Artykuły

Niewyraźny napis

"Napis" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku.

O tym, jakie możliwości tkwią w sztuce "Napis" Geralda Sibleyrasa, przekonały inscenizacje Anny Augustynowicz w Szczecinie i Macieja Englerta w Warszawie. Łódzkie przedstawienie to krok wstecz w stosunku do tych spektakli.

U Sibleyrasa cienki dowcip i ostrość salonowej konwersacji idą w parze z bezpardonową krytyką rozmiłowaną w pseudonowoczesności Zachodu. Ale że tak jest, wiemy z poprzednich inscenizacji dramatu i z lektury. Reżyser Waldemar Śmigasiewicz wyzuł dramat z podtekstów i wieloznaczności, a na dodatek pozbawił go śmieszności Zamiast naładowanego ironią widowiska otrzymujemy więc bezbarwną, pozbawioną polotu pogawędkę grupki sąsiadów z tej samej kamienicy. Do owej kamienicy wprowadza się młode małżeństwo - państwo Lebrun. Po tygodniu ktoś wydrapuje w windzie napis: Lebrun = chuj. Wściekły lokator postanawia wyśledzić, który z mieszkańców dopuścił się czynu. Okazją do konfrontacji będzie przyjęcie wydane przez Lebrunów na część nowo poznanych sąsiadów. Akcję dramatu Śmigasiewicz umieścił w niedookreślonej przestrzeni. Za scenografię wystarczył tu olbrzymi stół i kilka krzeseł. Aktorzy ubrani są niemal prywatnie Rzeczywistość sceniczna, pozbawiona ostrości konkretów, razi nijakością. Podobnie zresztą jak aktorzy Hipokryzja bohaterów mogłaby służyć im do zbudowania ostrych karykatur, ale to niemożliwe, gdyż wykonawcom brak wiary w to, co mówią. Zostają tylko puste gesty, puste słowa. Co z tego, że pan Cholley (Marek Bogucki) czasami krzyknie, podskoczy jak sprężyna lub nienaturalnie zapisze, skoro to nic nie znaczy "Tolerancja! Wolność! Sprawiedliwość!" - drze się wniebogłosy pan Bouvier (Mirosław Henke), ale znów nie wiadomo, po co. Pani Cholley (Barbara Szczęśniak) i pani Bouvier (Beata Ziejka) upajają się nowoczesnością i z dumą wypowiadają modne słowa: cool, internet, komputery. Kogo w istocie grają - nie wiadomo. Ewa Andruszkiewicz-Guzińska w roli pani Lebrun zachowuje się tak, jak-jakby miała przeprosić widzów za to, że wyszła na scenę, tylko Janusz German (Lebrun) potrafi oddać zagubienie świeżo upieczonego mieszczucha.

Łódzki "Napis" to spektakl zmarnowanych aktorskich szans. Reżyser Śmigasiewicz lepi sceniczne postaci z jednej gliny, nie nadając im kształtów ani barw. Wszyscy są tacy sami. Nawet tak samo reagują na alkohol. A właściwie nie reagują wcale. Mają zapewne niesłychanie mocne głowy, bowiem podczas przyjęcia piją wódkę za wódką, ale do końca pozostają zupełnie trzeźwi. Cóż, teatr jest, jak wiadomo, kwestią umowną...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji