Artykuły

Inscenizacja "Wacława dziejów" Garczyńskiego

Dwa zdania - wykrzyknik Wacła­wa: "Bóg świat stworzył wolą!" i gwałtowna replika Nieznajomego: "Ale i prawa z światem" - zakreśla­ją koło, wewnątrz którego toczy się walka w poemacie dramatycznym "Wacława dzieje". Na scenie Teatru Na­rodowego w Warszawie stał się on dramatem idei: estetyka, polityka, filo­zofia ukazane zostały przez Adama Hanuszkiewicza w swych alternatyw­nych racjach. Dzieło Garczyńskiego, pisane - o czym wspominał Kazi­mierz Wyka - jak gdyby w przeczu­ciu śmierci, jest trudne w odbiorze, zwłaszcza - jak sądzę - dla młodej widowni. Ożyło jednak w teatrze i to­ruje sobie drogę, o czym świadczy choćby liczba przedstawień, do umy­słów wrażliwych na ukazany na scenie wzorzec moralny i obywatelski bohatera na miarę dążeń również naszej epoki.

Przy okazji premiery warszawskiej wznowiono spór o hierarchię wartości dzieł polskiego romantyzmu, ale nie przekazano w relacjach dokładniejsze­go opisu przedstawienia, jego party­tury, scenicznego ukształtowania ma­terii poetyckiej. Szkoda - ów zanie­chany od dawna opis poruszeń akcji dramatu i działania aktorów mógłby bowiem wnieść do wznowionego sporu niejeden konstruktywny element ar­gumentacji. Przypominam tu złośliwą i pełną inwektyw, ale szczegółową, wchodzącą głęboko w materię fabular­ną recenzję Stanisława Ropelewskiego z pierwodruku "Balladyny", która więcej wnosi do wiedzy o epoce i o tragedii nadgoplańskiej Słowackiego niż nie­które późniejsze ogólnikowe wyznania apologetów.

Może by więc warto zatrzymać się na chwilę nad kwestią konstrukcji spektaklu "Wacława dzieje" i jego logi­ki teatralnej. Zastrzegam z góry, że pominę rejestr określeń tekstu Gar­czyńskiego (w intencji autora nie przeznaczonego przecież na scenę), do­stosowanych również do przestrzeni czasowej, w której musi się on mieścić. Także inna ważna kwestia: jak partie opisowe poematu, relacje fabu­larne czy autotematyczne wątki poe­matu Garczyńskiego przełożone zostały na język dialogu bohaterów przedsta­wienia, pozostanie na ogół poza zasię­giem niniejszych uwag. Trzema nato­miast zagadnieniami chciałbym zająć się bliżej - są nimi: rola narratora, czyli Prowadzącego spektakl, dodane do przedstawienia teksty Garczyńskie­go spoza poematu "Wacława dzieje" i ukształtowanie postaci Wacława i Nie­znajomego, dwu głównych antagoni­stów dramatu.

Licząc wejście otwierające akcję dramatyczną i wejście finalne Pro­wadzący spektakl pięć razy ukazuje się na scenie. Każda z jego kwestii zbudowana została dwudzielnie. Widz otrzymuje przede wszystkim informa­cję o bohaterach akcji fabularnej. Bywa, że są to krótkie, jednozdaniowe komunikaty zapowiednie (Ksiądz, Ma­tka, Helena). Bywa jednak, że zapo­wiedź jest zarazem komentarzem współodczuwającego uczestnika wyda­rzeń (ten przypadek dotyczy protagonisty dramatu). Natomiast druga war­stwa kwestii Prowadzącego stanowi zawsze uogólnienie tekstu poprzedza­jącego, jest wysnuciem ostatecznego wniosku z relacji dotyczącej przeszło­ści czy chwili bieżącej oraz przewidy­waniem konsekwencji działań, ukazy­wanych oczom widza, w przyszłości. Jest zatem Prowadzący spektakl kre­atorem przedstawienia obdarzonym - jak mogłoby się wydawać - wszech­wiedzą zdarzeń. Znajomość uwikłań fabularnych i psychicznych bohaterów i samodzielny, osobny sąd o owych perypetiach pozwalają mu poza współ­odczuwaniem wyrazić jednocześnie dystans wobec akcji dramatycznej, skryć się niekiedy za ironiczno-sarka­stycznym, z lekka kpiącym parawanem tekstu ("W sny nie wierzym, lecz czę­sto i znaczą niemało" - po proroczych, dramatycznych snach Matki; "Książki nie wiedziały" - w odpowiedzi na pytanie: "Gdzie jest Bóg, stwórca świata?"). Kontrapunktyczna budowa owych replik jest jednym z najsilniej działających przyspieszeń przedstawie­nia. We wspomnianej tu drugiej warst­wie kwestii Prowadzącego przychodzi również do głosu poeta-filozof, który spożytkowuje autotematyczne, obda­rzone szczególnym napięciem poetyc­kim fragmenty dzieła Garczyńskiego:

Czyny z ducha wynikną; ale i krwi

związki

Pokoleniem tajemnie zarzekają ducha.

I jako kiedy dębu spadnie gałąź sucha,

Z niej pewno nie wyrosną zielone

gałązki;

Jak z nocy, choćby trwała czasy

nieskończone,

Światło nie błyśnie, ani gwiazda się

zapali;

Jak z struny, choćbyś długo w jednę

brząkał strunę.

Głos nie wyjdzie dźwięczący

harmonijnej skali:

Tak człowieka duch, myśli, czyny,

przewinienia,

Są dźwiękiem różnych śpiewów, pieśni

tajemniczej,

Którą długo tworzyły całe pokolenia,

Którą echem tajemnym późny wnuk

dziedziczy.

*

Gdy oczy noc zasunie, martwe leży

ciało,

A duch zbywszy zmysłowej, ćmiącej go

powłoki

Na granice przyszłości lekkim

skrzydłem wzleci,

Okiem twórcy na wszystkie spojrzy

swoje dzieci

I w zmysłów chmurę znowu obleczony

wcześnie

Tym okiem i w te chmury tęcze rzuca

we śnie

*

...odmiana wszystkiemu zagraża,

Odmiana, choć nie zmiana - bo

człowiek nie zmienia

Głosu wiecznego - prawdy - głosu

przeznaczenia!

Tak się roślina każda na wiosnę

przetwarza,

Tak potok zmienia wody, a przecież

potokiem,

Tak upływa dzień za dniem, ginie rok

za rokiem,

A czas jak świat odwieczny!

I wreszcie po proroczej, wizyjnej, czekającej Wacława w nieokreślonej przyszłości scenie ukazanej we śnie Matki, następuje ustami Prowadzącego powrót z otchłani czasowej na ziemię, do ojczyzny i domu, do ludzi i przed­miotów - do "teraźniejszości":

I znowu w duszy mniejsza przestrzeń

widnokręga;

Znowu pokój przed okiem - sługa przy

drzwiach czeka.

Wszystko tak jak przed chwilą -

świeca iskry ciska -

A dusza! - dusza, która Boga była

bliska,

Jako pielgrzym do domu, wraca w kraj

człowieka!!

Spoza poematu "Wacława dzieje" we­szło do warszawskiego spektaklu pięć tekstów Garczyńskiego. W Prologu, będącym kresem losów Poety (śmierć nastąpiła w Avignonie 20 IX 1833 r.), wyzyskano wymierzony przeciw Sło­wackiemu fragment gorzkiego i boles­nego wiersza (zaczynającego się od słów: "Nie uciekanie z kraju, gdy się inni biją"), któremu odjęto jednak niesprawiedliwy, gwałtowny adres. Ów fragment polemicznego utworu oraz pozostałe teksty Prologu (z "Wacława dziejów") stworzyły wstępną i zarazem jak gdyby finalną perspektywę całości, która może potwierdzać domysł o poe­macie pisanym w przeczuciu śmierci:

...nie rym zładzony do serc dzisiaj

kluczem:

Będziemy poetami, kiedy się nauczem

Czuć prawdę - pisać prawdę -

i stwierdzać ją w czynie.

Sam jeden pośród tylu wichrzę się po

świecie,

Może nawet powieki obca dłoń mi stuli. O bracia! czym kraj własny, jeśli nie

czujecie,

Opuśćcie go na chwilę, a będziecie czuli.

.............................................................

Gdy umrę, nie chcę modlitw i ciężkich

kamieni.

Mniejsza, że obcy prochów moich nie

odgadnie,

Niech każda pamięć o mnie wieczyście

przepadnie...

W scenie biesiadnej (Salon), będącej częścią obrazów przywołanych magne­tycznym zaklęciem Nieznajomego, na­strój dysputy - dwuznaczny zresztą - zburzony został do szczętu opowiada­niem Więźnia o "narodowym winowaj­cy", który "dawszy braci swych na umęczenie - był wolnym". Ten frag­ment wierszowanej powieści Garczyń­skiego "Zdrajca" o śmierci i o pogrzebie apostaty sprawia wrażenie organicznie zintegrowanego z fabułą dramatu i niezwykle ostro wzmacnia późniejszą argumentację Nieznajomego w starciu z Wacławem:

Widziałeś różnych ludzi. Ciż więc

powołani

Do czynów nieśmiertelnych, do myśli

wysokiej,

Ciż spełnić mają Stwórcy wszechwładne

wyroki?

Kolejnym dodatkiem do akcji dra­matu stały się na scenie strofy tra­gicznej w wyrazie piosenki Nieznajo­mego "Kiedy ja umrę, zapadną powie­ki", arcydziełka lirycznego, w którym poezja idealnie przylega do muzyki (nb. muzyka Andrzeja Kurylewicza do "Wa­cława dziejów" prosiłaby się o niezdaw­kową, fachową ocenę specjalisty). O funkcji owego fragmentu poematu Garczyńskiego "Ostatnie chwile samot­nika" w przedstawieniu będzie jeszcze mowa.

Do sceny pożegnalnej nieszczęśliwych kochanków, Wacława i jego sio­stry Heleny, użyto w teatrze fragmen­tu wiersza "Do... ("Czemum cię znowu zoczył o ziemski aniele"). Melancholij­ny nastrój rozstania i przeczucie rych­łego dopełnienia losów:

Ja od pierwszej młodości odbiegłem

daleko,

Może już drogę nawet przebyć mam

niedużą;

.....................

Mój wiek bliski wieczoru, choć dzień

nie upłynął...

symetrycznie wiąże się z Prologiem. I tu, choć łagodniej, bez owego gorz­kiego zapamiętania, Wacław mówi o mogile cmentarnej:

I jutro rzekną o mnie: był, kochał

i zginął! -

Wtenczas przynajmniej klęknij na

sypce grobowej,

Żegnaj błogosławieństwem...

Na końcu wspominam o dodatku może najświetniejszym: zabrakło w poemacie Garczyńskiego, w jego pierwszej części, sceny miłosnej. Za­stąpiła ją w przedstawieniu insceniza­cja znakomitego erotyku "Strata zmy­słów", w którym migotanie uczuć odpo­wiada i sytuacji fabularnej, i roz­chwianiu psychicznemu bohaterów, i wreszcie - obrazowaniu, stylistyce i wersyfikacji całego poematu. Powie ktoś, że z nieobfitej i na ogół jedno­rodnej twórczości Garczyńskiego sto­sunkowo łatwo dobrać odpowiednie fragmenty. Może i tak, ale nieomyl­nego słuchu literackiego trzeba, aby wybrane teksty zespolić z akcją, nie odkształcić postaci, które je wypowia­dają, i kazać im żyć na scenie jako część składowa dramatu do niedawna martwego i przemilczanego przez hi­storię literatury.

Punktem, w którym jak w ognisku optycznym skupia się w inscenizacji "Wacława dziejów" główny węzeł dra­matyczny, jest opozycja Wacław-Nie­znajomy. Podobnie zresztą i w utwo­rze Garczyńskiego, tylko że w poema­cie inaczej rozłożone są racje antago­nistów i w konsekwencji Nieznajo­my - Rozum nieubłagany świata, prze­wrotny Kusiciel, Szatan - tym razem pokonany, nie zrezygnuje z walki jutro, choć na dziś atutów mu już nie stało.

Czytając uważnie tekst i wychodząc od niego Hanuszkiewicz wzmacnia na scenie to, co tkwi w utworze, zaostrza i pogłębia konflikt tragiczny i nie do­puszcza do jego likwidacji przez po­mniejszenie lub dyskwalifikację racji jednej ze stron. Owa stała dążność reżysera pozwoliła w poprzednich in­scenizacjach na wyniesienie Kreona i Prezesa przy nieobniżaniu Antygony i Kordiana. Tym tragiczniejsze są ich decyzje, przed tym dramatyczniejszym stoją wyborem, im silniejszy i bar­dziej godny jest przeciwnik, z którym przychodzi się potykać. A wynik par­tii jest przecież przesądzony, dany z góry setki lub dziesiątki lat temu: wiadomo, że w życiu scenicznym (i po­za sceną) Prezesi nie będą zwycięzca­mi. Czy jednak w przypadku "Antygo­ny" i "Kordiana" działali ze złą wolą lub podstępnie, czy byli oportunistami śle­pymi i głuchymi na wołania herosów? Nie odważyłbym się ich o to posądzać.

W wywiadzie "W stroną Arlekina.." (Literatura, nr 14/1974) Hanuszkiewicz mówił: "Sztuka ma prawo stawiać py­tania nawet tam, gdzie nauka się nie odważy. Czy siła moralna tych aktów równoważy straty? I na odwrót - czy zawsze sens ma chłodna kalkulacja, gdy zdarza się, że jedynym wyjściem bywa akt rozpaczy? Kim bylibyśmy bez Kordianów jako naród? Ale czym jesteśmy jako społeczeństwo, perma­nentnie nie dopuszczając do głosu Pre­zesów i Nieznajomych, bez wysłucha­nia, wkładając im w teatrze kostium diabła i oportunisty?". Jak jest zatem w Sztuce, w "Wacława dziejach" - na scenie? Oddemonizowano, zracjonalizo­wano Szatana, odbanalizowano sche­mat, ożywiono Literę. Zapaleniec zna­lazł się w trudniejszej, bliższej rze­czywistym konfliktom narodowym sy­tuacji. Postawiony wobec rozwiązania alternatywnego, odnajdywać musi racje ideowe nie na czarno-białej szachow­nicy, ale w gwałtownym starciu kon­cepcji woluntarystycznej i pragmatycz­nej.

A środki, którymi teatr ten intere­sujący i rygorystycznie konsekwentny zamysł zrealizował? Było ich wiele - poczynając od decyzji obsadowych, a kończąc na frazie intonacyjnej aktora. Osobno wspomnę o dwóch momentach. Bluźnierczy - z pozoru - atak Wa­cława w starciu z Księdzem załamał się (czego nie ma w poemacie) w konfesjonale, kiedy siedzący na miejscu spowiednika "penitent", porażony siłą bijącą z krucyfiksu, zaczyna płacząc współśpiewać z zakonnikiem wielko­postną pieśń o sukni Pana rozszarpa­nej przez "łotrów zgraje". Heros po­konany? Nie - bohater uczłowieczony, jeden z tych z pokolenia Gustawów-Konradów i Kordianów, co szukając racji w swoim doświadczeniu i mierząc świat miarą własnej zapalczywej wiel­kości, oślepiani czy może - paradok­salnie rzecz odwracając - oświecani bywali światłem bijącym z oddali. W tym świetle, a zatem poprzez ów przejmujący, straszny płacz Wacława widać drogę jego przeznaczeń. Jakże często polskiego bohatera romantycz­nego prowadziła ona do zwycięstwa przez mrok zwątpienia i gorycz poraż­ki.

Drugi przykład dotyczy Nieznajome­go. Ukazał on Wacławowi w scenie Obrazy wszystkie marności świata. Apeluje do jego poczucia narodowego, rozeznania politycznego, chce po­wstrzymać szaleńczy zamiar spiskowy przez wskazanie przedwczesności dzia­łania i osamotnienia, w jakim znaj­dzie się Wacław, gdy wypadki potoczą się lawiną. Nie sposób uznać wysiłków Nieznajomego za chytrą grę politycz­ną - siła tragicznego przekonania bi­je od tej postaci, to nie oportunista, ale pewny swej racji działacz z prze­ciwnego obozu politycznego. Ujawnia się w tym starciu i tragizm naszych dziejów, i rozdarcie bohaterów między ekstremy poglądów. Nieznajomy pono­si porażkę, która jest w równej mierze klęską wyznawcy, co klęską człowie­ka. Tu nie ma już miejsca (inaczej niż w poemacie) na przeniesienie kon­fliktu na inną, transcendentalną płasz­czyznę, nie pora na kwestie wypowia­dane "na stronie", do siebie. W przed­stawieniu Nieznajomy doszedł bowiem do kresu. I dlatego w tym momencie intonuje pożegnalną, rozpaczliwą pio­senkę o "życia szalonej chorobie":

Kiedy ja umrę, zapadną powieki,

Nawet i listek nie wiewnie na drzewie;

Zginę jak głos mój - jak brzęk lutni

w śpiewie,

Na długo - może na wieki;

Przyjaźń? - nie będę potrzebny

przyjaźni;

Z wiernych mi nic nie zostało!

............................................

Jam w życiu zimną napotkał drużynę,

Po śmierci zimną zostawię!

Zszedł ze sceny, ale zejść mógł z niej z podniesionym czołem.

Na koniec pytanie ostatnie, o stosu­nek Prowadzącego spektakl do Niezna­jomego. Nigdzie, w żadnej scenie dra­matu nie ma między nimi łączącej ich nici. Nieznajomy - ten samodzielny, całkowicie zewnętrzny byt (nie alter ego Wacława) - nie jest ani razu pre­zentowany przez Prowadzącego. Kon­flikt skrajnych postaw Wacława i je­go antagonisty toczy się poza pozor­ną - co teraz się dopiero uwidoczni­ło - wszechwiedzą Prowadzącego. Przypadek? Wątpię. Podobne przypad­ki nie zdarzają się w pokoleniu ska­zanym na romantyzm. Błogosławiony wyrok!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji