Artykuły

Portret Marii

Najpierw w ciemności popłynęła muzyka - efektownie połamana dysonansami niedługa fraza: Andrzej Zarycki ma wyjątkowy dar tworzenia muzyką nastroju korespondującego z tym, sugerowanym przez tekst. Umie komentować muzyką akcję i dopowiadać niuanse. A to jest tylko pozornie łatwo przy pomocy cytatów i parafraz muzycznych informować widza o czasie i miejscu akcji. Jakże często kompozytorzy wpadają w zdradliwe pułapki pretensjonalności i niesmacznej nachalności.

Umiejętność Andrzeja Zaryckiego w tym zakresie jest w przypadku opracowania muzycznego "Portretu Marii" o tyle bezcenna, że w spektaklu tym króluje umowność: Tylko dwie główne role Marii Skłodowskiej-Curie i jej męża Piotra przypisane są na stałe parze aktorów (Ewa Czajkowska i Krzysztof Górecki). Pozostałych kilkanaście ról grają bez zmian dekoracji, charakteryzacji i kostiumów, Barbara Szałapak i Wacław Ulewicz. Nieźle radzą sobie z tym karkołomnym zadaniem: błyskawiczne przeistaczanie się z postaci w postać, czytelność sytuacji itd., ale niezaprzeczalną, dużą pomocą jest tu muzyka.

Jednak całość z lekka irytuje, bo... wprost nieprzyzwoicie ocieka ckliwością. Rozumiem i akceptuję pomysł przedstawienia młodzieży Marii Skłodowskiej-Curie, postaci faktycznie niezwykłej; ogromnie inteligentnej, ambitnej, pracowitej. Oczywiście, powinno się młodzieży dobitnie uświadamiać jak wielkiego formatu uczoną była (pierwsza kobieta wykładająca na Sorbonie, pierwsza dwukrotna laureatka Nagrody Nobla), ale prezentowanie odkrywczym radu i polonu w tak naiwny i cukierkowy sposób jest po prostu niestrawne.

Maria Skłodowska-Curie jest w tej sztuce człowiekiem bez najdrobniejszej skazy: pracowita jak pszczółka, wierna jak pies, wdzięczna jak rusałka, uczciwa i dobra jak anioł. Dosyć trudno w to wszystko uwierzyć nawet komuś szczerze szanującemu uczoną.

Winić za ten mdły obrazek należy przede wszystkim jej córkę Ewę, autorkę powieści "Maria Curie". Przemilczała ona zapewne... nie tylko romans matki kreując ją na nieskazitelny symbol wierności...

Ale czy autor teatralnego scenariusza, Józef Gruda, a także realizatorzy nowohuckiego spektaklu nie mogli zeskrobać tej grubej warstwy lukru? Ach. gdybyż Ewa Czajkowska nie toczyła wkoło aż tak rozmarzonym wzrokiem, gdyby nie miała w głosie tyle słodyczy, gdyby nie zawodziła tęsknie, a piskliwie niczym słowik w gaju, gdyby nie upajała się tak rozkoszną nieporadnością męża (idealnego oczywiście nie mniej niż ona sama!).

Spektakl niewątpliwie jest godny polecenia młodzieży szkolnej. Jako uzupełnienie lekcji fizyki i chemii. Ale nic ponadto!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji