Artykuły

"Wyzwolenie" S. Wyspiańskiego w Reducie

Tytuł wielkiej tragedji ducha narodowego stał się dziwnym zbiegłam okoliczności symbolem zmagań się i zwycięstwa Reduty. Wyzwoliła się nareszcie z frazesów, jakiemi ją karmiono, hojniej zaiste, niż realnem poparciem. Ale przyszło i ono. Jakoś... może... wzruszyły się dusze i obojętne serca tym niegasnącym zapałem młodych kapłanów sztuki. Zrobiło się w tem niemrawem Wilnie to i owo. Najwyższy wysiłek nerwów i pracy dała Reduta i rozpięła wreszcie namiot swój wędrowny i sieci poławiaczy gwiazd zaciągnęła po połów dusz. Powitała Wilno Wyzwoleniem, mówiąc mu niem o sobie. I wzięła od razu górny, czysty swój ton: natchnienia, szlachetnych chęci, dobrej woli tego czegoś braterskiego, życzliwego, ciepłego, co Idzie od nich ku ludziom. Nowem, niezwykłem w sztuczności teatralnej powiało tchnieniem.

Ogromny teatr Pohulanki na dzień otwarcia 23-XII przepełniony. Oto jest Wilno. Pójdzie, zawsze pójdzie, choćby je tam nie wiem jak bałamucić fałszywemi opowieściami, pójdzie gdzie je ciągnie serce. I nie jest to szukanie sensacji, ciekawość, snobizm, tego wszystkiego niema w naszem społeczeństwie, obojętnem na mody i żywsze drgnięcia życia. Ale i właśnie gdy coś je pociągnie za sentyment, jest wierne i ufne. Dlatego też stawili się wszyscy, owego przedświątecznego wieczoru, strojni, świadomi uroczystości, życzliwie zaciekawieni. Nie tylko zresztą Polacy, widzieliśmy licznych przedstawicieli rosyjskiego i żydowskiego społeczeństwa.

Punktualnie o 8-ej przy zapuszczonej kurtynie wygłosił jeden z Redutowców prolog, napisany na ów dzień przez p. Hulewicza, cokolwiek za długi, ale stosowny i piękny, zaklęciem-zapowiedzią, że tu się nie kłamstwem, a szczerością i jasną prawdą będzie ludzi wabić i karmić.

Po przydługiem oczekiwaniu, olbrzymia widownia teatru z cicho kroczącym w łańcuchach Konradem, ukazała się naszym oczom. I akt I-szy się rozpoczął.

Na rozłogach czasu i przestrzeni od lat wielu szuka Konrad Polski w niewolnej, starganej Ojczyźnie... Szuka ludzi silnych, mogących wznieść siebie i naród wzwyż. Czy tą potęgą będzie pieśń? Muza? Literatura? Poezja? Czy synteza przeszłości, spleciona z teraźniejszem życiem zabłąkanego na manowcach niewoli narodu?

Niech się komedja gra, niech teatrum postaci scenicznych wypowie to, czego nie znaleźć wśród przeciętnych ludzi, niech porwie dusze w wyższe kręgi istnienia, niech zwoła zjawy i Gienjusza za przewodnika obierze, niech Jego głosu słucha za nakazem Konrada.

Wszak to najszczytniejsze, co czynić może ten naród, królewski przeszłością jedynie.

Ale ustawiwszy tak marjonetki swej woli, Konrad rozpoczyna walkę z własnemi myślami, które się lęgną, bratnio, zabójczo podobne w sercach i myślach jogo współbraci. Każdy z nich jest Konradem w jakiejś godzinie myśli. Każdy walczy na słowa z antagonistą i z własnem sumieniem, każdy zaprzecza i dyskutuje, szuka i pyta. Konrad za miljony myśli i cierpi wśród masek bezdusznych i gadatliwych. Ocalenia! Jeśli jest Zaklęcie Boga w modlitwie, której wzniosłą prostotę ubiera myśl tak wstrząsająca i prorocza, jak Improwizacja z Dziadów. Któż dziś baz najgłębszego wzruszenia potrafi usłyszeć słowa: O Boże, wielki Boże, Ty nie znasz nas Polaków, Ty nie wieszczem być może straż polska u Twych znaków! Nie ścierpię już niedoli, ani niewolnej nędzy. Sam sięgnę lepszej doli i łeb przygniotę jędzy. Zwyciężę na tej ziemi, z tej ziemi Państwo wskrzeszę

Nie ścierpiał ten naród... I właśnie na tych Błoniach Krakowskich, u stóp Kopca I Wawelu zrodził się zbrojny czyn legjonowy "by naród wstał na krwawą rzeź", bo Hostia noże święcić kazała i pochodnię chwycić, by stała się dusza narodu wolna!

Konrad wie już o dalszej drodze, wie o celu i jak trzeba walczyć, czego się pozbyć, by zwycięstwo, twarde brutalne zwycięstwo stało się jego i narodu udziałem! Z wieścią tą pędzi do zaczarowanego sztuką, poezją, grobowem tchnieniem wzniosłości królewskich trucheł narodu... Poezjo precz, jesteś tyranem? "Pieścisz mię i usypiasz, dnie rabując niezwrotne, a rękę moją wstrzymujesz" woła Konrad, wioząc senne osłupienie, pogodzenie się z losem niewolników. Odrzucić precz słowa, niech czyn porwie ich i uniesie po za ramy i kinkiety teatru Daremnie! Nie rozumieją, nie umieją innej gry. Opuszczają chwilową wzniosłość, opada z nich jak szata, z tym momentem, gdy Konrad zdarł z nich zwykle maski narodowego karnawału. Musi zostać sam. "Czy jesteś Polsko, tylko ze mną? Przekleństwo łzom, krew pali skroń, krwi" Na to wołanie, Erynje posłuszne miecz mu dają, wraz z męką nadludzką, wężów splot na czole, szarpania i bieg na oślep "Szukają wyjścia w noc tę ciemną", daremno! wszystkie drzwi zawarto... ale "gdy świt uchyli bram" zjawi się prosty człowiek i otworzy wrzeciąże. I okrzykiem więzy rwij/ Rzuci się Konrad do walki, a z nim Erynje, bóstwa okrutnej, ale sprawiedliwej zemsty. I pójdą walczyć o Polskę. I zwyciężą. I tak się stało w roku 1919, jako w 1903 zapowiedział Stanisław Wyspiański. Rzeczy wielkie, należy grać z pjetyzmem. Gdy się to w grze artystów czuje, można przejść do porządku dziennego nad pewnemi indywidualnemi błędami, czy sposobami ujęcia.

Akt pierwszy odegrany z życiem, we właściwem tempie, wśród pięknych dekoracyjnie pomników wawelskich, miał zaledwie parę rzeczy, co do których mielibyśmy zastrzeżenie. Sposób deklamacji Karmazyna zbyt karykaturalny I zbyt smętna, szara, tragiczna wróżka, która wydaje się nam być raczej radośnem objawieniem, tego co idzie purpurową Sybilla, nie smętną, szarą postacią. Harfjarka natomiast ślicznie była pojęta również Ojciec z córkami.

Nowością był trzeci akt: nie z maskami, lecz z żywymi ludźmi rozmowa Konrada. Straciła na tem tajemniczość i mistycyzm poematu, ale ogromnie się uplastyczniła, nabrała życia, zeszła niejako do poziomu, stała się bardziej zrozumiała.

Gienjusz wspaniale spełnił swe zadanie: potęgi martwe], lecz wielkiej, I głos i giest był trafny, końcowa scena z Erynjami była znakomicie ujęta i wyreżyserowana.

A Konrad..? Cóż o nim pisać? Czyż to była gra? Było to głębokie owo, towiańczyków czucie i duchowe z widzami złączenie. Prawda i piękno roztaczały się w wierszach czarownych, łkały w głębi serc i sumień, głos wiązał struny tajemniczych harf, grających w duszach ludzkich, a słowa poety wymawiane ze czcią i miłością, płynęły jak zdrój ożywczego napoju, co daje nieśmiertelność.

Za takie wrażenia jakież tu mogą być recenzje czy pochwały?.. Wdzięczność głęboka jeno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji