Artykuły

Koniec sezonu

Czasem tak się układa, że pisać należy o paru przedstawieniach. I tak też stało się tym razem.

W kontekście premiery bajki adresowanej do widza najmłodszego niewiele mam do powiedzenia. Podobno w pewnym wieku człowiek zaczyna dziecinnieć, a ja już w nim tkwię, lecz nie na tyle, by zmusić się do obejrzenia "Gwiazdusia", adaptacji noweli Oskara Wilde'a, wyreżyserowanej przez Jerzego Stępkowskiego. Zawierzam oszczędnej recenzji wnuka, który zapytany o jakość spektaklu, stwierdził: "Ujdzie..." Z "Gwiazdusiem" (czy nie lepiej brzmiałoby dosłowne tłumaczenie tytułu - "Chłopiec z gwiazd"?) skłonny jestem wiązać jednak pewne nadzieje. Najmłodszych widzów zaproszono na spektakl do gmachu wznoszonego przy Placu Zwycięstwa. Wprawdzie na razie inscenizatorzy "okupują" pomieszczenie malarni, ale może radomianie doczekają się wreszcie premiery w nowym budynku i odzyskają wreszcie salę koncertową, która była niegdyś chlubą tego miasta.

Chyba gdzieś w maju weszła na afisze kolejna sceniczna realizacja. Przyznam, że najeżyłem się od razu, kiedy wyczytałem, że jest nią "Moralność pani Dulskiej". Do obejrzenia skłoniło mnie jednak nazwisko reżysera oraz to, że - w wywiadach na łamach lokalnej prasy - Maria Kaniewska zapewniała, że ta ramotowata szkolna lektura nie traci wcale aktualności. Pocieszenie żadne, jako że "dulszczyzna" jest określeniem z gatunku obraźliwych, ale... Zapolska nieźle znała babską mentalność i to kobiety były w jej dramatach centralnymi postaciami. Trudno było więc nie próbować zaspokoić ciekawości, jak z tego wybrnęła Kaniewska, mając do dyspozycji taki zespół pań, jaki zatrudniono w naszym teatrze.

Cóż, najmilsze bywają sympatyczne rozczarowania. "Moralność..." pokazana na Małej Scenie naszego teatru do takich właśnie należy. Zacznijmy od scenografii. O ile nie wszystkie kostiumy mogę uznać za udane, o tyle wnętrze salonu Dulskich jest wprost smakowicie obrzydliwe. A już do łez wzruszył mnie ohydny słonik, stojący na kredensie...

Oczywiście, czy aby na pewno jest to takie oczywiste? Najlepszą kreację stworzyła Renata Kossobudzka w roli Dulskiej. Ta doświadczona aktorka zbudowała portret swej bohaterki z najprostszych środków scenicznych: mimiki, bardzo wyrazistej, półgestów i często zmieniającej się intonacji wypowiadanych kwestii. Nie znaczy to wcale, że Dulska, jakby ściszona czy może wewnętrznie przyczajona, staje się mniej śmieszna, czy mniej groźna. Nie, nadal mamy do czynienia z kobietą, która wie, że ona jedna ma zapewnić rodzinie określony poziom życia. Na safandułę męża liczyć nie może, panienki jeszcze nie dorosły a ukochany jedynaczek skłania się raczej do trwonienia dóbr w czasie lumpek, niż do ich mnożenia. No i śmieje się człowiek szczerze z tej drobnomieszczanki, zachłannej na pieniądz, ukrywającej skrzętnie domowe brudy, i nie myśli, że wokół tak ślicznie kwitnie "dulszczyzna" właśnie. Jeśli już nie w gromadzeniu pieniędzy się przejawia, to w moralności naszego społeczeństwa...

Niestety, nie wszyscy dorównali poziomem gry bohaterce tytułowej. Wśród tych, którzy mnie się podobali wyliczyłbym kilka tylko osób. Na pewno Hannę Chludzińską, (której Hesia przerazić potrafi). Jest tak piekielna, tak dwulicowa i sprytna, że nie wiadomo czy bardziej cieszy jej żywiołowa młodość czy bardziej przeraża perfidia tego, co robi. Z trudnym zadaniem aktorskim poradził sobie znakomicie Jerzy Wasiuczyński - Dulski. Wydawało by się, że przemykanie się po scenie bez słowa jest sprawą prostą. Ale chyba najtrudniej kręcić się po scenie w określonym celu i adresować zachowania do kogoś a nie w powietrze. I to udało się Wasiuczyńskiemu. Jego Dulski jest zaszczutym panem domu, kochającym jednak dzieci, lubiącym towarzystwo, żałosnym mężczyzną, który wie, że jest śmieszny i ucieczki od tej świadomości szuka w milczeniu właśnie. Zaskoczyła mnie Grażyna Kłodnicka w roli Juliasiewiczowej. Nie ma ta aktorka szczęścia do ról, tym razem jakby się odnalazła. I ją poprowadzono w stronę akcentowania cech charakterologicznych gestem, mimiką i tonacją głosu. I oto ukazała się kuzyneczka, co do której ani przez moment nie wątpimy z jakiego jest rodu. Chytra, potrafi dyplomatycznie wybrnąć z każdej sytuacji. Ostrożna, wie, kiedy i do jakiego stopnia powinna zdradzać własne reakcje. Rozwiązła, ale w granicach przyzwoitości i nigdy wobec osób trzecich. I tylko ich obecność przeszkadza w nawiązaniu romansu z kuzynkiem - lekkoduchem. Wreszcie - epizodyczna rola Lokatorki. Tym razem nie jest to wcale zastraszona istota, lecz przekonana o słuszności swego postępowania kobieta, nie wahająca się okazać Dulskiej pogardy. Miałem wprawdzie wrażenie, że Ewa Betta była momentami nazbyt pogardliwa, ale samo tylko inne niż dotychczas poprowadzenie postaci, musi także i na nią zwrócić uwagę. A że spektakl ma jeszcze bardzo dobre tempo, że nie ma w nim dłużyzn, uważam właśnie "Moralność pani Dulskiej" a nie sentymentalną "Gałązkę... za najlepszy spektakl w tym sezonie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji