Artykuły

Malowanki muzyczne

Tak się dożyło, że już dziecięcych latach miałem możność poznania olbrzymiej ilości starych pieśni. Śpiewała je rodzina. śpiewało miasto rodzinne - Kraków, śpiewały okolice podkrakowskie..." - pisał Leon Schiller. Ta atmosfera domu rodzinnego, w którym żyły muzyczne tradycje babki-pianistki i w którym marzono o dyrygenckiej karierze Leona, wzbogacona wnet została o doświadczenia młodego gimnazjalisty, który trafił w progi rozśpiewanej Michalikowej Jamy, by obok wybitnych artystów prezentować tu swe młodzieńcze kompozycje, wchłaniając równocześnie przypominane przez zielonobalonikową cyganerią stare śpiewki i melodie. I wzbogacona została niebawem jeszcze silniej o muzyczne wzruszenia parysko-wiedeńskie i kompozytorskie próby w kabaretach "Figliki" i "Momus".

Muzyka otworzyła drogą do teatru przyszłemu wielkiemu twórcy scenicznemu. Pierwszym z nim kontaktem zawodowym było stanowisko kierownika literackiego i muzycznego w warszawskim Teatrze Polskim. Był to droga jak najbardziej prawidłowa. Wyznawał Schiller tezą ,,braterstwa" muzyki i dramatu. Ów ścisły związek dwu sztuk tak określił w jednym ze swych przemówień: "Dramat w najpotężniejszej, najszlachetniejszej postaci nie obywa się bez muzyki - ku niej dąży. Opera i dramat to dwa oblicza tego samego bóstwa."

Przez całe swe artystyczne tycie wierny był tej zasadzie. Przyszły twórca teatru monumentalnego, inscenizator wielkich dramatów, ożywiał równocześnie na scenie stare wodewile i "śpiewogry", wskrzeszał stare piosenki i melodie. Nie tylko piosenki - także stare teksty, dawne zwyczaje, obrzędy, kultowe obchody. I obok schillerowskich "Dziadów" lub "Nieboskiej" równie słynną kartę w dziejach polskiego teatru zapisały jego inscenizacje "Krakowiaków i Górali", "Królowej przedmieścia" czy też "malowanki muzyczne" - od "Pastorałek" po "Kram z piosenkami".

Zrodził się ów rozśpiewany, roztańczony "Kram" w pierwszych dniach wolności - na obczyźnie, gdy tęsknota za krajem specyficznej barwy i wymowy przydawała owym dyszącym polskością tradycyjnym piosenkom i zwyczajom. W Lingen - niemieckim mieście na granicy holenderskiej w założonym przez Schillera - w głównej mierze z byłych jeńców obozowych - Teatrze Ludowym im. Wojciecha Bogusławskiego (ileż treści kryło się w tej nazwie, ile wymowy w obraniu za patrona ojca sceny narodowej, którego imię nosiła zamknięta za czasów sanacji bojowa scena Schillera...), a więc w Lingen odbyła się 1-go grudnia 1945 roku

premiera "Kramu". stanowiącego kontynuację "Redutowego" programu sprzed lat 20: "Dawne czasy", przemianowanego później na "Pochwała wesołości".

"Kram z piosenkami" to jakby rewia tańczonych piosenek, osnuta na historyczno-obyczajowej kanwie - od staropolszczyzny po młodopolską cyganerię i fin de siecle'owe piosenki podmiejskie.

Opierając się w zasadniczym trzonie na autentycznym materiale, wzbogacał go Schiller o własne kompozycje, znakomicie włączone w styl epoki. Inscenizowane piosenki z "Kramu" zaledwie przez dwa tygodnie cieszyły oczy i uszy Polaków w Niemczech. Poprzedziły bezpośrednio ich powrót do ojczyzny - może i w wielu wypadkach były decyzji owego powrotu bezpośrednią przyczyną...

W kraju wznowiony został "Kram z piosenkami" przez samego Schillera w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi i wielokrotnie wystawiany przez różne sceny trafił także przed kilku laty - w realizacji warszawskiego "Ateneum" - do paryskiego Teatru Narodów.

Nie trafił dotąd do Krakowa. Aż dziw bierze - dlaczego? Przecież poza całą atrakcyjnością tego typu pozycji repertuarowej, poza wielką dziś modą na piosenkę z myszką (Agnieszka Osiecka i jej "Jabłonie"!), jest "Kram" w znakomitej swej części -i właśnie bardzo: krakowski (pelerynowa cyganeria na tle mariackiego hejnału!)

Pierwsza u nas inscenizacja "Kramu z piosenkami", zrealizowana właśnie obecnie przez Teatr Ludowy w Nowej i Hucie, krakowski ów koloryt jeszcze wzbogaca, część, nazwaną przez Schillera "Przedmieście śpiewa", poszerzając o kilka dodatkowych oryginalnych piosenek krakowskich.

Nareszcie więc mamy w smutnym w tej chwili teatralnym Krakowie barwne karnawałowe widowisko śpiewno-muzyczne: "tańczące i śpiewające obrazki". Widowisko, które - z góry to można założyć - cieszyć się będzie olbrzymim powodzeniem. Już chodzą słuchy, że zamówienia na przedstawienia "Kramu" płyną do Teatru Ludowego nieprzerwaną strugą...

A jeśli owi zamawiający wychodzić będą z nowohuckiego teatru oczarowani i wzruszeni, będzie to oczywiście zasługa nie tylko Leona Schillera, nie tylko piękna starych polskich piosenek, ale i nowohuckich realizatorów "Kramu": reżysera Jana Skotnickiego, scenografa Mariana Garlickiego i Choreografa Eugeniusza Paplińskiego (który współpracował swego czasu w operze z Leonem Schillerem) i zasługa całego zespołu, biorącego udział w tym wielkim i pięknym widowisku taneczno-muzycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji