Artykuły

A kołtun trzyma się mocno

Jak wielu starszych widzów, znam "Moralność" Zapolskiej zdawałoby się całkiem nieźle, bo czyż mało oglądaliśmy jej wystawień na polskiej scenie powojennej. Mogę sobie łatwo wyobrazić, z jak sceptycznym przyjęciem spotykała się zapowiedź premiery tej sztuki w Teatrze Nowym. "A więc znów ta "tragikomedia kołtuńska"? Kolejna próba odtworzenia stosunków rodzinnych i towarzyskich, obyczajów i póz, które przecież przez trzy czwarte stulecia tak radykalnie się odmieniły, że pod określone sytuacje sztuki nie da się już "podciągnąć" żadnych odpowiedników ze współczesnego nam życia. Jakież wobec tego uzasadnienie dla tej nowej premiery?"

Ale jednak okazuje się, że znajomość popularnych sztuk przez teatralnych bywalców ogranicza się zwykle do przebiegu akcji i zarysu głównej problematyki utworu, sam tekst natomiast, z którego wynika prawie wszystko, rysuje się w pamięci zazwyczaj dość mgliście, z każdym więc nowym wystawieniem dochodzi do konfrontacji dawnych i dzisiejszych odczytań tekstu, pod naporem nowych życiowych doświadczeń.

Otóż dla niejednego widza ponowne zetknięcie się z "Moralnością pani Dulskiej" stanowić może sporą niespodziankę. komu bowiem zdawało się, że jest to nieaktualny już teraz obrachunek z rodzimą kołtunerią, którą miał zmieść z powierzchni proces historycznych przemian, ten ze zdumieniem uświadamia sobie, że choć zmienił się zakres pojęcia "burżuazyjnego domu" (określenie autorki!), to jednak egzystują nadal, choć w odmienionej postaci zewnętrznej, środowiska blisko spokrewnione duchowo z tamtymi strasznymi mieszczanami. Widocznie istnieje nadal podglebie społeczne będące wylęgarnią postaw przedstawionych przez Gabrielę Zapolską. Więcej nawet!

Kiedy się słucha płynących ze sceny moralnych nauk i życiowych pouczeń pani Dulskiej. które w niewiele lat po wojnie brzmiały już jak wyblakłe upiory przeszłości, dziś dostrzega się w nich raczej rodowód tych postaw, które nas osaczają na co dzień. Dostrzegamy zalążki dobrze nam znanej agresywnej pazerności, połączonej z brakiem skrupułów i pogarda wobec uczciwych "głupców", zadufanego przeświadczenia, że tak naprawdę wszystko jest tylko kwestią ceny i że każdego można kupić, a wreszcie obliczonej na pokaz dewocyjności, niewrażliwej zupełnie na losy innych.

Powiedziałbym nawet, że w sztuce Zapolskiej to oskarżenie kołtuństwa osłabione jest przeciwstawieniem go postawom niepraktycznym i pięknoduchowskim Juliasiewiczowej czy Zbyszka. jako rzekomo bardziej wzniosłym od codziennej, mrówczej, "zapobiegliwości pani Dulskiej. A to już nieprawda, którą dostrzegamy dzisiaj otoczeni lenistwem i wygodnictwem raczej niż skrzętnym ciułactwem. raczej kradzieżą "niczyjego" niż oskubywaniem ludzi w kręgu najbliższej styczności. Bo dziś łatwiej i szybciej, różnorodnymi drogami, awansuje się dc uprzywilejowanej sfery dorobkiewiczów.

Wydaje mi się, że z tej zaskakującej, choć nie zawsze wprost ujawniającej się aktualności sztuki nie wszystkie konsekwencje wyciągnęli realizatorzy i wykonawcy, nie przedstawili bowiem postaci z całym okrucieństwem, troszcząc się przesadnie, by niczego nie uronić z sytuacji komicznych. A Dulscy wcale nie są zabawni i nie tyle wyzwalają w nas śmiech, ile zarabiają sobie na bezlitosna drwinę. bliską satyrycznemu osądowi.

Sama postać tytułowa w ujęciu BARBARY WAŁKÓWNY wydawała mi się najbardziej wiarygodna w swojej codziennej krzątaninie, w gderliwym komenderowaniu otoczeniem, słowem w warstwie codziennych zachowań, które najtrafniej udawało się przedstawić środkami (jak niegdyś określano) "małego realizmu". Mniej mnie przekonywała (być może obawiając się przerysowania postaci) w demaskatorskim obnażaniu najbardziej przerażających cech mentalności pani Dulskiej. Zadbała jednak o to, by nie spłaszczać wizerunku bohaterki przez zbyt łatwe i tanie ośmieszanie jej eksponowaniem niedostatków wykształcenia i braków "kindersztuby", toteż jak najsłuszniej prześlizgiwała się przez lapsusy w rodzaju "secesja" (zamiast "scysja)", "iluzja" (zamiast "aluzja") itp. To zresztą bardzo trudna rola, zwłaszcza chyba dzisiaj.

JÓZEF ZBIRÓG jako Dulski był nie tyle zasuszanym biurowym safandułą, jak go nieraz interpretowano, ile raczej kimś, kto w porę pojął, jak żyć. żeby w określonym układzie rodzinnym nie rozbijać sobie głowy i można sobie doskonale wyobrazić, jaki to z niego poza domem bon vivant. Warte chyba zastanowienia. czy nie można by nieco "odtragizować", czy "odhamletyzować" Zbyszka, zresztą zagranego obiecująco przez młodego JACKA GUDEJKĘ. Nie brałbym bowiem serio jego rozterek moralnych, kiedy rzekomo usiłuje bronić się przed pogrążaniem w "dulszczyznę" i później, gdy oznajmia podjęcie walki o ratowanie honoru przez ożenek z Hanką. Czy nie należałoby raczej od samego początku - poniekąd wbrew autorce budować postać Zbyszka jaku wycwanionego deklamatora, który, żeby zachować twarz, już z góry asekuruje się możnością przeciwstawienia się środowiskowym determinantom? Byłaby to jednak rola trudniejsza od tej, którą oglądaliśmy.

W tym co tu pisze (rozpatrując raczej życiowe odniesienia utworu. niż sprawy "czysto" artystyczne) wyrażam pośrednio swój - zawierający pewne wątpliwości - stosunek do reżyserii, sprawnej zresztą moim zdaniem, dbałej o rytm i tempo akcji oraz naturalne rozgrywanie sytuacji. Dobrze wygrały kontrast pomiędzy tak różnymi osobowościami sióstr MAŁGORZATA FLEGEL (Mela, która widzę w przyszłości jako rodzinne popychle pozbawione życia osobistego) i - studentka łódzkiej uczelni - KATARZYNA LATAWIEC (Hesia), bardzo swobodna scenicznie, ale trochę "z nożem w zębach".

Bez zastrzeżeń wierzyłem w autentyczność postaci i prawdę przeżyć Hanki, granej przez GRAŻYNĘ CZAPLANKĘ, znacznie mniej - w trafne obsadzenie roli Juliasiewiczowej przez - nie dość tu przewrotną w zachowaniu - MIROSŁAWĘ MARCHELUK. Sugestywną, bardzo plastyczną postać Tadrachowej stworzyła HALINA SOBOLEWSKA. W niedużej roli Lokatorki wystąpiła HALINA MILLER.

Trudno zaprojektować dawne burżujskie wnętrze mniej ponętne od obecnego standardowego. trudno też zohydzić dawniejszy strój przy obecnej modzie na starocie. Być może żeńskiej części widowni spodobał się nawet koszmarny kapelusz Dulskiej.

Dlaczego wystawiono sztukę na Małej Scenie, wymagającej kameralnego stylu gry, czego jednak nie uwzględniono w realizacji przedstawienia?

Osobny temat, bardzo niepokojący, to reakcje części widowni (na premierowym przed stawieniu). Nie jednokrotnie dawał się słyszeć śmiech aprobaty dla czynów i motywów odrażających. A może to "późne wnuki" Dulskich?

Warto było, jak sądzę, przypomnieć dzisiejszemu widzowi tę osławioną rodzinkę, choć obawiam się. żeby współczesne Polki nie wzięły sobie do serca maksymy, iż: "uczciwa kobieta nie potrzebuje się pod spodem stroić dla męża". Niech przynajmniej w tych rejonach rozkwita postęp.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji