Artykuły

Ucieczka

Kierownictwo Państwowego Teatru Ludowego w Krakowie z dyrektorem Henrykiem Giżyckim (zarazem znanym reżyserem i aktorem) na czele ma dobre i śmiałe pomysły repertuarowe, za które z pewnością należą się słowa uznania. Dla przykładu parę tytułów wciąż obecnych w repertuarze: "Betleem polskie" Rydla, "Hiob" Wojtyły "Milczenie" Brandstaettera, "Parady" Potockiego - i teraz nowa premiera: "Ucieczka" Michała Bułhakowa. Decyzja wystawienia tego znakomitego dzieła scenicznego autora "Mistrza i Małgorzaty" zasługuje na aplauz tym większy, że jest to jego dopiero druga realizacja teatralna w Krakowie. Aż dziw, że od 1969 r. nie sięgnięto po tę sztukę. Ale bo też i miała ona swoje symptomatyczne, pouczające losy. Napisana w 1927 r. specjalnie dla MChAT-u przygotowana z miejsca do wystawienia w świetnej obsadzie, niestety, wycofana z repertuaru, pomimo obrony podjętej przez samego Maksyma Gorkiego. Bułhakow nie doczekał się inscenizacji "Ucieczki", którą pokazano po raz pierwszy w 1957 r. w stalingradzkim Teatrze Dramatycznym im. Maksyma Gorkiego, w rok później w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Puszkina w Leningradzie. Polska prapremiera "Ucieczki" miała miejsce w 1959 r. w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach.

Trzeba przyznać, że losy tego dramatu są intrygujące, jak też nieustannie zaciekawia osoba, życiorys i twórczość Bułhakowa. Lekarza, powieściopisarza, dramaturga, reżysera, aktora, człowieka niezwykle utalentowanego, wewnętrznie skłóconego, wizjonera, wyprzedzającego swymi psychologicznymi i pisarskimi wejrzeniami w głębie ludzkich dramatów epokę egzystencjalistycznej konfrontacji z absurdalnością losu. Czego znakomitym, zastanawiającym dowodem jest także "Ucieczka". Pewnie też i dlatego były z nią kłopoty. Bo jakże to? Trwa wielka rewolucja, młoda władza radziecka walczy o ustanowienie i utwierdzenie nowego ładu politycznego i cywilizacyjnego, a na scenie nie ma nic z patosu i nic z heroizmu stawania się historii; nie ma przemarszu zwycięskiej rewolucji bolszewickiej; nie ma bohaterów, nie ma słusznych haseł ideologicznych. Są natomiast zagubione pobocza, chore odpryski ginącego starego świata przerażonego naparem nowej siły, przed którą trzeba uciekać.

Wydarzenia rewolucyjnych przemian wstrząsnęły świadomością pisarza, dalekiego i obcego swoją sylwetką duchową wszelkiej polityce czy walce, związanego głęboko z umierającą rzeczywistością dotychczasowego obyczaju i kultury. Pisał potem, że z kilkunastokrotnej zmiany władzy w jego rodzinnym Kijowie - sam przeżył dziesięć. Pozostała w nim obsesja zatraty i klęski, dreszcz zapadania się w nicość starego świata, skazanego na zagładę, a przecież obdarzonego wartościami i swoistym dekadenckim urokiem. Pozostała obsesja ucieczki przed groźną potęgą nowego ładu - byle dalej i nie powrotnie. Czy jednak można uciec przed historią, przed własną przeszłością, przed sobą samym?

Poczuciem klęski i gwałtownym pragnieniem ucieczki do jakiegoś wyimaginowanego raju czy azylu żyją bohaterowie "Ucieczki". Przegrali pod naporem dziejów, czują się zagubieni, zmiażdżeni, wydrążeni z sensu, z siebie nawet. A cóż to za pyszne postacie, skomplikowane, zróżnicowane! Noszą autentyczne ludzkie dramaty, są ludźmi małymi i wielkimi, podłymi i ocalającymi swoją godność, tragicznie oszukanymi przez los, miotającymi się w matni bez wyjścia - gdzieś na peryferiach walki, w ukryciu klasztornym, na dworcu kolejowym, ścigani i zalęknieni w ucieczce, w Sewastopolu, w Konstantynopolu, w Paryżu... Ileż tymi postaciami można wygrać ważnych prawd życiowych, tym bardziej że wypełniają one niezwykle zbudowany utwór, w którym najnowocześniej splatają się ze sobą w koszmarną wizję - tragedia i groteska, okrucieństwo i liryzm, brutalność i poetycka nostalgia. Apokalipsa objawia się tu niby sen, niby bolesne przywidzenie, obłąkańcze uwiedzenie. Straszny tygiel historii zagarnia i pochłania ludzi, szydzi z jednostek. Owszem, dramat sceniczny na dziś, na miarę pytań i doświadczeń współczesności, i kilka cudownych ról dla aktorskich popisów: Czarnoty, Chludowa, Gołubkowa, Korzuchina, Korzuchiny.

W krakowskim przedstawieniu bierze udział niemal cały zespół nowohuckiego Teatru Ludowego, towarzyszący z werwą protagonistom. Giżycki jako reżyser, doświadczony przecież fachowiec w teatralnej robocie, rzecz zainscenizował z panoramicznym rozmachem kontrapunktowanym kameralnymi scenami. Szkoda, że sceny duże, zbiorowe, z ruchem, z tempem, nie wyszły niestety dobrze. Za dużo biegania, gadania, jazgotu - nie układającego się w czytelny sceniczny sens, w dominującą ekspresję. Irytuje to zwłaszcza w scenie klasztornej, w której popłoch i strach przed bolszewikami ma się wyrażać w nerwowym dreptaniu mnichów, zapalaniu i gaszeniu świec, w przebierankach, w pobożnych znakach i modlitewnych zaklęciach, lecz wyraża się co najwyżej zalążek intrygi fabularnej. Także scena na dworcu, szumiąca odgłosami wojny, rozdygotana krzątaniną cofających się białogwardzistów, podporządkowana i demonicznemu okrucieństwu Chludowa nie ma w sobie zestrojonej siły przekonania.

Sprawdza się znowu, że ilekroć teatr jako miejsce wygrywania prawdy staje się miejscem udawania teatru, tylekroć staje się czymś nieznośnym. Czyż nie dziwne to, że im sceniczna akcja bliżej klęski, tym bliżej artystycznej prawdy w teatrze, z tym większą czystością i siłą ona przemawia - w Sewastopolu, w Konstantynopolu, w Paryżu.

Przedstawienie nabiera kierunku i wyrazu, strząsa z siebie rozgardiasz rozruchu, odnajduje znaczenie i przesłania, staje się przejmującą rzeczywistością artystyczną. Jakby autor, reżyser i aktorzy rozumieli się coraz lepiej. Jakby dojrzewali na scenie do przeżywania swych ról. Dochodzi do głosu autentyzm i perfekcja aktorskiego działania Janusza Krawczyka (Czarnota), Andrzeja Gazdeczki (Chludow), Adama Sadzika (Gołubkow), Jadwigi Lesiak (Korzuchina), Tadeusza Wieczorka (Korzuchin). Trzy sceny wynagradzają w pełni niedostatki spektaklu: scena degrengolady fizycznej i moralnej, nie tracącej przecież kontaktu z poczuciem godności, scena ogrywania w karty Korzuchina przez Czarnotę i końcowa scena moralnych rachunków, scena rozstań, pożegnań i decyzji powrotu rozbitków rewolucji do ojczyzny. Warto to zobaczyć i przeżyć. To sprawa nie tylko Bułhakowa i jego nieszczęsnych bohaterów. Ona poszerza się o wymiary uniwersalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji