Artykuły

Górale i Cyganie bez cepeliady

- Jestem człowiekiem filmu i telewizji. Robiłem już tego typu rzeczy. Zarejestrowałem dwa słynne spektakle Konrada Swinarskiego "Dziady" i "Wyzwolenie". Jeśli dojdzie do zapisu bydgoskiego "Manru" na DVD, wyreżyseruję także wersję filmową. Będziemy to kręcić na kilku spektaklach, będziemy montować, zmieniać sytuacje, żeby na filmie osiągnąć zamierzony rezultat - mówi reżyser LACO ADAMIK.

Rozmowa z LACO ADAMIKIEM [na zdjęciu], reżyserem opery Ignacego Jana Paderewskiego "Manru", przygotowanej na jubileusz 50-lecia Opery Nova w Bydgoszczy.

Jaka Jest Pana wizja "Manru", na czym polega specyfika Pańskiego spektaklu?

- Przede wszystkim na tym, że nie chcę powtarzać romantyczno-kiczowatego obrazu. Nie chcę pokazywać górali jak z zespołu pieśni i tańca ani Cyganów jako ludzi, którzy tylko się bawią i przy okazji kradną. Bez żadnych stereotypów. Ukazuję dwa światy, które żyją obok siebie, ale są zamknięte przed sobą nawzajem. Typowy przykład nietolerancji, nienawiści i braku miłości. To jest to, na czym mi bardziej zależy niż na pokazaniu uśmiechniętych, romantycznych Cyganów i kolorowych wozów, jak w tej piosence - ,jadą wozy kolorowe". Cyganie są społecznością, która ma wędrówkę wpisaną w geny, nie bardzo może inaczej żyć. Musi wędrować. Być może inaczej nie zostałaby zaakceptowana. To egzystencjalny przymus, a nie romantyczny wybór. Kiedy to sobie uświadomimy, to od razu inaczej popatrzymy na wędrówki ludzi w różnych częściach świata. I to mnie bardziej inspiruje niż romantyka podróżowania. Na tle tych dwóch światów, zamkniętych, nietolerancyjnych, nienawidzących się nawzajem pojawia się piękny dramat postaci.

Nieszczęśliwa miłość Ulany i Manru...

- Manru jest rozdarty między tęsknotą za swoimi a próbą wyrwania się i zmiany swojego życia, spowodowaną czystą, piękną miłością. Jednak nie udaje mu się ten eksperyment. Druga piękna postać to Ulana, która ma odwagę wyjść za mąż za Cygana, za człowieka z innego świata, ponieważ zakochała się w nim na śmierć i życie. Nie widzi życia bez niego, i tak to się, niestety, kończy. Ale jest też trzecia postać, Jadwiga, matka Ulany. Pełni rolę sumienia wsi, jej niepisanego prawa. Nie może wybaczyć córce i staje się przez to nieludzko okrutna. Wreszcie czwarta postać, która, moim zdaniem, jest wręcz najciekawsza i najważniejsza to Urok. Człowiek, który wrócił do wsi gdzieś ze świata, z wojny. Kulawy, niepełnosprawny, dziwny i brzydki, ale niepozbawiony zalet ducha, które są u niego wręcz silniejsze niż u reszty ludzi ze wsi. Bez ograniczeń i ksenofobii. Zna się na ziołach, radzi, przepowiada. Ma charakter maga, czarownika. Bardzo zmienia bieg rzeczy. Popycha postaci do rozstrzygnięcia, mając nadzieję, że to on zostanie z Ulaną, którą bardzo kocha. To taki typowy trójkąt.

Czy spektakl, który ma być zarejestrowany na DVD, robi się inaczej? Czy wymaga on od reżysera specjalnego podejścia?

- Nie wiem, czy dojdzie do tego zarejestrowania. Dyrekcja ma takie plany. Bardzo mi się to podoba, bo to jest w końcu bardzo oryginalna, ciekawa opera, a literatury polskiej jest tak mało i skoro zrobiliśmy już ten wysiłek, to może warto byłoby to zarejestrować. Jeżeli chodzi o samą technikę, to oczywiście do naszej pracy teatralnej wkracza film. Trzeba uruchomić technikę filmową i filmowy język. Przetłumaczyć wszystko na inne medium. Jeżeli chodzi o scenę, o śpiewaków to wielkich zmian nie ma. To raczej kwestia wyciągnięcia tych wątków, które są ważne dla prowadzenia akcji. Jestem człowiekiem filmu i telewizji. Robiłem już tego typu rzeczy. Zarejestrowałem dwa słynne spektakle Konrada Swinarskiego "Dziady" i "Wyzwolenie" i to była dla mnie szkoła przekładu artystycznego ze sceny na film. Tutaj jest mi oczywiście o wiele łatwiej, ponieważ sam wyreżyserowałem przedstawienie. Jeśli dojdzie do zapisu na DVD wyreżyseruję także wersję filmową. Będziemy to kręcić na kilku spektaklach, będziemy montować, zmieniać sytuacje, żeby na filmie osiągnąć zamierzony rezultat. Podobne przeniesienie zrobiłem w Operze Wrocławskiej, gdzie na DVD zarejestrowaliśmy "Halkę". Już można ją kupić. Tego typu rzeczy to promocja i edukacja. Wyjście spektaklu poza mury teatru operowego.

Specjalnie na bydgoską premierę zamówione zostało nowe tłumaczenie libretta.

- Libretto wg XIX-wiecznej powieści Kraszewskiego, oryginalnie napisane zostało w języku niemieckim. Szybko powstało polskie tłumaczenie, które funkcjonowało do teraz. Z Maciejem Figasem, dyrektorem i kierownikiem muzycznym, uznaliśmy, że to trochę staroświeckie tłumaczenie, takie bezzębne. I zamówiliśmy nowe u Romana Kołakowskiego, z którym miałem szczęście pracować przy ostatnich moich spektaklach "Operze za trzy grosze" i "West Side Story". On zrobił tłumaczenie o wiele bardziej współczesne. Bardziej idące za tematem, a mniej romantyczno-sielankowe.

Jak współpracowało się Panu przy "Manru" z czeskim scenografem Milanem Davidem?

- Milan David, scenograf z Pragi, wykładowca na wydziale scenografii w akademii teatralnej i jednocześnie wybitny fotografik, to bardzo ciekawy i wszechstronny artysta. Spotkałem się z nim przy pewnej czesko-słowacko-polskiej produkcji. Nie po raz pierwszy pracujemy razem. Dobrze się rozumiemy, jeżeli chodzi o estetykę sceny. Ma też, co jest specyfiką szkoły czeskiej, dar przenikliwej analizy dramatycznej tekstu. Wnosi nie tylko to, że zaprojektuje scenografię, ale pomaga w dociekaniu, co na ogół bywa domeną reżyserów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji