Artykuły

Ku nowemu kanonowi

Kazimierz Dejmek, reżyserując w Teatrze Polskim Zemstę Aleksandra Fredry, musiał wziąć pod uwagę i rangę sceny i rangę utworu. Czołowa scena polska może sobie pozwolić na dalej idące doświadczenia i ryzyko przy wystawianiu sztuk współczesnych i nie tak kanonicznych dla rodzinnej dramaturgii. W porównaniu z dziełami Fredry nawet sztuki romantyczne i poromantyczne pozostawiają głębszy margines dla interpretacji, a także ich „odświeżenia” mogą być interesujące również wtedy, kiedy są sporne. Tu jednak idzie o utwory, przy których zbyt „twórcze” inscenizacje mogą prowadzić do łamania żelaznej konstrukcji w komediach tak bardzo klasycznych i pod względem charakteru i ze względu na czas ich pisania, to znaczy tuż przed wielkim uderzeniem Romantyków. Zemsta należy przecież do sztuk, które oparły się falom plejady powołanej przez owych „Wielkoludów”, jak ich nazwał Norwid. Słowem trzeba pamiętać, że jest to komedia klasyczna nie tylko według dzisiejszych podziałów na „klasyczne” i „współczesne”, lecz i owych z połowy ubiegłego stulecia, gdy rozgorzał bój literacki między „klasycyzmem” i „romantyzmem”.

Dla dramatopisarstwa Fredry niemałą inspiracją były gusta francuskie, podczas gdy angielskie i niemieckie bardziej inspirowały Romantyków. Jeżeli więc nie chce się „połamać kości” Zemście trzeba nawrócić do owych racjonalistycznych gustów zgodnych z poetyką Fredry i trzymać się twardo tekstu, nie negliżując didascalii.

Jakież więc pole do rzetelnej inscenizacji? A no, obłupać sztukę nie z tradycji jej dni, gdy powstawała, lecz raczej z koncepcji późniejszych, obcych założeniu autorskiemu. Bo już pod koniec XIX wieku ją koloryzowano, doszukując się wspólnych mianowników z Panem Tadeuszem Mickiewicza, a szczególnie idealizując postacie Klary, synowicy Cześnika, Wacława, syna Rejenta, jakby byli to co najmniej Julia i Romeo Szekspira albo przynajmniej Zosia i Tadeusz Mickiewicza. Zaś ugodzenie się Cześnika z rejentem traktowano nie tylko jako komediowy (właśnie francuski, molierowski) finał, ale niemal hasło do narodowej zgody.

Sądzę, że Dejmek zastępując po ostatnich słowach tekstu patetyczny w geście finał odczytaniem końcowych didascalii podkreślił jego mechaniczność. Dbając o nienaruszenie tekstu, wszakże odciążył interpretację od moralizatorstwa. Uczynił to na rzecz komedii czystej i tym samym podszeptuje nowy kanon interpretacji: zamiast ogranego gestu pojednania ściśle komediowe wyjście z zawikłanej sytuacji. Resztę niech sobie dośpiewa widz! Sądzę, że tak jest mądrzej.

Piętnastoosobowa obsadę oparł na kilku szczególnie mocnych filarach. Rolę Cześnika Raptusiewicza powierzył Tadeuszowi Bartosikowi, który włożył w nią pełną pasję, bardzo sarmackiego syna ziemi. Rejenta Milczka gra Ignacy Machowski, który przemyślne czajenie się wciągającego w zasadzie przeciwnika łączy z zaciekłością. Tadeusz Łomnicki opracował postać Papkina w sposób dogłębnie przemyślany w każdym geście i tonacji. Nie jest to w jego ujęciu Papkin tylko chłystek i samochwał, obrotny, a pechowy, lecz także bardzo ludzki „pieczeniarz”, pokonana przez życie ofiara okoliczności. Cały czas budząc śmiech, jednak zdolny jest wzbudzić też współczucie, gdy pisze testament. Anna Seniuk jako Podstolina jest wprawdzie komediowo zabawna, ale staje się aż groźna w zaborczej zalotności. Andrzej Baer jako Dyndalski jest wzorowo fredrowski. Wzorcowo? Jakież mamy wzorce? Kazimierz Kamiński z roku 1923? Ludwik Solski z roku 1945? Kto pamięta? A tego rzędu wydaje się kreacja Baera.

Klara i Wacław – choć w Zemście intryga dotyczy ich losu, przecież nie są postaciami decydującymi o kształcie widowiska, nie oni stanowią o stylu „Zemsty”. Należy jednak zauważyć staranne dopracowanie tych ról przez Dorotę DobrowolskąJana Frycza, który jest zresztą wyrazistszy od swej partnerki. W tym niemal wzorcowym widowisku starsi wytrawni artyści niejako podają sztafetę młodzieży, której należy tylko życzyć, by z partnerowania mistrzom wyciągnęła dla siebie przykład rzetelnej pracy.

Ponieważ to przedstawienie, opracowane pod sam koniec poprzedniego sezonu, teraz po letniej przerwie stanie się zapewne trzonem repertuaru, warto przynajmniej wymienić także odtwórców postaci epizodycznych i rodzajowych: Józefa Kalitę w roli Śmigalskiego, Czesława Bogdańskiego w roli kuchmistrza Perełki, Damiana DamięckiegoRyszarda Nawrockiego w rolach Mularzy, oraz Andrzeja Bieniasza, Piotra Brzezińskiego, Andrzeja ChichłowskiegoWaldemara Walisiaka w rolach sług Cześnika.

Malarskiego waloru dodaje przedstawieniu scenografia Jana Polewki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji