Wacława dzieje
No więc jeszcze jedne narodowe zaduszki: płonące świece, płonące oczy bohatera, płonące słowa - o wolności, o narodzie, o walce, o poświęceniu. W szeregu romantycznych bohaterów obok Gustawa-Konrada, Kordiana, Maks-Yksa - staje Wacław, najbliższy pochodzeniem Kordianowi, pychą - Konradowi, demaskatorską pasją - Maks-Yksowi.
Staje w sytuacji dla siebie bardzo trudnej, niekorzystnej. Tamci trzej wrośli już bardzo głęboko w narodową kulturę, literaturę, filozofię, chciałoby się rzec w narodową religię. Co prawda twórca "Pierścienia wielkiej damy" najpóźniej, po wielu dziesiątkach lat dopiero, na dobre - już po drugiej wojnie, w Polsce Ludowej.
No więc staje przed nami ten romantyczny bohater Wacław, "potomek bogatego rodu szlacheckiego" z całym swym romantycznym sztafażem, z romantycznymi akcesoriami i rekwizytami, z romantycznym rozwichrzeniem i romantyczną egzaltacją - w sytuacji, kiedy śledzimy kolejną wycieczkę ludzi w Kosmos na blisko trzy miesiące, kiedy nie te romantyczne światy z poetyckich wizji, ale nasz świat realny, konkretny był jeszcze niedawno na granicy apokaliptycznej zagłady...
A jednak Wacław, bohater "poemy" Stefana Garczyńskiego wskrzeszony przez Adama Hanuszkiewicza, za co mu niech będzie chwała i co historycy literatury, teatru i kultury na wieczną pamiątkę odnotują, jak też i chwała Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu za szybkie? - po 140 latach od napisania i 73 od ostatniego wydania) wydanie z inspiracji Hanuszkiewicza "Wacława dziejów" - tenże bohater obronił się na scenie Teatru Narodowego przed współczesnością sputników, cybernetyki i atomu. Obronił się i w swej warstwie poetyckiej, i w swej warstwie filozoficznej i historiozoficznej, i w swej warstwie już czysto teatralnej, a więc najtrudniejszej. Najtrudniejszej, bo przecież ten poemat ma tylko lekką stylizację na poemat sceniczny, więcej: jest asceniczny by nie rzec antysceniczny. A jednak powiało ze sceny Teatru Narodowego wielkim teatrem i wielką poezją. I wielkim umiłowaniem ojczyzny.
Powiało co prawda na krótko. Fascynujący (nie tylko teatralnie) początek tego romantycznego - a przecież współczesnego, skoro tak bardzo do nas przemówiło - widowiska i zapowiadał o wiele więcej, niż teatr dał. Te zderzenia i napięcia intelektualne, moralne, filozoficzne mają w miarę upływu przedstawienia coraz niższą temperaturę, a w kluczowo pomyślanej zdawałoby się scenie "spisku koronacyjnego" wieje ze sceny martwota i chłód.
Reminiscencje z "Dziadów" (improwizacja przede wszystkim), z "Kordiana" (wspomniany tu "spisek koronacyjny") a także z "Horsztyńskiego" (Szczęsny - Amelia i Wacław - Helena) działają obosiecznie na korzyść teatru bo odbieramy coś bardzo nam bliskiego, "swojskiego", odbieramy tym szóstym zmysłem "narodowym" sprawy, które nie dotarłyby na przykład do widza niepolskiego - i na jego niekorzyść: bo właśnie poprzez reminiscencje z wielkich, pamiętnych inscenizacji tamtych dzieł, z ich wysokiej temperatury.
Ale przecież nie tylko o tę scenę "spisku", kończącą w teatrze część pierwszą, pretensje do teatru, a imiennie do wskrzesiciela Garczyńskiego. "Wacława dzieje" są poematem przede wszystkim filozoficznym; w Teatrze Narodowym - tylko historiozoficznym. Mam tu więcej zaufania do komentarza Mickiewicza, przyjaciela poety i entuzjasty jego twórczości, niż do teatru. Poemat to poszukiwanie syntezy między wiarą a rozumem, między kontemplacją a czynem. U Wacława "uwieranie Boga" było o wiele bardziej dojmujące i dotkliwsze, niż u Hanuszkiewicza, chociaż nie miał odwagi - czy też siły, a może pychy - zmierzyć się z Nim tak jak bohater "Dziadów".
Wacław nie miał - jak mieli Gustaw - Konrad i Kordian - edukacji sentymentalnej, miał tylko edukację filozoficzną. Jedyną u niego kobietą jest jego rodzona siostra - zdumiewa dziś jeszcze śmiałość ukazania tego drastycznego wątku, zatartego zresztą w przedstawieniu. Tu właśnie - w tym potarganiu i odrzuceniu wszelkich norm i więzów - poszedł bohater Garczyńskiego o wiele dalej i śmielej, niż Mickiewicz i Słowacki. Ale im niższy upadek, tym skuteczniejszy "punkt odbicia" - w zwyż.
U Garczyńskiego takim przełomem jest scena w karczmie! Wacław poczuł się Polakiem wśród Polaków, dojrzał źródło swej siły i swego odrodzenia. Jako Polak i jako człowiek potykający się nie tyle z Bogiem co z Jego niedoskonałymi w swych ludzkich ułomnościach sługami. duchowieństwem. W przedstawieniu teatralizacja przekreśliła tę przełomowość.
INTENCJE i zamierzenia Hanuszkiewicza można odczytać z ustawienia roli Nieznajomego. Mickiewicz określa go jako "Polaka wynarodowionego", który (w scenie w karczmie) "godząc w religię ich (zebranych tu chłopów - przyp. SP) kraju, chciał wysuszyć ostatnie źródło narodowości". Zawarte w tkance poetyckiej didaskalia wskazują na świadomie złą wolę Nieznajomego wobec Wacława, jego zimny cynizm, jego wyrachowanie, jego przewrotność niszczycielską. U Hanuszkiewicza inaczej: Daniel Olbrychski w jakiejś mierze nie tylko "uczłowiecza Nieznajomego, ale go heroizuje, a Hanuszkiewicz w kluczowej w przedstawieniu wielkiej scenie starcia między Wacławem a Nieznajomym ustawia tego drugiego na przodzie sceny i każe mu mówić do widowni, podczas gdy Wacław stoi głęboko cofnięty w tyle. A więc eksponowanie "rozumowych" racji Nieznajomego? Bo to nawet nie "monolog wewnętrzny" upersonifikowany dwoma postaciami, monolog ukazujący rozdarcie, konflikt wewnętrzny Wacława między "wiarą i czuciem" a "mędrca szkiełkiem i okiem". Poza tym Krzysztof Kolberger, grający Wacława, piękną raczej zapowiedź aktorska niż pełna kreacja, tym bardziej przesądzał racje Nieznajomego, ułatwiał mu zwycięstwo. A przecież to nie Garczyński. To nie z "Wacława dziejów".
No właśnie: jak to zawsze, lub prawie zawsze, bywa z inscenizacjami Hanuszkiewicza - fascynacja teatrem, uznanie dla twórcy spektaklu, a jednocześnie sporo zastrzeżeń, a czasem, jak, tu, sprzeciwów. Oczywiście są one śmieszne wobec faktu wprowadzenia przez Hanuszkiewicza w krwioobieg teatru współczesnego i współczesnej literatury tak niesłusznie zapomnianego poety i tak niesłusznie zapomnianego poematu.