. Bawić się" wypowiada tak trumiennym tonem, że można oszaleć z radości. Niezły jest Marek Bogucki - pseudomądrości i ironiczne uśmieszki pana Cholley'a nadają ton całemu przedstawieniu. Od kolegów odstaje tylko Barbara Szcześniak jako pani Cholley. Nie wiedzieć czemu co rusz krokiem gwiazdy wychodzi na proscenium, by kokietować prowincjonalnego widza. Tyle że takiego w Powszechnym na "Napisie" naprawdę nie ma...

Komedia "Napis" wcale nie jest wesoła. To znaczy bawi, nawet to łez, lecz im więcej śmiechu podczas spektaklu, tym większy smutek po nim. Sibleyras pokazuje ludzi na drodze do zupełnej unifikacji, który tworzy mariaż nakazu tolerancji z zakazem odmienności. Racja nie leży ani po stronie reakcyjnego Lebruna, ani sąsiadów-postmodernistów. W gruncie rzeczy tytułowy napis działa jak zimny prysznic. Wandalizm. Ale dobrze, że ktoś go wydrapał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji