Artykuły

Moc sukcesu

"Moc przeznaczenia" w reż. Roberta Skolmowskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi ocenia Teresa Grabowska w Trybunie.

"Giuseppe Verdi to jeden nie tylko z największych, ale i najpopularniejszych operowych kompozytorów - także wśród polskiej publiczności.

Prawdą jest jednak także, iż niektóre z jego dzieł ciągle pozostają bardzo mało znane naszym melomanom - a to z tej prostej przyczyny, iż niezmiernie rzadko pojawiają się na polskich scenach. Należy do nich m.in. Simon Bocconegra, który dopiero w 1997 r. doczekał się polskiej premiery, a także Luiza Miller, przed dwoma zaledwie laty pierwszy raz zaprezentowana polskim widzom przez Operę Bałtycką w Gdańsku.

Zaliczyć do nich trzeba także Moc przeznaczenia, jakkolwiek tę akurat operę można było oglądać w Warszawie już w latach 70. XIX w., a niektóre szczególnie melodyjne jej fragmenty cieszą się żywą sympatią melomanów. Osobiście przyznać muszę, że dotychczas raz tylko mogłam oglądać to dzieło w całości i na żywo - i to już wiele lat temu na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu. Później wystawił je jeszcze Teatr Wielki w Poznaniu i dopiero teraz trzecią w naszych czasach jego prezentację przygotował Teatr Wielki w Łodzi.

Można się trochę dziwić, czemuż to teatry operowe - nie tylko zresztą polskie - wolą omijać z daleka to dzieło o wybitnych przecież wartościach, pozwalające znakomitym śpiewakom w pełni zabłysnąć swą sztuką? Jedną z przyczyn, jak myślę, upatrywać można w jego trudnościach wykonawczych; nie jest bowiem rzeczą łatwą skompletowanie piątki śpiewaków naprawdę wysokiej klasy, zwłaszcza przy znanych finansowych trudnościach, z jakimi boryka się większość operowych scen. Przyczyna druga zaś to ogromne rozmiary opery Verdiego i mnogość ubocznych wątków, nieposuwających naprzód zasadniczej akcji, tragicznej i obfitującej w nieprawdopodobne zupełnie sytuacje.

Przyznać wypada, że zespół łódzkiego Teatru Wielkiego dzielnie poradził sobie z trudnościami zawartymi w partyturze Mocy przeznaczenia. Znakomicie wypadły chóry, którym w operze tej powierzył kompozytor doniosłą rolę; bardzo dobrze też grała orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego - jednego z nielicznych u nas rasowych operowych kapelmistrzów. Robert Skolmowski jako reżyser sprawnie i bez zbędnych udziwnień pokierował niebywale skomplikowaną akcją dramatu, w którym trup ściele się gęsto.

A soliści, od których w tej właśnie operze zależy tak wiele? Na pochwały zasłużył z pewnością zbyt chyba mało dotąd znany na naszych scenach tenor Robert Weroniecki jako Don Alvaro - zabłąkany do Hiszpanii i pogardzany potomek dawnych władców królestwa Inków. Znalazł też dobrego partnera w młodym barytonie Przemysławie Reznerze, co uwidoczniło się m.in. w trzech świetnych duetach. Z prawdziwą przyjemnością słuchaliśmy pięknego basowego głosu Piotra Nowackiego w partii dobrotliwego zakonnika Ojca Gwardiana, a utalentowana Agnieszka Makówka znakomicie wypadła jako pełna temperamentu Cyganka Preziosilla. Szkoda tylko, że Danuta Dudzińska-Wieczorek nie we wszystkim spełnić mogła oczekiwania słuchaczy, kreując potężną i na wielki dramatyczny sopran pomyślaną partię nieszczęśliwej Leonory.

Na pewno przedstawienie to jest kolejnym sukcesem łódzkiego teatru. Co zaś najważniejsze, to fakt, że na sam koniec sezonu skończyły się wreszcie - jak się wydaje - komplikacje wokół obsady kierownictwa tej placówki. Przewidziany na stanowisko nowego dyrektora naczelnego prawnik Wojciech Skupniewski związany już wcześniej z placówką łódzką, a więc wprowadzony w specyfikę operową, daje teatrowi nadzieję pewnej stabilizacji oraz stopniowego wychodzenia z finansowych kłopotów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji